słodzicie, słodzicie, a ja rzucę trochę gorzkości
w moim przypadku sprawdziło się powiedzenie "pierwsze śliwki robaczywki" .... kolega latał z dziwacznym kubkiem i upajał się non stop. gdy zaciągnąłem się magiczną rurko-łyżką z magicznego kubka... przez chwilę poczułem się jak Bear Grylls zjadający jakieś zgniłe poczwary wygrzebane z najciemniejszego błota... poczułem w ustach smak jakby zmielonego, starego tytoniu z najtańszych papierosów zalany wodą i tyle...
a tak chwalił, że taka wspaniała

niestety ... gdybym był tajnym agentem to zmuszanie mnie do picia tego czegoś byłoby najgorszą dla mnie i najskuteczniejszą torturą, żeby wycisnąć ze mnie informacje
a poważniej.. na prawdę mnie odrzuciło i czy to faktycznie ma taki "specyficzny" smak? Oczywiście wedle uznania, gustów i gatunków, ale może ja trafiłem na jakąś specyficzną odmianę tego badyla

dla totalnie odjechanych weteranów yerba z najbardziej wysublimowanymi podniebieniami na świecie?
W tej chwili nie mam z nim kontaktu, ale postaram się uzyskać info co to był za gatunek.
Zaskakujące, że potrzeba jednej iskry, by spalić las, ale całej paczki zapałek, by rozpalić grilla.