
Na przystanek Wola Grzybowska dostaliśmy się w kole godziny 21. Wysiedliśmy z pociągu i pognaliśmy w stronę lasu

Na początku nie za bardzo zwracaliśmy uwagę na drogę - po prostu szliśmy przed siebie duktem, wsłuchując się w dźwięki, jakie wydawały kijki Magistra - to było prawie jak radio


Dwaj nawigatorzy próbują się nie zgubić


Po nader kulturalnej wymianie zdań, pomkneliśmy dalej... w sumie to nawet nie wiedzieliśmy gdzie



W końcu dotarliśmy mniej więcej na miejsce i zaczęliśmy zbierać materiały na przygotowanie nodii

Niezastąpiona okazała się moja [...] piła łańcuchowa


Ale fakt - bez niej ciężko byłoby pozyskać kłody do ogrzewania

Tu Sławek udaje, że piłuje


A tu na chwilę podniósł kłodę bo zobaczył, że fotografuję


Powolne początki rozpalania ognia i rozprzestrzenianie go na całą długość bali


Nasz brzozowa nodia niestety całkiem obficie dymiła i nie pozwalała na zbyt swobodne oddychanie...

Mgr udaję człowieka z mgły



W kole 2 w nocy skończyliśmy intelektualne dyskusje i zalogowaliśmy się w psiworach, a co po niektórzy nawet zasnęli

Rankiem, przy porannej toalecie (sikałem sobie właśnie





Część obozowiczów już się ogarnęła, tylko taki jeden leniowaty gej jak zwykle musiał się popisać swym domostwem


Zagotowaliśmy se żarełko, obcyndoliliśmy kiełbadrony z dzika i chyba podwawelską

...i ruszyliśmy z powrotem przez zaspy i śniegi po pas


A na zakończenie eskapady na drogę wyskoczył nam jelonek, który sobie żerował dopóki nie podeszliśmy zbyt blisko


No i tyle z łikendowego wyjazdu...