z Polski do Hiszpanii na piechotę (i inne wycieczki)

Relacje, zaproszenia i pomysły na ...

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
Apo
Posty: 740
Rejestracja: 28 lis 2011, 17:36
Lokalizacja: Lasy Pomorza
Gadu Gadu: 3099476
Tytuł użytkownika: WATAHA Z POPRAWCZAKA
Płeć:

Post autor: Apo »

No fakt, ja sobie myszką zaznaczam słowa, żeby wiedzieć na której linijce jestem :lol:
Ale i tak dzielnie czytam wszystko!
look deep into nature and then you will understand everything better

I've got the power to fly into the wind, the power to be free to die and live again. This power's like fire, fire loves to burn!
ceezet
Posty: 18
Rejestracja: 14 maja 2016, 18:44
Lokalizacja: Poznań
Płeć:

Post autor: ceezet »

Huh! Pierwszy raz mialem okazje zobaczyć jak to wygląda i zdecydowanie wasze oburzenie popieram! Pisze na bieżąco zatem po raz kolejny proszę o wybaczenie. Formatowanie niemożliwe.
Awatar użytkownika
niszka
Posty: 294
Rejestracja: 16 maja 2013, 12:32
Lokalizacja: z pomiędzy
Płeć:

Post autor: niszka »

Oj tam, parę akapitów więcej, parę przerw i będzie jak ta lala - można sobie zawsze zmniejszyć okno, tak powiedzmy do formatu strony książki - czyta się lepiej, bo wzrok się nie gubi w połowie linijki tylko płynie elegancko od wersu do wersu :)

Swoją drogą, Panowie, pomyślcie kiedyś o wydaniu książki podróżniczej... Szkoda by było puścić tyle tekstu w otchłań internetu :)
ceezet
Posty: 18
Rejestracja: 14 maja 2016, 18:44
Lokalizacja: Poznań
Płeć:

Post autor: ceezet »

Za formatowanie a właściwie jego brak przepraszam. Niestety zapisuje wszystko w notatniku a po przeklejeniu na forum formatowanie leci na pysk. Drogi z Cajrac do Condom opisywał nie będę, poza jednym przypadkiem spaliśmy caly czas w lesie, na łąkach i gdzie tam popadło. Pewnego dnia pogoda zmieniła się diametralnie w ciagu 2 godzin. Z upalnego, nie do wytrzymania środowiska trafiliśmy pod ponura deszczowa chmurę. Zacząłem szukać miejsca i wtedy właśnie trafiliśmy do Flamarens. Mikroskopijna, położona na jedynym w okolicy wzgórzu wioska, juz od progu witała nas piorunami. Było późno, padało i łomotało niemiłosiernie a pomimo tego spotkaliśmy Xaviera. Przystojny, ubrany w pełen garnitur człowiek stal na samym środku placu przed merostwem, stal i wydawał się czekać na nas. Zapytałem o jakiś nocleg w okolicy, to co stało się później bylo niesamowite. Otóż nie dość, że zabrał nas do swojego domu, nakarmił, dał miejsce do spania, przywitał śniadaniem, zawiózł na msze do Lectoure, załatwił z księdzem miejsce do spania to na koniec wręczył nam 60€. Wychodząc z domu naszego gospodarza oddaliśmy mu nasze ostatnie pieniadze 0,67€, 2zl, i 6czeskich koron. Później dowiedzieliśmy sie, ze byl to Mer tej miejscowości.
Z Lectoure po całym dniu dotarliśmy do, nomen omen, Condom. Pytając o miejsce do spania w informacji turystycznej, naturalnie pomyliłem słowa ;). Nic, absolutnie nic do spania. Poszedlem do kościoła gdzie..... , gdzie dwójka starszych ludzi czekała na pielgrzymów. Wyłuszczyłem nasza sytuacje Pan podzwonił wszędzie gdzie tylko mógł. I?!.... I nic! Powiedział mi wtedy na ucho, że zapłaci za miejsce do spania u sióstr. Kiedy mieliśmy się juz zbierać zadzwoniła jego zona z nakazem przywiezienia nas do ich domu. Dostaliśmy pokój, wspaniałą kolacje, basen z kąpielówkami ;), rozmowę do nocy i pyszne śniadanie. Następny dzien to Eauze gdzie obaj doszliśmy do wniosku, ze to juz raczej koniec naszego wspólnego wędrowania.
Pożegnałem sie z Andreasem, w sumie przykro wyszlo ale czasem tak bywa. Chcial iść swoja droga, bez niańczenia i rozmów i tak właśnie sie skończyło. W sumie to sam nie wiem jak do tego podejść. Zatem kolejne miasto przywitałem juz sam, dziwne uczucie.
Po ostatnim zamachu na księdza, wszyscy tutaj żyją z jakaś traumą, na moje pytanie czy mogę dostać adres prezbiterium pani w OdT burknęła tylko nieprzyjemnie"a po co ci ten adres". Trzeba bylo szukac samemu. Ksiądz przeprosił mnie za brak lóżka, wręczył jednak samopompke, poduszkę i koc. Na późnym obiedzie oprócz mnie było jeszcze 2 lokalnych "eurosceptyków".
Ach właśnie! Rozmieniłem właśnie ostatni 1000 km i widzę już Pireneje. Tuz po śniadaniu, rozochocony wczorajszym dwuetapowym przejściem, postanowiłem i tym razem zgarnąć dwa etapy za jednym przysiadem. Szlakiem 63 km, metoda kombinowana wyszlo niecałe 50. Do ARTHEZ-DE-BEAN dotarlem tux przed 19. Kościół stal w centrum miejscowosci zatem zasiadłem wewnątrz z nadzieja, ze ksiadz zaraz sie pojawi. W sumie to taki pielgrzym, żadną rewelacją dla niego nie był. Na 60 km przed "mekka" wszystkich startujących w stronę Santiago, noc tu spędza każdy.
Po pól godzinie do kościoła weszła kobieta, oznajmiając, ze muszę juz iść bo właśnie zamyka kościół. Po kilku słowach zadzwoniła po księdza. Ten przyjechał niemal natychmiast, i ze smutkiem w glosie oznajmił, że niestety się spieszy, ale nie zostawi mnie w potrzebie. Wręczył 25€ i wskazał drogę do Gite Comunal informując, ze za chwile wróci do mnie z jedzeniem . I już mialem tam wynająć lóżko, kiedy wpadł do środka znajomy ksiądz i ze stoickim spokojem oświadczył, ze jego zajęcia poczekają on ma miejsca na plebanii masę więc po co płacić. Grzecznie wyjąłem zwitek wręczonych wczesniej banknotów jednak nie bardzo chcial przyjąć. Kiedy szliśmy w stronę plebanii zaproponował bym pojechał wraz z nim na spotkanie na które jeszcze przed chwila tak się spieszyl. Nie chciałem robic klopotu jednak namawiał mnie na tyle mocno, że pomyślałem, iż nie do konca chce bym sam zostawał na plebanii. Nic bardziej mylnego. Gdy dojechaliśmy na miejsce zaproponowałem, że zostanę w samochodzie i poczekam. Pffff, nawet nie chcial o tym słyszeć.
Nasza gospodynią byla katechetka z pobliskiego kościoła. Co ciekawsze jej mężem, niestety juz nieżyjącym, byl Polak. Z tego co zrozumiałem, do Francji przyjechał okolo 1955r, i przez cale życie zajmował się organizowaniem pomocy dla polskich oportunistów. A co tam, musze opowiedzieć co jadlem bo od pożywienia pielgrzyma, czytaj bagietka, bylo to dalekie. A zatem: Tortinki z różnokolorowego chleba, przekładane łososiem, serami, avocado, melonem itp. Figi zawinięte w plasterek boczku z malusieńką szczypta czegos koszmarnie pikantnego. Mule w sosie serowym podane na wielkich przegrzebkowych opanierowanych i zapieczonych muszlach. Cielęcinę z warzywami, ot taki odpowiednik gulaszu.
Kazda potrawę we Francji należy jeść z chlebem, nie po to by dobić ostatnia kromka, w dobrym tonie jest zostawiać talerz wyczyszczony owa kromką do czysta.
Melon, dalece różny od tego co kupujemy w Polsce, wielki, soczysty i nieprawdopodobnie slodki. Tradycyjnie polmisek serów, za które tradycyjnie podziękowałem a na koniec, wielka misa makabrycznie zimnych owoców. Do tej ostatniej, każdy dostal pieczona gruszkę w sosie karmelowym z masa lodów. O piciu nawet nie napisze, w każdym razie wino nie rządziło ;)
No przepraszam, musiałem o tym wszystkim napisać ;).
Rano tuz po śniadaniu ruszyłem w kierunku St. Pied. Ponieważ caa noc padało wybrałem asfalt, olewając etapy. Słońce grzało potwornie, wczorajszy deszcz parował a i Pirenejskie przedgórze dawało w kość. Okolo 14 wiedziałem juz, ze do miejsca spędu nie dotrę o rozsądnej porze. Moja intuicja kierowana almanachem miejsc przyjaznych pielgrzymowi skierowała mnie do Aroue. Kiedy to wszystko pisze, siedząc w piekarni zajadając bagietkę okraszona butelka różowego wina, mam do przejścia 17km.
Mądrość na dzis: Nie suszymy ubrań na elektrycznych pastuchach ;). Nawet jesli wyglądają na wylaczone!
Nie pamiętam czy o tym pisałem, ale spotkałem ludzi z którymi ruszałem z Jakubowa. Teraz robię po dwa etapy, by więcej juz ich nie spotkać.
Francja to dziwny kraj. I pomimo całego swojego uroku, pomimo przepięknie brzmiącego języka bardziej odrzuca niż przyciąga. Ludzie są różni, jak wszędzie. Dominują jednak Ci którzy z chęcią bezinteresownie pomogą czy choćby przywitają na ulicy ( to norma ). Kończę juz ten kraj, zatem śmiało mogę powiedziec, ze cala drogę bez grosza spokojnie udaje sie zrobić. Najważniejsze by zawsze, powtarzam zawsze miec ze sobą pasze na 1,5dnia. Jesli idziecie szlakiem Unesco na marketowe karmniki nie ma co liczyć. Raz, ze większość jest pod stałym dozorem i zazwyczaj zamknięta. Dwa, jesli juz na cos obiecującego traficie zazwyczaj ktos przegrzebał to przed wami. Maciek szedł stara droga i tam zapewne jest więcej paszy, mój utarg to zazwyczaj jogurty i owoce.
Wieczorem znalazłem miejsce w darmowym przytulisku dla pielgrzymów. Taka tam chatka z widokiem na Pireneje ;).

[ Dodano: 2016-08-08, 15:26 ]
Pozdrawiam z Pampeluny :)
Awatar użytkownika
Dźwiedź
Posty: 690
Rejestracja: 22 wrz 2013, 21:25
Lokalizacja: GoldenCity
Tytuł użytkownika: brat cebka
Płeć:

Post autor: Dźwiedź »

podbijam by za długi tekst nie wyszedł.
ceezet - dzięki za relacje. :mrgreen:
BUK, HUMOR i DZICZYZNA
Awatar użytkownika
orety
Posty: 402
Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
Lokalizacja: z innej bajki
Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
Płeć:

Post autor: orety »

Pokój!

W poście wysłanym 2015-11-06 meldowałem się Wam z Charleroi w Belgii.
W nawiązaniu do najświeższych wydarzeń ( https://www.google.pl/webhp?sourceid=ch ... +charleroi ) przypomnę, że w czasie mojego tam pobytu w Paryżu dokonano zamachów terrorystycznych ( https://www.google.pl/webhp?sourceid=ch ... 13+11+2015 ). Wkrótce po tym znajomy miał "wizytę" belgijskich antyterrorystów w związku z, jak się potem okazało, podejrzanym sąsiedztwem. Takie niefajne czasy nastały.

Grzesiu, liczymy na zdjęcia po Twoim powrocie.

Ja chyba osiadłem na dłużej, jak ogarnę pewne sprawy także postaram się powrzucać zaległe foty i jeszcze coś napisać.


Pozdrawiam.
Maciek.
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
ceezet
Posty: 18
Rejestracja: 14 maja 2016, 18:44
Lokalizacja: Poznań
Płeć:

Post autor: ceezet »

Dom byl położony na uboczu, nie dość, ze daleko od szlaku to jeszcze na dość wysokim wzniesieniu. Jak się jednak okazało byl to jego atut a nie wada. Znakomitej większości piechurów pomimo statusu donativo, zupełnie nie odpowiadało nadrabianie drogi w wyniku czego znakomita większość miejsc była zawsze wolna. Po sutym śniadaniu pomogłem gospodarzowi posprzątać w zamian za co wpuścił mnie do swojej, świetnie zaopatrzonej spiżarni, z nakazem zabrania zaopatrzenia na caly dzień. Ponieważ wybór byl imponujący w dalsza drogę ruszyłem cięższy o 3-4kg.
No bez wątpienia dało się odczuć bliskość gór. Od -10 do 400m npm, i tak przez cały dzien. Na miejsce dotarlem wieczorem i zonk! Okazało się ze w poprzednim miejscu zostawiłem kredencjaly. Wyszedłem wiec na glowna drogę z nadzieja zlapania "stopa" do Aroue. Prawie 50 letni koleś, nieogolony, zapewne śmierdzący potem w dość ekscentrycznym ubraniu... Krótko mówiąc moje szanse oceniałem marnie. I tu spotkala mnie niespodzianka, bo niemal natychmiast złapałem podwozke a co ciekawsze pod ta nieszczęsna górkę również :). Z powrotem juz tak różowo nie bylo. Po godzinie marszu zatrzymał sie Xavier. Pampeluna do której jechał kusila, ale odpuściłem. Jesli ktos oglądał "The Way" i widzi w wyobraźni Male miasteczko z ledwo funkcjonująca stacja kolejowa, to jest w wielkim błędzie. O ile stacja rzeczywiście przypomina miejsce z filmów Lincha, o tyle miasto imponuje. Może bez tak wysokiej zabudowy, ale wielkością przypomina mi Wyszków. W ostatniej lokalizacji zrobiłem zdjęcie listy miejsc noclegowych. Właśnie a'p zdjęć, nie jestem w stanie wrzucić niczego, serwer odrzuca z uwagi na wagę. Jesli ktos ma chwile, z chęcią podam link niestety w PS trza by je odciążyć z automatu. W tej chwili jakies 450szt, od Jakubowa aż po St. Jean Pied de Port. Miejsca do spania niestety nie znalazłem żadnego. Zabłąkałem się do kościoła w ktorym miejsca do spania co prawda nie było, za to ksiądz wspomógł mnie 20€ datkiem. No żal było to wydać na nocleg, zacząłem wiec szukać. Znalazłem polskiego kierowcę koczującego na parkingu C4 w oczekiwaniu na kolejne zlecenie. Stal na pusto i po 2 piwach mialem już miejsce do spania. Łatwo przyszło, łatwo poszło 20€ rozpłynęło się na fasolkę bulki wino i datek dla bezradnego kierowcy. Koleś stal dwa dni i jadł sam dżem bo nie miał juz kasy na nic. Suma summarum wstałem rano z pusta kieszenią i bez żarcia. Gospodarz spal jeszcze smacznie, zatem zczołgałem sie z paki usiłując iść w gore szlaku. To koszmarne podejscie, caly dzień droga tylko pod gore. Wymiękłem i rozlozywszy karimatę położyłem się patrząc na kolejnych pielgrzymów przechodzących obok. Kiedy dojrzałem juz do tego by iść dalej zaczęło potwornie wiać. Juz wiem o czym pisał Maciek :). Pierwszy stop chciałem zrobić na jakiejś przeleczy, gdzie znalazłem wybudowany w 2002r szałas. Kurczę ciężko to nazwać, było z kamienia pokryte dachówką, ale w środku wysokość ok 80 cm. Odpuściłem. Dwa kilometry dalej znalazłem domek. Wyposażony w kominek, miejsca do spania, no rewelacja. Pewnie tam właśnie bym zakończył, gdyby nie brak paszy. Ponieważ do konca tego etapu zostało mi 11km ruszyłem dalej. Jeszcze chwile pod górkę po czym radykalne zejście w dół z 1600m. Kolana bola niemiłosiernie, ale wizja miasta i karmnika przyciąga. Na miejsce doszedłem po zmroku. Na samym dole jest olbrzymi klasztor przeznaczony na miejsca dla pielgrzymów. Kiedy wszedłem zziajany.... dobra tam spalem i jadlem w cenie kilometrów które zrobiłem. Wyszedłem okolo 5rano. I zaciekle trzymałem sie planu "Pampeluna". Kiedy ok 19 dotarłem na miejsce kościół był juz zamknięty. Siedzący przed kościołem ludzie zaprowadzili mnie do księdza, ten zadzwonił na policje, ta przyjechala z kluczem do lokalnego miejsca dla pielgrzymów. Kiedy ksiądz poszedł kupować cos do jedzenia dowiedziałem się od policjanta jak potocznie nazywa sie księdza w Hiszpanii. Qra, prawda ze zabawnie. Chociaż hiszpański znam na tyle by z głodu nie paść, tego akurat nie wiedziałem. Maćku wino nadal niszczy cena, 1€ za 1,5l. Navarra to region Baskijski, tu nie mówimy, że jestesmy w Hiszpanii, można dostać w pysk.
Rano padał deszcz i ze smutkiem stwierdziłem, ze moje buty o żywota. Dotarłem do katedry i spotkanego księdza, po naświetleniu kim jestem, skąd i dokąd ide poprosiłem o pomoc. Obejrzał uważnie resztki "niezniszczalnych" SALOMONOW i zaprosil mnie na wycieczkę. Po 5minutach staliśmy w kolejce recepcji Caritasu, a po 20 wyszedłem z koperta w której świeciło 100€. Znalazłem sklep, kupiłem przezornie 2 pary treningowych butów i z nadzieją, że znajdę Maćkową miejscówkę poszedlem zwiedzać miasto. W calej tej drodze zauważyłem ciekawa rzecz. Jesli cokolwiek mi nie pasowało szedłem dalej znajdując zawsze coś o niebo lepszego. Jestem tu 3dzien i zaczynam rozumieć zachwyt jakim Maciek darzył Hiszpanie.

[ Dodano: 2016-08-18, 09:39 ]
Żyję, minąłem Burgos. Temperatura i Włosi niszczą ;). Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
orety
Posty: 402
Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
Lokalizacja: z innej bajki
Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
Płeć:

Post autor: orety »

Czemu nic nie piszesz? Włosi Cię zniszczyli czy temperatura?

Pozdrawiam.
Maciek.
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
ceezet
Posty: 18
Rejestracja: 14 maja 2016, 18:44
Lokalizacja: Poznań
Płeć:

Post autor: ceezet »

Miejsce kolo Pampeluny znalazłem jednak aktualnie jest tam w pełni płatne miejsce dla pielgrzymów. Sponsorów nie szukałem, postanowiłem sie przespać gdzies na szlaku. Jedzenia mialem jeszcze sporo, wody prawie 1,5l no i w plecaku tkwiły dwie 1,5l Sangrie. Jedyne czego nie mialem to mapa z przebiegiem trasy. Jakiś czas później okazało się, ze Pampeluna i okoliczne miejscówkę leżą w wielkiej niecce powyżej której wieje niemiłosiernie. Widok był obledny tyle, ze zaczelo się robic późno. Zejście z góry zajęło mi więcej czasu niż się spodziewałem . Na samym dole znalazłem przyczepę z plandeka :). Rano bez ciśnień wysuszylem śpiwór i ubranie i ruszyłem dalej. Po drodze dopadl mnie poznany wczesniej Brazylijczyk. Kiedy uslyszal gdzie spalem zaproponował mi nocleg w oddalonej o 14km miejscowości. Bylo wcześnie, ale dzien przerwy był mi absolutnie potrzebny. Następnego dnia dotarłem do miasta przypominającego wielkością Pampelune. Estella jest urzekająco pięknym miastem, jednak kiedy dodac do tego ostatni dzien Fiesty, robi się już niemal cudownie. Wszyscy mieszkańcy, począwszy od małego szkraba a na starszym panu z piekarni skończywszy, ubrani są w nienagannie białe stroje okraszone czerwona chustą zawiązana na szyji i czerwona szarfa przewiązaną w pasie. Wszelkie zasady zostają zawieszone, ludzie chodzą popijając wino wprost z butelek. A w całym mieście swoje stoły rozkladaja restauratorzy. Okolo 18 miasto zostaje poblokowane potężnymi drewnianymi ( wszystkie witryny zabezpiecza sie jak w czasie marszu niepodległości w Warszawie) blokadami i na ulice wypuszcza się stado byków. Jeden pogania 150 ucieka. No widok niezapomniany. Zastanawiałem się w caly czas czy jedynym powodem dla jakiego wstaje sie w Auberge o 4,30 jest potrzeba złapania taniego miejsca w następnej miejscowości. Odpowiedz przyszla sama następnego dnia. Rano ruszyłem z Estelli i juz na samym poczatku dpotkala mnie mila niespodzianka. Tuz za miastem, obok wielkiej winiarni i klasztoru znajduje sie kranik z winem, ot takim darmowym. Normalnie jest czynny od 8-20. Tym razem dokonywano przeglądu i o ile normalnie tankować bidonow nie można o tyle teraz w ramach testu zatankowalem 2l butelkę. Wino o 6 rano to kiepski pomysł zatem zostawiłem siebie na później. Doszedłem do rozwidlenia szlaku i w ciagu 4h zyskałem 3-4km. Droga przez caly dzień ciągnęła sie polami, wzgorzami i winnicami, termometry po drodze pokazywały +44 w cieniu. Znalazłem sobie przytulne miejsce w rowie i pozdrawiamy przez wszystkich przechodzących, schłodziłem sie w cieniu przez godzinę. Na miejsce dotarłem okolo 19, koszmarny dzien. Po kilku dniach mam okazje obserwować kolejne grupy ludzi na drodze. Nagminne pozbywanie sie ubrań i wyposażenia, odkladanie kijkow w specjalnych miejscach, odciążanie. Ponieważ to w czym wyszedłem konczy swój żywot, przegrzebuje wszystko skrupulatnie. Najweselsza jest chyba historia ze wszelkiego rodzaju kijkami. "Kijkowcow" dziele na tych bardziej i mniej wkurzających. Pierwsi, przebierający dlugimi kijami zaczynają je ciągnąć za sobą w którymś momencie, a kiedy dojrzeją już do tego, ze ten dzwiek przeszkadza również im, porzucają sprzęt. Pierwsze w kosz idą zawsze kije z Dechatlona, nie dość że składają sie same, skracając długość to jeszcze wagowo są dalekie od doskonalosci. A "pielgrzym" sprzęt porównuje bezustannie. W kolejności w kosz lecą kije drewniane, skarpety, koszulki spodnie i buty. Ludzie pozbywają sie również karimat, samopompek, kuchenek, butów i ubrań . Z plecakiem ktos przesadził, widac miał dwa ;). Zatem jesli wasze rzeczy na tym etapie wyglądają juz koszmarnie spokojnie ubierzecie i zaopatrzycie sie od nowa.
W Vianie znalazłem nocleg z pysznym żarciem i absolutnie bez pospiechu ruszyłem rano dalej w kierunku Logorno. Postanowiłem sobie zrobić przerwę. Zasiadłem wiec przed drzwiami Auberge o 11. Okolo 12 udalo mi się zostawić plecak wewnątrz. O 13 wszedłem do środka i zajmując lóżko najbliżej gniazdka, poszedlem w miasto. Jak to się dzieje, ze przyciąga takich gości. Otóż po chwili niemal, zaczął po miescie chodzić ze mną Jesus. Koleś z Bilbao , jesli zrozumiałem dobrze, o mocno Baskijskich korzeniach. Byl juz zdrowo "uspawany" kiedy zaczął mi opowiadać jak ETA z walczących o niepodległość ludzi, zmieniła sie w przekupną organizację "zleceniobiorców". To ciekawe, od 60 lat ETA wzywana byla na zasadzie poruszenia narodowego, na każde wezwanie ludności. Teraz, w kraju, nikt nie chce o nich słyszeć. Później byla krotka pogadanka o tym jak leczy ludzi na szlaku wywarem z opiatów, później zaś zasnal ;). Następna noc spędziłem bodaj w Logorno. Miasto jest stolica regionu i jak na stolice przystalo, również i tu odbywala sie fiesta, co prawda byków nie było, za to koncerty i zabawy w barach trwaly jeszcze rano kiedy wychodziłem z miasta. Kolejny dzien to marsz w koszmarnie upalnym słońcu, pomiędzy kolejnymi rżyskami zalanymi obornikiem. Tego dnia doszedłem do oddalonej o 30km Najery. Male miasto, cztery kościoły, Auberge komunal, zatem śpię ale z jedzenia nici. W szafce z rzeczami pozostawionymi przez ludzi znalazłem kostki bulionowe, przecier pomidorowy, makaron i zasmażkę. To była chyba najlepsza pomidorowa jaka jadlem :). Jadlem?! Po prawdzie to ja ugotowałem i rzeczywiście uszczknąłem, zapach był na tyle obłędny, że amatorów znalazło się wielu. Tak obłędny, że po chwili znalazł się słoik pomidorów bez skory, większy garnek, więcej amatorów. Wieczorem postanowiłem sprawdzić poprawność koncepcji wyruszania o 5 rano. Z reszta, śpiąc w auberge donativo ciężko spać dluzej niż do 5 rano. Spakowalem sie zatem kompletnie wieczorem i w "stroju roboczym" padłem. Ruch w 90 osobowej sali zaczął się o 4. Z poczatku nieśmiało i cicho, później jednak ignorując wszelkie, opisane w wielu językach, prośby, tłum ruszył. Wyszedłem jako jeden z pierwszych tylko po to by w zupełnych ciemnościach stanąć jak "pałka". Pierwszy pojawił sie Niemiec z czołówką i do brzasku szedłem wraz z nim. Dzien upłynął pomiędzy kolejnymi winnicami. Piękne, wielkie i soczyste kiście winogron kusza, jednak co jakiś czas zawsze znajduje sie ktos kto tego dobra pilnuje. Okolo 12:30 doszedłem do Granon, a ponieważ moje nowe buty na kamienistej drodze dają mi ostro w kość postanowiłem się tu zatrzymać. To niewielka miejscowość, kilka ulic, jeden sklep i 9 barów ;). Auberge teoretycznie mieści 30 osób, weszło 65, w tym 40 Włochów. Słyszeliście o Anglikach biegających nago po rynku w Krakowie? Nienawidzę Włochów!!! Włosi w tej większej, niechlubnej części zachowują sie podobnie. Ponieważ staram się zachowywać w miare dokładną relacje należy dodac cos o zdrowiu. Schudlem masakrycznie, w tej chwili padło jakies 27kg, flora w ramionach plecaka zostawia ślady na skórze ramion, pomimo dbania o czystość stop dorobiłem sie grzybicy paznokci. Rzeczywiście brzmi troche jak koszmar, jednak ostatnia przypadłość z tego co zauważyłem jest całkiem normalna rzeczą na tym trakcie. Co ciekawe, zauważyłem to dopiero w Hiszpanii. Przypomniał mi sie "eremita" z Taize. Oj tam oj tam.... Kolejny dzien to Belorado. Szlo sie milo, po nocnej ulewie zostalo jeszcze troche chmur, wiec do 12 bez ciśnień zrobiłem 20km. Tak krucho jeszcze nie było. Zero kasy, zero upraw nadających sie do żarcia, karmniki malych lokalnych marketów zazwyczaj zamknięte w podwórkach, jednym słowem lipa. Lokalni eurosceptycy z żebractwa zrobili istne zawody, zawody w których nie przebierają w środkach, a w każdym razie konkurencją być dla nich nie mogłem. Sytuacja w której bylem zmusiła mnie do ominięcia Burgos. Zatrzymałem się dopiero w malej miejscowości Tardajos, robiąc tym samym pierwszy rekord w Hiszpanii, 63km. W Tardajos spotkałem znajoma Ukrainkę i czwórkę studentów z Polski. Młodzież niestety była zbyt szybka, zatem grzecznie podziękowałem i ruszyłem juz swoim tempem. Po ostatnim odcinku, pozwoliłem sobie na Male lenistwo i tego dnia zakończyłem po 20 km, a ponieważ nic nie dzieje sie bez przyczyny i juz po chwili raczyłem sie zimnym winem wraz z nowo poznanym Polakiem. Razem szliśmy tylko przez chwile, nie mniej zostawił takie mile wspomnienie. Ponieważ z jednego dnia laby, zrobiły sie nagle dwa pełne dni, postanowiłem nadgonić i po kolejnych 2 dniach mialem za sobą cos okolo 110km. Poznałem właśnie człowieka który od 10 lat przemierza drogę z Santiago do Saint... Wszyscy go znają, wszędzie może liczyć na jedzenie i picie. W sumie, jesli sie zastanowić, wziac pod uwagę Andreasa, mnie i podobnych ludzi, Camino nakarmi z pewnością ubierze i wyposaży we wszystko co niezbędne. Hmmm, to nie tylko droga ktora sie pokonuje. Tu walczy sie ze słabościami lękami itd... . Spotkałem głęboko wierząca kobietę ktora starala sie tłumaczyć wszystko co ja i mnie spotkalo, imieniem Boga. Cos w tym pewnie jest, gdyż wiele osób konczy Camino po przejściu pierwszych 2-4 etapów. Pęcherze, urazy kostek, problemy z kolanami.
Cóż peleton juz ruszył z Leon, a mnie nawet nie można zaliczyć do maruderów. Dzis będzie wolne.
Hiszpania, przynajmniej ta ktora widzę, oblepiona jest Włochami. Turyści wszelkiej maści, pielgrzymi i "pielgrzymi", stanowią tu najbardziej liczna grupę. Drugie miejsce maja egzekwo Niemcy i reszta świata, trzecia to francuzi. Ci ostatni separują sie od wszystkich wczesniej wymienionych. Zaraz za Leon, włączył mi sie szwedacz, a ze najzwyczajniej w świecie po prostu mi sie nie chciało iść dalej zacząłem szukac miejsca na noc i tak trafiłem do Virgen del Camino. O ile we Francji jest przedstawicielem miasta jest mer, o tyle w Hiszpanii spotkałem się z określeniem właściciel miasta lub wioski. Ponieważ na alberge nie było mnie stać absolutnie, znalazłem rzeczonego właściciela i grzecznie zapytałem o możliwość noclegu. Pani zadzwoniła w kilka miejsc, zapakowała mnie do samochodu i kilka minut później udostępniła miejsce w sali katechetycznej. Dwie godziny później kościół otworzyła starsza pani. Na poczatku patrzyła na mnie podejrzliwie, jednak po krótkiej chwili, upewniwszy sie wczesniej co do moich intencji, zaczęliśmy rozmawiać o "pielgrzymach". Byłem głodny, ale nie musiałem pytać o jedzenie. Dostałem od niej wielka kanapke z obłędnie pyszna jajecznica, butelkę wina i dwa zamrożone placki z tuńczykiem. Godzinę później pojawiła sie kolejna kobieta. Ta z kolei wyszła na spacer z psem. Po krótkiej rozmowie, okazało się, że pochodzi z Bułgarii i idąc do Santiago tu właśnie spotkała swojego męża. Zniknęła na dłużej, jednak po jakimś czasie wróciła przynosząc mi chleb, dwa penta mojej ulubionej tutejszej białej kiełbasy, dwie paczki papierosów i kolejna butelkę wina. Poszedlem spać i szczerze mówiąc wyspalem sie jak nigdy. Nigdy bowiem nie obudziłem sie tak pogryziony

[ Dodano: 2016-09-05, 15:22 ]
Dotarlem do Hospital de Ortega, mijając po drodze masę niepoprawnych politycznie figur św. Jakuba bezlitośnie tlukacych "niewiernych". W niektórych kościołach, tych ostatnich zaslania sie kwiatami tak, aby przelewu krwi widac nie bylo. Takie troche z Torquemady ;). W rzeczonej miejscowosci, dzieki uprzejmosci "darczyńców" zatrzymałem sie w auberge kawalerów maltańskich. Mile, fajne i przyjemne jest to, ze w tych najtańszych miejscach po kilku godzinach ludzie zaczynają sie scalać w jedna huczącą masę. Dzieje się to, mam wrażenie, niezależnie od potrzeb i chęci. Wspólne gotowanie, rozmowy, poszukiwania niezbędnych rzeczy, to wszystko jednoczy tych ludzi. Auberge w Hospital jest jakies wyjątkowe. Tu wszyscy znajdują cos dla siebie. Ja znalazłem księdza który zaczął mnie przekonywać, ze praca hospitalieros jest właśnie dla takich ludzi jak ja. Na odchodne dostalem list polecajacy i adres miejsca. Zatem ide :). To czwarty miesiąc mojej drogi. Warto wiec zatem opisać moje spostrzeżenia.
Wbrew pozorom znajomość angielskiego wystarcza w zupełności na calej trasie, owszem hiszpański ułatwia życie, ale i bez niego da sie przeżyć. Co należy miec?! Buty, co najmniej 2pary. Jesli nie chcecie dźwigać, uważajcie na to w czym idziecie, kolejna pare kupicie za małe pieniadze w Hiszpanii. Czy brać namiot? Tak! Dwójka wazy tyle co nic, a chroni przed wężami, pająkami innym robactwem i wilgocią. Kije, hm.... gdyby nie to, ze pare razy ległem w błocie, rzekl bym, że są niepotrzebne. Plecak 65 litrów jest aż za duży, za to daje komfort posiadania przestrzeni na pasze i inne znaleziska. Duzy plecak posiada również duży pokrowiec który bezwzględnie należy zawsze zakladac jako ochronę przed robactwem. Niezależnie od zasobności portfela, inwestujcie w buty, jesli zamierzacie iść z psem pomyślcie o butach również dla niego. Widziałem wiele psów na tarasie i uważam, że zabieranie kanapie w w taka droge to wyjątkowe barbarzyństwo.
Wracają do drogi. Wolontariuszem nie zostalem, bowiem skład zmieniał się po 19 sierpnia. Tego dnia doszedłem do Rabanal de Camino. Doszedłem znajdując po drodze 10€ ;). Opchany paelia, opity lokalnym winem poszedlem spać.
Następnego dnia zaczęły się góry. Pół dnia pod gore 1600m, tylko po to by zejść z drugiej strony do Ponferrady. Na szlaku zaczelo być tłoczno. To juz nie są pojedyncze osoby, to cale zorganizowane wycieczki których bagaże przewożone są z miejsca na miejsce specjalnymi samochodami. Część Auberge wyraźnie zabezpiecza się przed taka turystyka nie przyjmując takich "pielgrzymów". Z Ponderady przez Villafranca del Bierzo (tu polem chyba najlepsze wino), pokonując 1500m gore normal od zera dotarlem do O Cebriero. Tu Camino zamienia się juz w przemysł turystyczny i tak już niestety będzie do konca. Ostatnim miejscem donativo przed Santiago jest Samos. Mala miejscowość położona w jednej z Gaicyjskich dolin. I tu pomimo wczesnej pory postanowiłem spędzić kolejna noc. Powoli konczy sie moja przygoda, do konca zostalo 120km. Czas chyba zatem na jakies podsumowanie. Jestem świecie przekonany, że Maciek cala ta drogę zrobił. Ba, ze zrobil ja ruszając bez pieniędzy. Wszystkim którzy w to wątpili, doszukując sie jakiś mało istotnych elementów, powiem iż jest to możliwe. Nie jest łatwo, ale można to zrobić. Ta droga każdemu daje co innego, jednemu spokój, innemu szczęście. Każdy dostaje dokladnie tyle ile potrzebuje, wystarczy wyjść z domu i być człowiekiem. W wątku pojawilo sie pytanie o ilość pieniędzy którą Maciek przyjął. Otóż odpowiedz jest prosta, dostal dokladnie tyle ile bylo mu potrzebne w danej chwili. Nic mniej nic więcej. Camino karmi, żywi, ubiera, dotuje, ale zawsze w ilościach niezbędnych do przeżycia. Przez te 4 miesiące nigdy nie bylem glodny, nie przypominam sobie również czasów bym nie miał się gdzie podziać, ogarnac w ciagu tygodnia. Pomijając jakies pojedyncze chwile cala drogę wspominam z bannem na pysku.
Do Santiago dotarlem 4 wrzesnia późnym wieczorem. Dzisiaj t.j 5 odebrałem swoja Compostellke. Zatem na tym juz chyba koniec relacji.
Pozdrawiam. ;)
Awatar użytkownika
orety
Posty: 402
Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
Lokalizacja: z innej bajki
Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
Płeć:

Post autor: orety »

Hombre, jakieś foty byś wrzucił, wszak internet masz teraz za darmo...

Pozdrawiam.
Maciek
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
ceezet
Posty: 18
Rejestracja: 14 maja 2016, 18:44
Lokalizacja: Poznań
Płeć:

Post autor: ceezet »

W rzeczy samej darmowego netu mam pod dostatkiem, niestety gorzej ze sprzętem. Wykpie sie jednak tym linkiem, to jakies 500 zdjęć z calej mojej drogi.
Pozdrawiam

https://1drv.ms/a/s!AnEwIwGyj9x4gr9Gc65qEWBNbS4mcw
Awatar użytkownika
orety
Posty: 402
Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
Lokalizacja: z innej bajki
Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
Płeć:

Post autor: orety »

Pokój!

Pięknie. Dużo schudłeś?

Pozdrawiam.
Maciek
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
ceezet
Posty: 18
Rejestracja: 14 maja 2016, 18:44
Lokalizacja: Poznań
Płeć:

Post autor: ceezet »

Mam nadzieje Maćku, ze dobrze sie bawiłeś oglądając i przypominając sobie swoja drogę. Nie jest to jakaś zatrważającą ilość, ale to chyba najważniejsze momenty z calej podróży. Czy schudłem? No jasne, ostatnie lata to praca przed kompem, zatem cola, czekolada i chipsy. Dojechałem tak do 115 kg. Idąc, co jakiś czas zmieniałem dziurki w pasku i wpadłem w nieźle oslupienie kiedy okazało się, ze ta jest tą ostatnią. ;) Zjechałem do 86kg.
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
Apo
Posty: 740
Rejestracja: 28 lis 2011, 17:36
Lokalizacja: Lasy Pomorza
Gadu Gadu: 3099476
Tytuł użytkownika: WATAHA Z POPRAWCZAKA
Płeć:

Post autor: Apo »

Bardzo tutaj cicho :(
Minął prawie rok od ostatniego posta...
look deep into nature and then you will understand everything better

I've got the power to fly into the wind, the power to be free to die and live again. This power's like fire, fire loves to burn!
Awatar użytkownika
Tanto
Administrator
Posty: 1072
Rejestracja: 26 sie 2007, 19:17
Lokalizacja: Szczecin
Gadu Gadu: 1743064
Płeć:

Post autor: Tanto »

W sumie dobrze by było gdyby Ceezet się odezwał i uspokoił nas że nie skończył tak jak wielu podróżników - w kotle u ludożerców ;-)
"...wszystkie koty z pyszczkami, które wyglądają, jakby ktoś wkręcił je w imadło, a potem wielokrotnie walił młotkiem owiniętym skarpetą, są Prawdziwmi kotami."
ceezet
Posty: 18
Rejestracja: 14 maja 2016, 18:44
Lokalizacja: Poznań
Płeć:

Post autor: ceezet »

Tanto pisze:W sumie dobrze by było gdyby Ceezet się odezwał i uspokoił nas że nie skończył tak jak wielu podróżników - w kotle u ludożerców ;-)

Kocioł ludozercow minalem bokiem. Wybierzcie sie na Kołyme :)
Awatar użytkownika
orety
Posty: 402
Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
Lokalizacja: z innej bajki
Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
Płeć:

Post autor: orety »

Pokój!

Zapraszam na (tfu) pejsbukową stronkę: https://web.facebook.com/Troch%C4%99-in ... 376060490/ .
Dopiero ruszam. Będzie znów o pielgrzymce do SdC, tułaczce po Europie (ze zdjęciami), oraz (uwaga, nowość!), jak do tego doszedłem, czyli moje skandynawskie i azjatyckie podróże (także ze zdjęciami, kupiłem skaner).
Dziękuję Tanto za gościnę, Modom za tolerancję, Wszystkim za udział i uwagę.
Do poczytania/popisania...

Pozdrawiam
Maciek
:-)
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
Awatar użytkownika
Apo
Posty: 740
Rejestracja: 28 lis 2011, 17:36
Lokalizacja: Lasy Pomorza
Gadu Gadu: 3099476
Tytuł użytkownika: WATAHA Z POPRAWCZAKA
Płeć:

Post autor: Apo »

Och super orety żeś się odezwał :) Będę śledzić FB z pewnością!
Zdrowia i wielu fajnych przeżyć życzę!
look deep into nature and then you will understand everything better

I've got the power to fly into the wind, the power to be free to die and live again. This power's like fire, fire loves to burn!
Awatar użytkownika
orety
Posty: 402
Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
Lokalizacja: z innej bajki
Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
Płeć:

Post autor: orety »

Pokój!

Dzięki za zainteresowanie moim blogiem. Namierzyłem Apo, Marshalla, Gawrona i Młodego. Jeżeli jeszcze ktoś z Was go polubił, prosiłbym o przyznanie się tutaj nickiem lub tam z imienia i nazwiska, a ja spróbuję ogarnąć kto jest kim.

Nieustająco pozdrawiam.
Maciek
:-)
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
Awatar użytkownika
Zirkau
Posty: 1972
Rejestracja: 29 maja 2010, 09:38
Lokalizacja: Zirkau
Płeć:

Post autor: Zirkau »

I ja też dołączyłem do tego grona
Awatar użytkownika
Mr. Wilson
Posty: 422
Rejestracja: 27 paź 2010, 22:55
Lokalizacja: xyz
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Mr. Wilson »

Lubię to :)
Las moim domem i najlepszym przyjacielem
Awatar użytkownika
orety
Posty: 402
Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
Lokalizacja: z innej bajki
Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
Płeć:

Post autor: orety »

Artur B.!
:-)

Pzdr.
M.

[ Dodano: 2018-11-19, 18:42 ]
mwitek!
:-)

Pzdr.
M.

[ Dodano: 2018-11-19, 19:25 ]
Parthagas!
:-)

Pzdr'
M.

[ Dodano: 2020-02-28, 19:31 ]
Tak tylko zachęcę:
#singapur
O tym jak zostałem przemytnikiem

Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
Awatar użytkownika
Tanto
Administrator
Posty: 1072
Rejestracja: 26 sie 2007, 19:17
Lokalizacja: Szczecin
Gadu Gadu: 1743064
Płeć:

Post autor: Tanto »

Dawaj częściej znać co u Ciebie bo są tu tacy którzy do facebooka nie dorośli ...i raczej nie dorosną
"...wszystkie koty z pyszczkami, które wyglądają, jakby ktoś wkręcił je w imadło, a potem wielokrotnie walił młotkiem owiniętym skarpetą, są Prawdziwmi kotami."
Awatar użytkownika
orety
Posty: 402
Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
Lokalizacja: z innej bajki
Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
Płeć:

Post autor: orety »

Dziękuję Tanto, że jeszcze mnie tu chcesz widzieć i przepraszam, że tak późno, jednak życie rządzi się swoimi prawami. Ostatnio wena mnie odeszła, wrzucę więc starocia. Wybrałem to, bo zdjęć nie zawierało, minimalizując straty...

"Bezdomni Polacy, których poznałem w stolicy Włoch to głównie mężczyźni w wieku od 19 do prawie 70 lat, trafiło się też parę kobiet a nawet jedna para z dzieckiem ok. 10 lat (nie rozmawiałem tylko ich parokrotnie widziałem przy okazji posiłków czy kąpieli, nie wiem, czy chłopak chodził do szkoły). Utrzymują się różnie: niektórzy żebrząc, inni jako artyści uliczni, są też tacy, którzy kradną. Pozyskane pieniądze idą głównie na picie (tylko dwoje z poznanych przeze mnie nie używało alkoholu) lub tytoń. Wszystko inne, tj. jedzenie, ubranie, buty, koce lub śpiwory jak też środki czystości można otrzymać dosłownie w miejscu, w którym się koczuje, pod warunkiem, że ci, którzy pomagają, wiedzą gdzie jesteś. Przywiozą wszystko pod nos, tyle, że będzie już przebrane i niekoniecznie gorące. Jako że lokalizacja mojej norki była znana jedynie mnie, obiadokolacja tym razem u Sióstr Franciszkanek (po schodach w górę i na lewo: https://www.google.pl/maps/@41.9016152, ... 384!8i8192 ). Wieczorem na Pl. Św. Piotra przyszły polskie siostry zakonne gotujące dla Papy Franciszka i jego gości, przyniosły resztki (całkiem rzetelne) z pańskiego stołu. Wpadł też na chwilę papieski jałmużnik, ówczesny arcybiskup (teraz już kardynał), ks. Konrad Krajewski
( https://pl.wikipedia.org/wiki/Konrad_Krajewski ), z polską prasą. Bardzo zacny człowiek. Jak już pisałem, nocleg tam, gdzie ostatnio. Miłych snów..."

I może jeszcze to:

"Aby wózek włóczęgi spełniał swoje zadanie, musi być dobrze wyważony, w przeciwnym wypadku ciąganie go jest upierdliwe. Z tym, kupionym za 55,50€ (kupa kasy) był pewien problem - szczęśliwie pracując przy złomie wpadło mi w ręce wszystko co potrzeba aby go usprawnić i zmodyfikować. Użyłem do tego starego wózka zakupowego: w sytuacji gdy pierwszy padnie natychmiast mam zapas (ok. 0,5-1 godzina roboty). Zaczęło się robić ciepło a mnie swędzieć doopa - planowałem dotrzeć do Rzymu na kanonizację jeszcze wtedy bł. Jana Pawła II. Wyprałem karimatę, spakowałem się, odebrałem swoje dobra z depozytu, Leonardo ostrzygł mi łeb, Jorge podarował sandały, pastor 20€ i 16 marca 2014 roku Rocha, zrobiwszy mi uprzednio zdjęcie przed domem, wywiózł na stację
- Pragal
https://www.google.com/maps/@38.6656815 ... 312!8i6656 ,
dołożył od siebie 3.32€ i kupił bilet na pociąg kompanii Fertagus do
- Palmela,
skąd stopem dojechałem do
- Poceirao
a dalej już pieszo dotarłem do
- S. Isidro de Pegoes
gdzie przy świetle księżyca w pełni posłałem sobie pod drzewem ok. 200m. od drogi. Kolczyk wrócił do ucha, a na kolację miałem pomarańcze zebrane po drodze. Dobranoc..."


Pozdrawiam
Maciek
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
ODPOWIEDZ

Wróć do „Imprezy, wyprawy oraz spacery”