
Ale i tak dzielnie czytam wszystko!
Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

 
 
 . Nic, absolutnie nic do spania. Poszedlem do kościoła gdzie..... , gdzie dwójka starszych ludzi czekała na pielgrzymów. Wyłuszczyłem nasza sytuacje Pan podzwonił wszędzie gdzie tylko mógł. I?!.... I nic! Powiedział mi wtedy na ucho, że zapłaci za miejsce do spania u sióstr. Kiedy mieliśmy się juz zbierać zadzwoniła jego zona z nakazem przywiezienia nas do ich domu. Dostaliśmy pokój, wspaniałą kolacje, basen z kąpielówkami
. Nic, absolutnie nic do spania. Poszedlem do kościoła gdzie..... , gdzie dwójka starszych ludzi czekała na pielgrzymów. Wyłuszczyłem nasza sytuacje Pan podzwonił wszędzie gdzie tylko mógł. I?!.... I nic! Powiedział mi wtedy na ucho, że zapłaci za miejsce do spania u sióstr. Kiedy mieliśmy się juz zbierać zadzwoniła jego zona z nakazem przywiezienia nas do ich domu. Dostaliśmy pokój, wspaniałą kolacje, basen z kąpielówkami  , rozmowę do nocy i pyszne śniadanie. Następny dzien to Eauze gdzie obaj doszliśmy do wniosku, ze to juz raczej koniec naszego wspólnego wędrowania.
, rozmowę do nocy i pyszne śniadanie. Następny dzien to Eauze gdzie obaj doszliśmy do wniosku, ze to juz raczej koniec naszego wspólnego wędrowania. 
 .
.  . Nawet jesli wyglądają na wylaczone!
. Nawet jesli wyglądają na wylaczone! .
. 
 .  Z powrotem juz tak różowo nie bylo. Po godzinie marszu zatrzymał sie Xavier. Pampeluna do której jechał kusila, ale odpuściłem. Jesli ktos oglądał "The Way" i widzi w wyobraźni Male miasteczko z ledwo funkcjonująca stacja kolejowa, to jest w wielkim błędzie. O ile stacja rzeczywiście przypomina miejsce z filmów Lincha, o tyle miasto imponuje. Może bez tak wysokiej zabudowy, ale wielkością przypomina mi Wyszków. W ostatniej lokalizacji zrobiłem zdjęcie listy miejsc noclegowych. Właśnie a'p zdjęć, nie jestem w stanie wrzucić niczego, serwer odrzuca z uwagi na wagę. Jesli ktos ma chwile,  z chęcią podam link niestety w PS trza by je odciążyć z automatu. W tej chwili jakies 450szt, od Jakubowa aż po St. Jean Pied de Port. Miejsca do spania niestety nie znalazłem żadnego. Zabłąkałem się do kościoła w ktorym miejsca do spania co prawda nie było, za to ksiądz wspomógł mnie 20€ datkiem. No żal było to wydać na nocleg, zacząłem wiec szukać.  Znalazłem  polskiego kierowcę koczującego na parkingu C4 w oczekiwaniu na kolejne zlecenie. Stal na pusto i po 2 piwach mialem już miejsce do spania. Łatwo przyszło,  łatwo poszło 20€ rozpłynęło się na fasolkę bulki wino i datek dla bezradnego kierowcy. Koleś stal dwa dni i jadł sam dżem bo nie miał juz kasy na nic. Suma summarum wstałem rano z pusta kieszenią i bez żarcia. Gospodarz spal jeszcze smacznie, zatem zczołgałem sie z paki usiłując iść w gore szlaku. To koszmarne podejscie, caly dzień droga tylko pod gore. Wymiękłem i rozlozywszy karimatę położyłem się patrząc na kolejnych pielgrzymów przechodzących obok. Kiedy dojrzałem juz do tego by iść dalej zaczęło potwornie wiać. Juz wiem o czym pisał Maciek
.  Z powrotem juz tak różowo nie bylo. Po godzinie marszu zatrzymał sie Xavier. Pampeluna do której jechał kusila, ale odpuściłem. Jesli ktos oglądał "The Way" i widzi w wyobraźni Male miasteczko z ledwo funkcjonująca stacja kolejowa, to jest w wielkim błędzie. O ile stacja rzeczywiście przypomina miejsce z filmów Lincha, o tyle miasto imponuje. Może bez tak wysokiej zabudowy, ale wielkością przypomina mi Wyszków. W ostatniej lokalizacji zrobiłem zdjęcie listy miejsc noclegowych. Właśnie a'p zdjęć, nie jestem w stanie wrzucić niczego, serwer odrzuca z uwagi na wagę. Jesli ktos ma chwile,  z chęcią podam link niestety w PS trza by je odciążyć z automatu. W tej chwili jakies 450szt, od Jakubowa aż po St. Jean Pied de Port. Miejsca do spania niestety nie znalazłem żadnego. Zabłąkałem się do kościoła w ktorym miejsca do spania co prawda nie było, za to ksiądz wspomógł mnie 20€ datkiem. No żal było to wydać na nocleg, zacząłem wiec szukać.  Znalazłem  polskiego kierowcę koczującego na parkingu C4 w oczekiwaniu na kolejne zlecenie. Stal na pusto i po 2 piwach mialem już miejsce do spania. Łatwo przyszło,  łatwo poszło 20€ rozpłynęło się na fasolkę bulki wino i datek dla bezradnego kierowcy. Koleś stal dwa dni i jadł sam dżem bo nie miał juz kasy na nic. Suma summarum wstałem rano z pusta kieszenią i bez żarcia. Gospodarz spal jeszcze smacznie, zatem zczołgałem sie z paki usiłując iść w gore szlaku. To koszmarne podejscie, caly dzień droga tylko pod gore. Wymiękłem i rozlozywszy karimatę położyłem się patrząc na kolejnych pielgrzymów przechodzących obok. Kiedy dojrzałem juz do tego by iść dalej zaczęło potwornie wiać. Juz wiem o czym pisał Maciek  . Pierwszy stop chciałem zrobić na jakiejś przeleczy, gdzie znalazłem wybudowany w 2002r szałas. Kurczę ciężko to nazwać, było z kamienia pokryte dachówką, ale w środku wysokość ok 80 cm. Odpuściłem. Dwa kilometry dalej znalazłem domek. Wyposażony w kominek, miejsca do spania, no rewelacja. Pewnie tam właśnie bym zakończył, gdyby nie brak paszy. Ponieważ do konca tego etapu zostało mi 11km ruszyłem dalej. Jeszcze chwile pod górkę po czym radykalne zejście w dół z 1600m. Kolana bola niemiłosiernie, ale wizja miasta i karmnika przyciąga. Na miejsce doszedłem po zmroku. Na samym dole jest olbrzymi klasztor przeznaczony na miejsca dla pielgrzymów. Kiedy wszedłem zziajany.... dobra tam spalem i jadlem w cenie kilometrów które zrobiłem. Wyszedłem okolo 5rano. I zaciekle trzymałem sie planu "Pampeluna". Kiedy ok 19 dotarłem na miejsce kościół był juz zamknięty. Siedzący przed kościołem ludzie zaprowadzili mnie do księdza, ten zadzwonił na policje, ta przyjechala z kluczem do lokalnego miejsca dla pielgrzymów. Kiedy ksiądz poszedł kupować cos do jedzenia dowiedziałem się od policjanta jak potocznie nazywa sie księdza w Hiszpanii. Qra, prawda ze zabawnie. Chociaż hiszpański znam na tyle by z głodu nie paść, tego akurat nie wiedziałem. Maćku wino nadal niszczy cena, 1€ za 1,5l. Navarra to region Baskijski, tu nie mówimy, że jestesmy w Hiszpanii, można dostać w pysk.
. Pierwszy stop chciałem zrobić na jakiejś przeleczy, gdzie znalazłem wybudowany w 2002r szałas. Kurczę ciężko to nazwać, było z kamienia pokryte dachówką, ale w środku wysokość ok 80 cm. Odpuściłem. Dwa kilometry dalej znalazłem domek. Wyposażony w kominek, miejsca do spania, no rewelacja. Pewnie tam właśnie bym zakończył, gdyby nie brak paszy. Ponieważ do konca tego etapu zostało mi 11km ruszyłem dalej. Jeszcze chwile pod górkę po czym radykalne zejście w dół z 1600m. Kolana bola niemiłosiernie, ale wizja miasta i karmnika przyciąga. Na miejsce doszedłem po zmroku. Na samym dole jest olbrzymi klasztor przeznaczony na miejsca dla pielgrzymów. Kiedy wszedłem zziajany.... dobra tam spalem i jadlem w cenie kilometrów które zrobiłem. Wyszedłem okolo 5rano. I zaciekle trzymałem sie planu "Pampeluna". Kiedy ok 19 dotarłem na miejsce kościół był juz zamknięty. Siedzący przed kościołem ludzie zaprowadzili mnie do księdza, ten zadzwonił na policje, ta przyjechala z kluczem do lokalnego miejsca dla pielgrzymów. Kiedy ksiądz poszedł kupować cos do jedzenia dowiedziałem się od policjanta jak potocznie nazywa sie księdza w Hiszpanii. Qra, prawda ze zabawnie. Chociaż hiszpański znam na tyle by z głodu nie paść, tego akurat nie wiedziałem. Maćku wino nadal niszczy cena, 1€ za 1,5l. Navarra to region Baskijski, tu nie mówimy, że jestesmy w Hiszpanii, można dostać w pysk.  . Pozdrawiam.
. Pozdrawiam. . Rano bez ciśnień wysuszylem śpiwór i ubranie i ruszyłem dalej. Po drodze dopadl mnie   poznany wczesniej Brazylijczyk. Kiedy uslyszal gdzie spalem zaproponował mi nocleg w oddalonej o 14km miejscowości. Bylo wcześnie, ale dzien przerwy był mi absolutnie potrzebny. Następnego dnia dotarłem do miasta przypominającego wielkością Pampelune. Estella jest urzekająco pięknym miastem, jednak kiedy dodac do tego ostatni dzien Fiesty, robi się już niemal cudownie. Wszyscy mieszkańcy, począwszy od małego szkraba a na starszym panu z piekarni skończywszy, ubrani są w nienagannie białe stroje okraszone czerwona chustą zawiązana na szyji i czerwona szarfa przewiązaną w pasie. Wszelkie zasady zostają zawieszone, ludzie chodzą popijając wino wprost z butelek. A w całym mieście swoje stoły rozkladaja restauratorzy. Okolo 18 miasto zostaje poblokowane potężnymi drewnianymi ( wszystkie witryny zabezpiecza sie jak w czasie marszu niepodległości w Warszawie) blokadami i na ulice wypuszcza się stado byków. Jeden pogania 150 ucieka. No widok niezapomniany. Zastanawiałem się w caly czas czy jedynym powodem dla jakiego wstaje sie w Auberge o 4,30 jest potrzeba złapania taniego miejsca w następnej miejscowości. Odpowiedz przyszla sama następnego dnia. Rano ruszyłem z Estelli i juz na samym poczatku dpotkala mnie mila niespodzianka. Tuz za miastem, obok wielkiej winiarni i klasztoru znajduje sie kranik z winem, ot takim darmowym. Normalnie jest czynny od 8-20. Tym razem dokonywano przeglądu i o ile normalnie tankować bidonow nie można o tyle teraz w ramach testu zatankowalem 2l butelkę. Wino o 6 rano to kiepski pomysł zatem zostawiłem siebie na później. Doszedłem do rozwidlenia szlaku i w ciagu 4h zyskałem 3-4km. Droga przez caly dzień ciągnęła sie polami, wzgorzami i winnicami, termometry po drodze pokazywały +44 w cieniu. Znalazłem sobie przytulne miejsce w rowie i pozdrawiamy przez wszystkich przechodzących, schłodziłem sie w cieniu przez godzinę. Na miejsce dotarłem okolo 19, koszmarny dzien. Po kilku dniach mam okazje obserwować kolejne grupy ludzi na drodze. Nagminne pozbywanie sie ubrań i wyposażenia, odkladanie kijkow w specjalnych miejscach, odciążanie. Ponieważ to w czym wyszedłem konczy swój żywot, przegrzebuje wszystko skrupulatnie. Najweselsza jest chyba historia ze wszelkiego rodzaju kijkami. "Kijkowcow" dziele na tych bardziej i mniej wkurzających. Pierwsi, przebierający  dlugimi kijami zaczynają je ciągnąć za sobą w którymś momencie, a kiedy dojrzeją już do tego, ze ten dzwiek przeszkadza również im, porzucają sprzęt. Pierwsze w kosz idą zawsze kije z Dechatlona, nie dość że składają sie same, skracając długość to jeszcze wagowo są dalekie od doskonalosci. A "pielgrzym" sprzęt porównuje bezustannie. W kolejności w kosz lecą kije drewniane, skarpety, koszulki spodnie i buty. Ludzie pozbywają sie również karimat, samopompek, kuchenek, butów i ubrań . Z plecakiem ktos przesadził, widac miał dwa
. Rano bez ciśnień wysuszylem śpiwór i ubranie i ruszyłem dalej. Po drodze dopadl mnie   poznany wczesniej Brazylijczyk. Kiedy uslyszal gdzie spalem zaproponował mi nocleg w oddalonej o 14km miejscowości. Bylo wcześnie, ale dzien przerwy był mi absolutnie potrzebny. Następnego dnia dotarłem do miasta przypominającego wielkością Pampelune. Estella jest urzekająco pięknym miastem, jednak kiedy dodac do tego ostatni dzien Fiesty, robi się już niemal cudownie. Wszyscy mieszkańcy, począwszy od małego szkraba a na starszym panu z piekarni skończywszy, ubrani są w nienagannie białe stroje okraszone czerwona chustą zawiązana na szyji i czerwona szarfa przewiązaną w pasie. Wszelkie zasady zostają zawieszone, ludzie chodzą popijając wino wprost z butelek. A w całym mieście swoje stoły rozkladaja restauratorzy. Okolo 18 miasto zostaje poblokowane potężnymi drewnianymi ( wszystkie witryny zabezpiecza sie jak w czasie marszu niepodległości w Warszawie) blokadami i na ulice wypuszcza się stado byków. Jeden pogania 150 ucieka. No widok niezapomniany. Zastanawiałem się w caly czas czy jedynym powodem dla jakiego wstaje sie w Auberge o 4,30 jest potrzeba złapania taniego miejsca w następnej miejscowości. Odpowiedz przyszla sama następnego dnia. Rano ruszyłem z Estelli i juz na samym poczatku dpotkala mnie mila niespodzianka. Tuz za miastem, obok wielkiej winiarni i klasztoru znajduje sie kranik z winem, ot takim darmowym. Normalnie jest czynny od 8-20. Tym razem dokonywano przeglądu i o ile normalnie tankować bidonow nie można o tyle teraz w ramach testu zatankowalem 2l butelkę. Wino o 6 rano to kiepski pomysł zatem zostawiłem siebie na później. Doszedłem do rozwidlenia szlaku i w ciagu 4h zyskałem 3-4km. Droga przez caly dzień ciągnęła sie polami, wzgorzami i winnicami, termometry po drodze pokazywały +44 w cieniu. Znalazłem sobie przytulne miejsce w rowie i pozdrawiamy przez wszystkich przechodzących, schłodziłem sie w cieniu przez godzinę. Na miejsce dotarłem okolo 19, koszmarny dzien. Po kilku dniach mam okazje obserwować kolejne grupy ludzi na drodze. Nagminne pozbywanie sie ubrań i wyposażenia, odkladanie kijkow w specjalnych miejscach, odciążanie. Ponieważ to w czym wyszedłem konczy swój żywot, przegrzebuje wszystko skrupulatnie. Najweselsza jest chyba historia ze wszelkiego rodzaju kijkami. "Kijkowcow" dziele na tych bardziej i mniej wkurzających. Pierwsi, przebierający  dlugimi kijami zaczynają je ciągnąć za sobą w którymś momencie, a kiedy dojrzeją już do tego, ze ten dzwiek przeszkadza również im, porzucają sprzęt. Pierwsze w kosz idą zawsze kije z Dechatlona, nie dość że składają sie same, skracając długość to jeszcze wagowo są dalekie od doskonalosci. A "pielgrzym" sprzęt porównuje bezustannie. W kolejności w kosz lecą kije drewniane, skarpety, koszulki spodnie i buty. Ludzie pozbywają sie również karimat, samopompek, kuchenek, butów i ubrań . Z plecakiem ktos przesadził, widac miał dwa  . Zatem jesli wasze rzeczy na tym etapie wyglądają juz koszmarnie spokojnie ubierzecie i zaopatrzycie sie od nowa.
. Zatem jesli wasze rzeczy na tym etapie wyglądają juz koszmarnie spokojnie ubierzecie i zaopatrzycie sie od nowa.  .  Następna noc spędziłem bodaj w Logorno. Miasto jest stolica regionu i jak na stolice przystalo, również i tu odbywala sie fiesta, co prawda byków nie było, za to koncerty i zabawy w barach trwaly jeszcze rano kiedy wychodziłem z miasta. Kolejny dzien to marsz w koszmarnie upalnym słońcu, pomiędzy  kolejnymi rżyskami zalanymi obornikiem. Tego dnia doszedłem do oddalonej o 30km Najery. Male miasto, cztery kościoły, Auberge komunal, zatem śpię ale z jedzenia nici. W szafce z rzeczami pozostawionymi przez ludzi znalazłem kostki bulionowe, przecier pomidorowy, makaron i zasmażkę. To była chyba najlepsza pomidorowa jaka jadlem
.  Następna noc spędziłem bodaj w Logorno. Miasto jest stolica regionu i jak na stolice przystalo, również i tu odbywala sie fiesta, co prawda byków nie było, za to koncerty i zabawy w barach trwaly jeszcze rano kiedy wychodziłem z miasta. Kolejny dzien to marsz w koszmarnie upalnym słońcu, pomiędzy  kolejnymi rżyskami zalanymi obornikiem. Tego dnia doszedłem do oddalonej o 30km Najery. Male miasto, cztery kościoły, Auberge komunal, zatem śpię ale z jedzenia nici. W szafce z rzeczami pozostawionymi przez ludzi znalazłem kostki bulionowe, przecier pomidorowy, makaron i zasmażkę. To była chyba najlepsza pomidorowa jaka jadlem  . Jadlem?!  Po prawdzie to ja ugotowałem i rzeczywiście uszczknąłem, zapach był na tyle obłędny, że amatorów znalazło się  wielu. Tak obłędny, że po chwili znalazł się słoik pomidorów bez skory, większy garnek, więcej amatorów. Wieczorem postanowiłem sprawdzić poprawność koncepcji wyruszania o 5 rano. Z reszta, śpiąc w auberge donativo ciężko spać dluzej niż do 5 rano. Spakowalem sie zatem kompletnie wieczorem i w "stroju roboczym" padłem. Ruch w 90 osobowej sali zaczął się o 4. Z poczatku nieśmiało i cicho, później jednak ignorując wszelkie, opisane w wielu językach, prośby, tłum ruszył. Wyszedłem jako jeden z pierwszych tylko po to by w zupełnych ciemnościach stanąć jak "pałka". Pierwszy pojawił sie Niemiec z  czołówką i do brzasku szedłem wraz z nim. Dzien upłynął pomiędzy kolejnymi winnicami. Piękne, wielkie i soczyste kiście winogron kusza, jednak co jakiś czas zawsze znajduje sie ktos kto tego dobra pilnuje. Okolo 12:30 doszedłem do Granon, a ponieważ moje nowe buty na kamienistej drodze dają mi ostro w kość postanowiłem się tu zatrzymać. To niewielka miejscowość, kilka ulic, jeden sklep i 9 barów
. Jadlem?!  Po prawdzie to ja ugotowałem i rzeczywiście uszczknąłem, zapach był na tyle obłędny, że amatorów znalazło się  wielu. Tak obłędny, że po chwili znalazł się słoik pomidorów bez skory, większy garnek, więcej amatorów. Wieczorem postanowiłem sprawdzić poprawność koncepcji wyruszania o 5 rano. Z reszta, śpiąc w auberge donativo ciężko spać dluzej niż do 5 rano. Spakowalem sie zatem kompletnie wieczorem i w "stroju roboczym" padłem. Ruch w 90 osobowej sali zaczął się o 4. Z poczatku nieśmiało i cicho, później jednak ignorując wszelkie, opisane w wielu językach, prośby, tłum ruszył. Wyszedłem jako jeden z pierwszych tylko po to by w zupełnych ciemnościach stanąć jak "pałka". Pierwszy pojawił sie Niemiec z  czołówką i do brzasku szedłem wraz z nim. Dzien upłynął pomiędzy kolejnymi winnicami. Piękne, wielkie i soczyste kiście winogron kusza, jednak co jakiś czas zawsze znajduje sie ktos kto tego dobra pilnuje. Okolo 12:30 doszedłem do Granon, a ponieważ moje nowe buty na kamienistej drodze dają mi ostro w kość postanowiłem się tu zatrzymać. To niewielka miejscowość, kilka ulic, jeden sklep i 9 barów  . Auberge teoretycznie mieści 30 osób, weszło 65, w tym 40 Włochów. Słyszeliście o Anglikach biegających nago po rynku w Krakowie? Nienawidzę Włochów!!! Włosi w tej większej, niechlubnej części zachowują sie podobnie. Ponieważ staram się zachowywać w miare dokładną relacje należy dodac cos o zdrowiu. Schudlem masakrycznie, w tej chwili padło jakies 27kg, flora w ramionach plecaka zostawia ślady na skórze ramion, pomimo dbania o czystość stop dorobiłem sie grzybicy paznokci. Rzeczywiście brzmi troche jak koszmar, jednak ostatnia przypadłość z tego co zauważyłem jest całkiem normalna rzeczą na tym trakcie. Co ciekawe, zauważyłem to dopiero w Hiszpanii. Przypomniał mi sie "eremita" z Taize. Oj tam oj tam.... Kolejny dzien to Belorado. Szlo sie milo, po nocnej ulewie zostalo jeszcze troche chmur, wiec do 12 bez ciśnień zrobiłem 20km. Tak krucho jeszcze nie było. Zero kasy, zero upraw nadających sie do żarcia, karmniki malych lokalnych marketów zazwyczaj zamknięte w podwórkach, jednym słowem lipa. Lokalni eurosceptycy z żebractwa zrobili istne zawody, zawody w których nie przebierają w środkach, a w każdym razie konkurencją być dla nich nie mogłem. Sytuacja w której bylem zmusiła mnie do ominięcia Burgos. Zatrzymałem się dopiero w malej miejscowości Tardajos, robiąc tym samym pierwszy rekord w Hiszpanii, 63km. W Tardajos spotkałem znajoma Ukrainkę i czwórkę studentów z Polski. Młodzież niestety była zbyt szybka, zatem grzecznie podziękowałem i ruszyłem juz swoim tempem. Po ostatnim odcinku, pozwoliłem sobie na Male lenistwo i tego dnia zakończyłem po 20 km, a ponieważ nic nie dzieje sie bez przyczyny i juz po chwili raczyłem sie zimnym winem wraz z nowo poznanym Polakiem. Razem szliśmy tylko przez chwile, nie mniej zostawił takie mile wspomnienie. Ponieważ z jednego dnia laby, zrobiły sie nagle dwa pełne dni, postanowiłem nadgonić i po kolejnych 2 dniach mialem za sobą cos okolo 110km. Poznałem właśnie człowieka który od 10 lat przemierza drogę z Santiago do Saint... Wszyscy go znają, wszędzie może liczyć na jedzenie i picie. W sumie, jesli sie zastanowić, wziac pod uwagę Andreasa, mnie i podobnych ludzi, Camino nakarmi z pewnością ubierze i wyposaży we wszystko co niezbędne. Hmmm, to nie tylko droga ktora sie pokonuje. Tu walczy sie ze słabościami lękami itd... . Spotkałem głęboko wierząca kobietę ktora starala sie tłumaczyć wszystko co ja i mnie spotkalo, imieniem Boga. Cos w tym pewnie jest, gdyż wiele osób konczy Camino po przejściu pierwszych 2-4 etapów. Pęcherze, urazy  kostek, problemy z kolanami.
. Auberge teoretycznie mieści 30 osób, weszło 65, w tym 40 Włochów. Słyszeliście o Anglikach biegających nago po rynku w Krakowie? Nienawidzę Włochów!!! Włosi w tej większej, niechlubnej części zachowują sie podobnie. Ponieważ staram się zachowywać w miare dokładną relacje należy dodac cos o zdrowiu. Schudlem masakrycznie, w tej chwili padło jakies 27kg, flora w ramionach plecaka zostawia ślady na skórze ramion, pomimo dbania o czystość stop dorobiłem sie grzybicy paznokci. Rzeczywiście brzmi troche jak koszmar, jednak ostatnia przypadłość z tego co zauważyłem jest całkiem normalna rzeczą na tym trakcie. Co ciekawe, zauważyłem to dopiero w Hiszpanii. Przypomniał mi sie "eremita" z Taize. Oj tam oj tam.... Kolejny dzien to Belorado. Szlo sie milo, po nocnej ulewie zostalo jeszcze troche chmur, wiec do 12 bez ciśnień zrobiłem 20km. Tak krucho jeszcze nie było. Zero kasy, zero upraw nadających sie do żarcia, karmniki malych lokalnych marketów zazwyczaj zamknięte w podwórkach, jednym słowem lipa. Lokalni eurosceptycy z żebractwa zrobili istne zawody, zawody w których nie przebierają w środkach, a w każdym razie konkurencją być dla nich nie mogłem. Sytuacja w której bylem zmusiła mnie do ominięcia Burgos. Zatrzymałem się dopiero w malej miejscowości Tardajos, robiąc tym samym pierwszy rekord w Hiszpanii, 63km. W Tardajos spotkałem znajoma Ukrainkę i czwórkę studentów z Polski. Młodzież niestety była zbyt szybka, zatem grzecznie podziękowałem i ruszyłem juz swoim tempem. Po ostatnim odcinku, pozwoliłem sobie na Male lenistwo i tego dnia zakończyłem po 20 km, a ponieważ nic nie dzieje sie bez przyczyny i juz po chwili raczyłem sie zimnym winem wraz z nowo poznanym Polakiem. Razem szliśmy tylko przez chwile, nie mniej zostawił takie mile wspomnienie. Ponieważ z jednego dnia laby, zrobiły sie nagle dwa pełne dni, postanowiłem nadgonić i po kolejnych 2 dniach mialem za sobą cos okolo 110km. Poznałem właśnie człowieka który od 10 lat przemierza drogę z Santiago do Saint... Wszyscy go znają, wszędzie może liczyć na jedzenie i picie. W sumie, jesli sie zastanowić, wziac pod uwagę Andreasa, mnie i podobnych ludzi, Camino nakarmi z pewnością ubierze i wyposaży we wszystko co niezbędne. Hmmm, to nie tylko droga ktora sie pokonuje. Tu walczy sie ze słabościami lękami itd... . Spotkałem głęboko wierząca kobietę ktora starala sie tłumaczyć wszystko co ja i mnie spotkalo, imieniem Boga. Cos w tym pewnie jest, gdyż wiele osób konczy Camino po przejściu pierwszych 2-4 etapów. Pęcherze, urazy  kostek, problemy z kolanami.  . W rzeczonej miejscowosci, dzieki uprzejmosci "darczyńców" zatrzymałem sie w auberge kawalerów maltańskich. Mile, fajne i przyjemne jest to, ze w tych najtańszych miejscach po kilku godzinach ludzie zaczynają sie scalać  w jedna huczącą masę. Dzieje się to, mam wrażenie, niezależnie od potrzeb i chęci. Wspólne gotowanie, rozmowy, poszukiwania niezbędnych rzeczy, to wszystko jednoczy tych ludzi. Auberge w Hospital jest jakies wyjątkowe. Tu wszyscy znajdują cos dla siebie. Ja znalazłem księdza który zaczął mnie przekonywać, ze praca hospitalieros jest właśnie dla takich ludzi jak ja. Na odchodne dostalem list polecajacy i adres miejsca. Zatem ide
. W rzeczonej miejscowosci, dzieki uprzejmosci "darczyńców" zatrzymałem sie w auberge kawalerów maltańskich. Mile, fajne i przyjemne jest to, ze w tych najtańszych miejscach po kilku godzinach ludzie zaczynają sie scalać  w jedna huczącą masę. Dzieje się to, mam wrażenie, niezależnie od potrzeb i chęci. Wspólne gotowanie, rozmowy, poszukiwania niezbędnych rzeczy, to wszystko jednoczy tych ludzi. Auberge w Hospital jest jakies wyjątkowe. Tu wszyscy znajdują cos dla siebie. Ja znalazłem księdza który zaczął mnie przekonywać, ze praca hospitalieros jest właśnie dla takich ludzi jak ja. Na odchodne dostalem list polecajacy i adres miejsca. Zatem ide  . To czwarty miesiąc mojej drogi. Warto wiec zatem opisać moje spostrzeżenia.
. To czwarty miesiąc mojej drogi. Warto wiec zatem opisać moje spostrzeżenia.  . Opchany paelia, opity lokalnym winem poszedlem spać.
. Opchany paelia, opity lokalnym winem poszedlem spać. 
 Zjechałem do 86kg.
 Zjechałem do 86kg.
