W latach osiemdziesiątych jeździłem z rodzicami nad morze i w góry. W górach podobało mi się o wiele bardziej. Pachniało żywicą, drzewa były ogromne aż do samego nieba, a woda w strumieniach krystaliczna i narowista.
W latach dziewięćdziesiątych rodzice kupili działkę rekreacyjną. Było to pod Wyszkowem, blisko ujścia Liwca do Bugu. Z kumplami z ogródków działkowych budowaliśmy szałasy, domki na drzewach, paliliśmy dzikie ogniska, robiliśmy miny przeciwpiechotne z kapiszonów od korkowca, skakaliśmy z przęseł mostowych.
W latach dwutysięcznych chodziłem na studia i jeździłem do lasu "uprawiać surwiwal". Czyli budować szałasy, odmrażać sobie tyłek nocując bez śpiwora i tym podobne zabawy.
Od początku tej dekady jeżdżę na poważniejsze wypady: kilkutygodniowe albo i klikumiesięczne trekkingi po północnej Skandynawii, wyprawa łowiecko-zbieracka w USA.
***
Wczoraj zwolniłem się z roboty na etacie. Biorę zawodową "dziekankę" i przez najbliższy rok zajmuję się tylko sprawami leśnymi. Zobaczymy co z tego wyniknie. Forum nie znałem, sporo przede mną czytania.

Pozdrawiam wszystkich.
Rufus