Krótki wypadzik w Beskid Żywiecki - 19-21.09.2011r

Relacje, zaproszenia i pomysły na ...

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
Abscessus Perianalis
Posty: 919
Rejestracja: 24 mar 2010, 06:38
Lokalizacja: CK / Wa-wa
Gadu Gadu: 1505060
Tytuł użytkownika: Dziki Dzik
Płeć:

Krótki wypadzik w Beskid Żywiecki - 19-21.09.2011r

Post autor: Abscessus Perianalis »

W skrócie dla ludzi nie lubiących czytać (ja też bym nie chciał czytać tych wypocin):
Zrobiliśmy z kumplem krótką traskę po Beskidzie Żywieckim (sznurkiem po mapie wychodzi ponad 40km, dokładnie nie jestem w stanie policzyć):
Rycerka - Hala Rycerzowa - czerwony szlak
Hala Rycerzowa - Przełęcz Przegibek - niebieski szlak
Przełęcz Przegibek - Zwardoń - czerwony szlak (graniczny)
Obóz nr 1: las na na wschodnim zboczu góry Bugaj.
Obóz nr 2: las ok. 30min marszem czerwonym szlakiem na północ od góry Kikula.
Sprzęt: za dużo i za ciężki. :P
Link do zdjęć na dole.

Od dłuższego czasu w planach miałem wyskoczyć gdzieś w góry, chociaż na krótko. Tym razem udało się. W niedzielę pojechałem do kumpla na Śląsk, co by skończyć pewien projekt - nie bardzo wiedzieliśmy czy wyrobimy się żeby móc pojechać, czy nie wypadnie mi coś w ostatniej chwili, gdzie właściwie pojedziemy, etc. Wziąłem więc plecak sprzętu i suchego żarcia i wsiadłem w niedzielę rano w pociąg. Na miejscu okazało się, że jednak się uda i lepiej jechać w Beskid żywiecki niż śląski, bo jest spokojniej. Jako, że w środę wieczorem musiałem już być kilkaset kilometrów na północ, to po trzech godzinach snu wpakowaliśmy się w pociąg w Tarnowskich Górach by wylądować na miejscu po 10tej. Krótka wizyta w wiejskim sklepiku i już byliśmy na szlaku. Ruszyliśmy czerwonym z Rycerki. Od razu zauważyłem, że moja kondycja została w domu i pewnie jeszcze smacznie pochrapuje pod kołderką, no ale nic - trzeba jakoś wpełznąć. Sytuację pogarszał jeszcze plecak, w którym zapakowane miałem mnóstwo szpeju na każdą pogodę + suchego żarcia na tydzień, no i woda na 3dni. Zapomniałbym o właściwych zakupach, które poczyniliśmy przed wyjazdem, czyli dwie konserwy, dwa pasztety, sporej wielkości chlebek razowy i dwa pęta kiełbasy. Po kilku krótkich przystankach na odetchnięcie szczerze wątpiłem abyśmy mieli przejść zamierzoną trasę, czyli dotrzeć z Rycerki do Wielkiej Rycerzowej, a następnie szlakiem granicznym do Zwardonia. Jakimś jednak cudem, dopełzliśmy do Mładej Hory, która powitała nas stadkiem saren, które zobaczyliśmy dopiero jak zaczęły się ewakuować, oraz znaleźliśmy budkę z piwem. :D Posileni butelką tego eliksiru ruszyliśmy dalej. Jako, że tempo pod górę było raczej spokojne, to mogliśmy sobie pooglądać poorany przez wycinkę las. Bardzo się to rzuca tam w oczy. Podobnie jak śmieci - niby niewiele, ale krew zalewa jak się je widzi.
Nogi powoli zaczynały się przyzwyczajać do marszu, organizm coraz rzadziej wymuszał przystanki celem serca uspokojenia, na dodatek słonko zaczęło nieco mniej nieśmiało się pokazywać, więc droga stała się przyjemniejsza. Po wejściu na Jaworzynkę jednak, widoki nakazały nam zrobić postój. Wyleżeliśmy się tam może nawet godzinę. Może tylko pół - czas zupełnie inaczej mi płynął na tym wypadzie, a telefon miałem wyłączony. W końcu jednak ruszyliśmy dalej na południe. Coraz częściej pojawiała się pędząca mgła (może to chmury były?), do tego stopnia, że w pewnym momencie zaskoczył nas brak schroniska, które przed momentem widzieliśmy po naszej lewej stronie. Więcej go nie zobaczyliśmy, pomimo tego, że na skrzyżowaniu szlaków, gdzie jeden właśnie do niego odbija, spędziliśmy kilkanaście minut. Z Hali Rycerzowej ruszyliśmy niebieskim szlakiem na wschód, bo nie trzeba było przeć dalej pod górę, a i tak dochodził on w końcu do granicznego. Las we mgle przedstawiał się cudownie, chętnie bym tam postawił mały domek. :) Jednak nawigacja w takiej mgle potrafi sprawić trudności. Oznaczenia szlaku mają tendencję to przebywania zawsze poza granicą widoczności, co w połączeniu z kiepskim miejscami oznaczeniem przy rozwidleniach powoduje nadrabianie drogi ku sprawdzeniu, która jest właściwa.
Na przełęczy Przegibek wreszcie zeszliśmy na czerwony szlak i dziarsko ruszyliśmy przed siebie. Niedługo potem na swej drodze spotkaliśmy przejście graniczne. Mała wiatka, do tego dwie ławeczki z miejscem na ognisko na uboczu, góra śmieci (naprawdę - góra) i rozwalona tablica z jakąś informacją dot. parku. W pierwszej chwili uznaliśmy, że można by tutaj zanocować, w końcu była już godzina 17ta. Jednak śmieci i przenikliwe zimno spowodowane silnym wiatrem połączonym z mgłą sprawiło, że ruszyliśmy dalej, w poszukiwaniu oddalonego o 25 minut drogi (wg. tamtejszej mapy) kolejnego przejścia granicznego. Niestety - po godzinie marszu uznaliśmy, że tam gdzie miało być - nie było go. No nic, idziemy dalej - kolega bardzo chce dotrzeć na polanę niedaleko góry Abramów - ma wizję, że będzie tam świetnie. Nagle słyszymy jakieś trzaski zbliżające się zza nas lasem wzdłuż szlaku. Zatrzymujemy się. Po chwili, w odległości może 3m od nas, zatrzymuje się jeleń. Akurat stanął w miejscu, gdzie gęstwina miała spory prześwit. Popatrzył, dwa inne zatrzymały się obok niego i ruszył dalej lasem. Niestety - nie zdążyliśmy wyciągnąć aparatu, ani bestii dopaść - zwłaszcza, że już powoli kończył się nam czas. Moja percepcja na tym etapie była już mocno zaburzona ze zmęczenia, ale wydaje mi się, że sztuk było ok. 5. Ostatecznie uznałem, że dość tego łażenia, bo za chwilę nie zobaczymy własnej ręki. Odbiliśmy przez paprocie na południe i zaczęliśmy rozbijać obóz. Ciemno zrobiło się zanim zdążyliśmy się porządnie rozłożyć pod plandeką, którą dodatkowo zabezpieczyłem z jednej strony workami na śmieci, bo wiatr nagle przybrał na sile i zaczął zmieniać kierunek. Zjedliśmy kolację. Nigdy nie jadłem tak smacznego chleba, kiełbasy i nie zapijałem tak dobrą herbatą. :)
Czas zatem spać. W śpiworkach jeszcze jeden kubeczek herbaty na rozgrzanie i nagle na moment zrobiło się jasno. No ładnie, myślę. Jeszcze burzy nam brakowało. Kilkanaście minut później strugi deszczu niemiłosiernie katowały plandekę. Patent z workami, jak na razie działał jak trzeba. No nic, jak nam coś pozrywa, to się naprawi. Latarka jest, jakoś damy sobie radę. Może piorun nie walnie nigdzie koło nas. Chwilę po tej myśli poczułem, że jest mi zimno. I mokro. Otworzyłem oczy. Deszcz dalej szumiał, ale już delikatnie. Powoli zaczynało świtać, z plandeki bezczelnie kapało na mój śpiwór, na dodatek kolega leżał na połowie mojej karimaty, bo w nocy zaczęło zacinać z drugiej strony. Nie chciało mi się wierzyć, że przespałem burzę, bo wcale nie byłem zrelaksowany kiedy się zaczęła. Jak się później okazało - kolega zrobił podobnie. Szybka zmiana pozycji, poprawienie śpiwora, dorzucenie kurtki na wierzch, znalezienie zagubionej gdzieś w nocy czapki i leżę dalej. Po jakimś czasie jednak zaczyna mnie to męczyć, więc budzę kumpla i zarządzam ewakuacje z tego miejsca. Śniadanie zjemy w jakimś przyjemniejszym miejscu, a rzeczy wysuszymy jak wyjdzie słonko. Przecież wyjdzie. Wczoraj wyszło.
Na szlaku od razu przyjemniej. Człowiek się rusza, to i człowiekowi cieplej. Plecak jakby nieco lżejszy się wydaje niż dzień wcześniej. Przez 4 godziny marszu spotykamy jedną osobę, jadącą z resztą z nami w tym samym przedziale, a idącą od Zwardonia. Gęby nam się cieszą, bo ewidentnie dzięki temu, że wczoraj się zmęczyliśmy, damy radę dotrzeć na miejsce na czas. W lesie cały czas pada, na otwartej przestrzeni zwykle wieje. Mgła osadza się na zaroście, przez co mam wrażenie, że właśnie nie trafiłem jakimś napojem do ust. Co chwilę trzeba zmieniać konfiguracje ubrania, a tu dołożyć polar, a tu go zdjąć, a tu założyć arafatkę, tam czapkę, jednak w końcu znajdujemy o dziwo zaciszne, a także w miarę suche miejsce na popas. W trakcie śniadanka gdzieś z mgły wyłaniają się 4 kobieciny zbierające jagody. Zagadały, uśmiechnęły się i poszły dalej. Po posiłku składającego się z chleba, konserwy turystycznej za 2,5zł, groszku z puszki i herbatki ruszamy dalej. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po chwili z mgły wyłonił się znak: Schronisko na Wielkiej Raczy 0,05h z dopiskiem "czyli 3min :)". Radzi wielce dopełzliśmy na miejsce. Dwie urodziwe turystki zamieniły z nami kilka zdań, jedna wyraziła radość niezmierną ze zrobienia kilku fotek mgły z punktu widokowego (jak potem sprawdziliśmy, rzeczywiście nic poza nią nie było widać) i poszły skąd przyszliśmy. My zaś dogotowaliśmy herbatki na drogę, ustaliliśmy miejsce pierwszego obozu, czyli lasek na wschodniej stronie góry Bugaj, wypiliśmy piwko, nakarmiliśmy kota i ruszyliśmy nieśpiesznie dalej - według planu mieliśmy maszerować już tylko do 16tej, żeby zostawić sobie trochę szlaku na środę.
Tego dnia, widzieliśmy na szlaku i w schronisku dokładnie 9 osób. Niezbyt wiele jak na cały dzień marszu. Góry te stanowczo można polecić ludziom wielbiącym spokój.
Kolejny obóz rzeczywiście rozbiliśmy wcześnie, bo około 17tej. Spokojnie zjedliśmy, pogadaliśmy, był czas zanim zrobi się czarno. Oczywiście słońce nie pojawiło się nawet na moment, więc to co zamokło poprzedniej nocy, teraz wprawiało nas w niezbyt optymistyczny nastrój. Nauczony doświadczeniem, że Jungle Bag nie jest w stanie podołać temperaturze w nocy i nad ranem, wyciągnąłem z apteczki NRCtkę i zawinąłem się nią aż pod szyję (z zewnątrz śpiwora, zawinięta pod karimatę). Sprawdziła się jak złoto! Nie dość, że było mi ciepło, to jeszcze śpiwór nie nasiąkał od kropel z plandeki, której nie można było ustawić w sposób zadowalający (dwuspadowo), bo była jedna na dwóch. Tym razem też zawieszona dużo wyżej dla wygody, bo czułem w sercu, że burz wszelakich już nie będzie. Nie mogłem jednak za bardzo spać tej nocy, dzięki czemu zobaczyłem, a właściwie to nie zobaczyłem, plandeki. Nie bardzo też widziałem własną rękę. Noc była totalnie czarna.
Wstaliśmy po 7mej i od razu zaczęliśmy się zwijać. Wg. planu musieliśmy ruszyć o 8mej, aby dotrzeć na czas (ustaliliśmy spory haczyk, żeby dotrzeć bez stresu). Jak się okazało, koledze śpiwór przemókł totalnie w nogach, do tego stopnia, że po podniesieniu go, na karimacie została mała kałuża. Po zwinięciu bajzlu ruszyliśmy skąd przyszliśmy. Kolega prowadził. Nawet nie przyszło mi do głowy aby popatrzeć na kompas, wszak rozbiliśmy się nie dalej jak 50m od szlaku. No to idziemy. Widzę masę wyciętych drzew i gałęzi walających się na ziemi. Wczoraj tego nie mijaliśmy. No trudno, nieważne, już widać przecież szlak. Wychodzimy z pomiędzy drzew, rozglądamy się. To definitywnie nie jest szlak. To jest polana, albo bardziej przecinka, na której rosną jakieś zmaltretowane jeżyny.
No nic, przecież z tej strony przyleźliśmy do obozu, więc najwyżej wyszliśmy z lasu troszkę w innym miejscu. Zdarza się. Pójdziemy w dół tą przecinką i przecież będzie szlak. Idziemy.
Mój mózg budzi się i mówi mi, że w sumie to pomimo tej żelaznej logiki, którą obaj z kolegą przed chwilą się wykazaliśmy, coś jest bardzo nie tak. Rzucam okiem na kompas. Idziemy na wschód. Szlak powinien iść na południe. Co gorsza, obóz zrobiliśmy po wschodniej stronie szlaku. Zarządzam powrót do obozu i przemyślenie tego co właśnie widzieliśmy. Chwilę nam zajęło znalezienie miejsca naszego noclegu, ale po kilku minutach się udało. No i rzeczywiście. Poszliśmy dokładnie w tym kierunku, z którego przyszliśmy. jednak umknęło nam to, że chcieliśmy się rozbić na stosunkowo płaskim, więc gdy płaskie się kończyło, to zmieniliśmy kierunek. Ruszyliśmy zatem w tym samym kierunku, ale korygując, aby trzymać się płaskiego. No i brawo. Szlak.
Ruszamy w dół. Pluję sobie w brodę, że z taką lekkością przyszło mi pójście nie tą drogą co trzeba, tylko dlatego, że przecież 'tutaj na pewno się nie zgubimy'. Właściwie to akceptacja tego, że idziemy w zupełnie innym kierunku. Jednak kompas jest po to, aby go używać. I warto o tym pamiętać. Na trasie mija nas już tylko jeden turysta.
Do Zwardonia dochodzimy około 10:30. Sklepik, pakujemy się do pociągu i rozpoczynamy konsumpcje śniadania. Czas płynie tutaj inaczej dla wszystkich. Maszynista zapytany o której odjeżdża odpowiada po chwili namysłu 'aaaa.. jakoś koło w pół do'. Przebieram się w czyste ciuchy i wykładam na miękkim siedzeniu. Niby wreszcie sucho, niby miękko, a jednak już zaczynam tęsknić i myślę kiedy będę mógł wrócić do dziczy. :)



Wybaczcie tą przydługą opowieść, ale jakoś tak mnie naszło. Poniżej podrzucam linka do picasy. Aparat był kolegi, więc raczej on robił fotki, ja z rzadka (no i zrobiłem może 3 telefonem + jakieś filmiki).

https://picasaweb.google.com/abscessus/ ... directlink
Ostatnio zmieniony 24 wrz 2011, 07:39 przez Abscessus Perianalis, łącznie zmieniany 1 raz.
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."

"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."

Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
Awatar użytkownika
SmileOn
Posty: 794
Rejestracja: 12 lut 2010, 20:32
Lokalizacja: Jaworzno
Tytuł użytkownika: the violinist
Płeć:

Post autor: SmileOn »

Link coś nie teges...
SmileOn
"O to chodzi jedynie,
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało."
Awatar użytkownika
miśka
Posty: 190
Rejestracja: 02 mar 2011, 20:00
Lokalizacja: 3miasto
Gadu Gadu: 13946836
Płeć:
Kontakt:

Re: Krótki wypadzik w Beskid Żywiecki - 19-21.09.2011r

Post autor: miśka »

Abscessus Perianalis pisze:W skrócie dla ludzi nie lubiących czytać (ja też bym nie chciał c
SmileOn pisze:Link coś nie teges...
bo to od razu widać że historia zmyślona :lol:

jejku ja za każdym razem mam plan coś napisać po wyjeździe, ale kończy się zgrywaniem gb fot i planowaniu następnych wypadów ;] ;]
Awatar użytkownika
Kosa
Posty: 236
Rejestracja: 09 gru 2010, 00:38
Lokalizacja: Osiek k. Oświęcimia
Gadu Gadu: 5676422
Tytuł użytkownika: Gadget Man
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Kosa »

:roll:
Awatar użytkownika
Abscessus Perianalis
Posty: 919
Rejestracja: 24 mar 2010, 06:38
Lokalizacja: CK / Wa-wa
Gadu Gadu: 1505060
Tytuł użytkownika: Dziki Dzik
Płeć:

Post autor: Abscessus Perianalis »

Kosa, dawalem znac na sb dwukrotnie. Na IRCu Cie zas nie bylo. =)
W dodatku sam dowiedzialem sie, ze na pewno jedziemy, dopiero w nd o 21. Zdazylbys?

ED. Link poprawiony - ustawien prywatnosci nie zmienilem i tu byl problem.
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."

"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."

Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
Awatar użytkownika
Kopek
Posty: 1059
Rejestracja: 10 mar 2009, 11:00
Lokalizacja: Z największej dziury
Tytuł użytkownika: TRAMPek łikendowy
Płeć:

Post autor: Kopek »

Brakuje mi chyba wyobraźni by dostrzec feniksa. Za to gąski dają radę; jak widać w każdej sytuacji :lol: .
Zdjęcia takie trochę mgliste :-P Ja tez chcę w góórrryyyy !!!
"Czasem- i mówię to zupełnie szczerze - żal mi, że nie wychowano mnie jak włóczęgi. Nie związanego z żadnym miejscem, obowiązkami i ludźmi.

www.kopsegrob.blogspot.com
Awatar użytkownika
SmileOn
Posty: 794
Rejestracja: 12 lut 2010, 20:32
Lokalizacja: Jaworzno
Tytuł użytkownika: the violinist
Płeć:

Post autor: SmileOn »

Jak tak przeglądałem foty to po pierwsze zazdrościłem wam braku upału (ja miałem ponad 30 stopni w cieniu), po drugie jak zobaczyłem wyposażenie to przestałem się dziwić że plecaki wam ważyły po 20 kg. Mój ważył 15 kg a i tak miałem dość.
SmileOn
"O to chodzi jedynie,
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało."
Awatar użytkownika
Abscessus Perianalis
Posty: 919
Rejestracja: 24 mar 2010, 06:38
Lokalizacja: CK / Wa-wa
Gadu Gadu: 1505060
Tytuł użytkownika: Dziki Dzik
Płeć:

Post autor: Abscessus Perianalis »

Problem polegal na tym, ze wszystko lekkie zostalo w Lodzi, wiec wzialem co mialem w zastepstwie. Poza tym byla jeszcze zapasowa duza butla do palnika, bo ta sie niedlugo skonczy.
Pogoda do chodzenia dopisala - jak na moja kondycje byla idealna.
Zaluje tylko ze tak krotko bylismy.

Sorry za brak polskich znakow, ale akurat nie mam.
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."

"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."

Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
Awatar użytkownika
SmileOn
Posty: 794
Rejestracja: 12 lut 2010, 20:32
Lokalizacja: Jaworzno
Tytuł użytkownika: the violinist
Płeć:

Post autor: SmileOn »

Oj tak - końcówki gazu potrafią być utrapieniem, dlatego wydajny system gotowania wody to podstawa żeby nie dźwigać zbędnego gazu, przekonałem się o tym organoleptycznie i stwierdzam że nadeszła dla mnie najwyższa pora na wymianę palnika i być może również garnka.
SmileOn
"O to chodzi jedynie,
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało."
Awatar użytkownika
Kosa
Posty: 236
Rejestracja: 09 gru 2010, 00:38
Lokalizacja: Osiek k. Oświęcimia
Gadu Gadu: 5676422
Tytuł użytkownika: Gadget Man
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Kosa »

Abscessusie :P

Masz przecież mój numer telefonu. :idea:

A zdążyłbym dojechać gdyż teraz mieszkam w Krakowie, i komunikacja z Krakowa jest bardzo dobra :P Do Dworca zaś mam niecały 1km.

A neta mam od poniedziałku :-|
| 4HEAT | Sadowski Knives |
Awatar użytkownika
Abscessus Perianalis
Posty: 919
Rejestracja: 24 mar 2010, 06:38
Lokalizacja: CK / Wa-wa
Gadu Gadu: 1505060
Tytuł użytkownika: Dziki Dzik
Płeć:

Post autor: Abscessus Perianalis »

Mam działający telefon od środy. :P
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."

"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."

Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
Awatar użytkownika
Hillwalker
Posty: 271
Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Płeć:

Post autor: Hillwalker »

Abscessus Perianalis pisze:W skrócie dla ludzi nie lubiących czytać (ja też bym nie chciał czytać tych wypocin)
Chrzanisz tam... ;-)
Abscessus Perianalis pisze:Las we mgle przedstawiał się cudownie,
Tak, czasem to magia... Wynagradza nawet brak widoków w miejscach odsłoniętych.
" YOU create your own reality "
Awatar użytkownika
Dragonfly
Posty: 313
Rejestracja: 06 wrz 2010, 20:53
Lokalizacja: Mazowsze
Tytuł użytkownika: Sceptyk
Płeć:

Post autor: Dragonfly »

AP - napisane świetnie ! Ale i tak, zamiast czytać, wolałbym sobie tamtędy połazić. Beskid (jakikolwiek, ale znacznie częściej bywałem w Śląskim) jesienią jest przepiękny. Mogę trochę pozazdroscić ? :-)

Co do wagi - no, widzę palnik, kartusz, kubek, karimatę, plandekę, menażkę, worki... Nie widać śpiwora tylko. Gdzie te 20 kg ? :-)
W kartuszu przeważnie jest zdecydowanie więcej gazu, niż się wydaje. Na kartuszu 190 g i kuchence o zużyciu gazu identycznym, jak Twoja, zaliczyłem wszystkie, za wyjątkiem jednej, opisywane w tym sezonie na "łamach recona" imprezy (na biforku korzystali z gotowanej wody również koledzy), kilkanaście jednodniowych wypadów i 40 minut dogotowywania 6 l. szybkowara z żołądkami, kiedy gazu w butli zabrakło. I pewnie jeszcze kilka krótkich wypadzików oblecę. To, że gaz "jakby na dnie chlupce" - nie znaczy, że się kończy. :-)
No, "puszeczki mniam mniam" ważą, ważą... Liofilizaty wszelkiej maści (w tym wietnamskie "zestawy młodego chemika") znacznie mniej. :-)

Plandka to fajny sprzęt... Miło jest zrobić sobie daszek i posiedzieć pod nim. Jednak, kiedy wieje i/lub leje, a chce się pospać w suchym, lepiej się nią płasko przykryć a nawet w nią owinąć. Wypróbowane... :-)

Zabierz mnie ze sobą następnym razem, co ? :-)
Odszedł Jon Lord, jeden z największych herosów rocka, mistrz organów Hammonda. Ku pamięci - http://tinyurl.com/yzbkwyk
Mistyk wystygł, wynik - cynik...
Awatar użytkownika
Hillwalker
Posty: 271
Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Płeć:

Post autor: Hillwalker »

Dragonfly pisze:Zabierz mnie ze sobą następnym razem, co ?
AP, następnym razem jakbyś planował wyjazd w Beskid Śląski lub Żywiecki, daj znać. U mnie czasu wolnego jak na lekarstwo, ale zawsze lepiej wiedzieć o wyjeździe, jakieś szanse na współudział są. Tereny znam nie najgorzej i mógłbym dołączyć nawet na szlaku.
" YOU create your own reality "
Awatar użytkownika
Kopek
Posty: 1059
Rejestracja: 10 mar 2009, 11:00
Lokalizacja: Z największej dziury
Tytuł użytkownika: TRAMPek łikendowy
Płeć:

Post autor: Kopek »

Abscessus Perianalis pisze:Przebieram się w czyste ciuchy i wykładam na miękkim siedzeniu. Niby wreszcie sucho, niby miękko, a jednak już zaczynam tęsknić i myślę kiedy będę mógł wrócić do dziczy. :)
Po każdym powrocie mam podobnie. Zwłaszcza jak widzę te nieszczęsne blokowiska.
"Czasem- i mówię to zupełnie szczerze - żal mi, że nie wychowano mnie jak włóczęgi. Nie związanego z żadnym miejscem, obowiązkami i ludźmi.

www.kopsegrob.blogspot.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Imprezy, wyprawy oraz spacery”