Udział wzięli: Marshall, Parthagas, Witek, Taki Robaczek, MichałN, Grigor, Rajmund
Relacja: Rajmund (5gr)
Korekta: Parthagas (2gr)
Wtrącili się: i inni (po grosiku)
[center]RELACJA[/center]
[center]GMŁA NA AMELINIUM czyli spotkanie Siedmiu Wspaniałych

Nie dalej jak parę dni temu, a konkretnie 16-18 listopada do centralnej Polski w okolice lasów Skierniewickich przybyło siedmiu forumowiczów: Marshall, Parthagas, Witek, Taki Robaczek, Michał (którego ongiś Chlorem nazywali), Grigor i moja skromna osoba, czyli Rajmund.
Rozkładaniem obozowiska zajęli się Ci, którzy przyjechali najwcześniej , za co szczerze im dziękujemy, tym bardziej wiedząc o tym, że nie którzy odnieśli rany cięte.
[center]
Miejscówka.

[center]Uważaj - Twój nóż jest ostry. Bądź ostrożny! Np. nigdy nie wiąż liny trzymając nóż w ręku.

Nie ma sensu wyliczać, kto ile drewna na ognisko przytargał, czy kto się zajmował mieszaniem w garach, bo wszyscy brali się chętnie za prace obozowe - naprawdę zgrana ekipa.
Ostatni leśni ludzie, czyli Witek Grigor i Rajmund, dotarli do punktu zbornego w piątek ok. godziny 21.00 ( nie bez uszczerbku dla podwozia). Byliśmy w komplecie. Teraz trzeba było zabrać auta do nieopodal mieszkającego przyjaciela Lecha i wrócić piechotą do punktu zbornego i dalej lasem na miejscówkę. Tak więc szczęśliwi posiadacze czterech kółek odjechali, a reszta prowadzona wytycznymi GPS podążyła w ciemny las w stronę obozowiska. Jako że posiadacze aut byli równie wytrawnymi piechurami co kierowcami, nawet nie zdążyłem wypić piwa, a już byliśmy w obozowisku. Jeśli myślicie, że teraz następuje moment chlania gorzały... to dobrze myślicie, no, ale nie do końca. Jako ludzie rozsądni i odpowiedzialni stwierdziliśmy, że najpierw rozłożymy tarpy, a potem zasiądziemy w kręgu przy ognisku. Tak też się stało.
[center]
Większa część z nas rozbijała się już po ciemku.

Gdy wszyscy już w miarę się ogarnęli, nad ogniskiem zawisł kociołek. Człek po długiej podróży myśli tylko o jednym... nareszcie żarcie!!! W kociołku powoli bulgotał, roznosząc charakterystyczną dla siebie woń, bigos.
[center]
BiDżis (Bee Gees, Bigos) Parthagasa zrobił wspaniałą robotę.

Chochla w rękach Marshalla skrobała po ściankach kociołka, nic nie mogło się przypalić. Pajda chleba, menażka bigosu i kieliszek przedniej gorzałki - to poprawiło jeszcze bardziej nasze i tak już dobre humory. Las wydawał się bardzo spokojny, drzewa leniwie się kołysały od naprawdę niezbyt silnego wiatru. Siedzieliśmy wkoło ogniska i przy dźwiękach gitary śpiewaliśmy stare szlagiery.
[center]
Przy ognisku.

Do dziś mnie to zastanawia, jak gorzałeczka wpływa na gusta muzyczne, kielonek za kielonkiem i jakoś tak to wszystko piękniej brzmiało. Wprawieni w dobry nastrój i rozkołysani dobrą nutą znowu zgłodnieliśmy i tu przyszedł czas na smaluszek według Rajmunda, który cieszył się niesłabnącym powodzeniem do końca spotkania, by w końcu zniknąć całkowicie w czelusciach naszych paszcz. Po bigosie nawet nie było śladu. Zrobiło się już późno ,las jakby zamilkł i otoczyła nas gmła

Sobota. Gmła nie odpuszczała. Noc była jak dla mnie ciepła, zważywszy na porę roku. Kiedy się obudziłem, Robaczek już siedział przy ognisku, Grigor ogarniał wrzątek i Parthagas również ....a nie sorry, Parthagas spał. Chyba. Kurcze zaraz wyjdzie, że niewiele pamiętam, a zabrałem się za relację. Dzień zaczął się leniwie. Tego poranka Kelly Kettle rozgrzał się najszybciej, woda zawrzała i mogliśmy raczyć się gorącą herbatką czy tam kawką, jak kto wolał.
[center]
Sobotni poranek.

[center]Kelly spisywał się super!

Tylko Michał jakoś tak długo spał ale co tu się dziwić chłopakowi, jak miał podłogę z amelinium, na której ku naszemu zaskoczeniu pojawiła się gmła

[center]1st class śpioch.

Tak czy siak dobre nastroje nas nie opuszczały. Cały czas powtarzałem sobie w głowie "dobrze, że nie pada". Sobota okazała się "dniem kurczaka". Nie było wśród nas nikogo, kto by się nie przyłożył choć trochę do tej cudownej potrawy. Najbardziej zaangażowany był Parthagas, który niczym Makłowicz przygotowywał mięsko do pieczenia.
[center]3, 2, 1, kutaki start!

Kurczaki robiły się bardzo bardzo powoli, więc stwierdziłem że mogę wybrać się na małą przebieżkę. Razem ze mną wyruszył Grigor. Kiedy wróciliśmy, oznajmiono nam o wizycie niezapowiedzianych gości. Odwiedziło nas dwóch myśliwych, którzy zasadzili się na nieopodal buchtujące dziki, zrezygnowali z polowania na nasz widok, twierdząc, że nie wykupili odstrzału na reconnetowców

[center]...kilka godzin później...

[center]...jeszcze później...

Mięcho było gotowe późnym popołudniem i już dzień chylił się ku zmierzchaniu. W międzyczasie ekipa podzieliła się spontanicznie na dwie drużyny. Jedna pod kierownictwem Marshalla przygotowywała składniki na wieczorną grochówkę, druga natomiast znosiła i rąbała opał na noc.
[center]...grochówka mejkers...

[center]...kampfajer łuud mejkers...

Gdy ostatni kęs kurczaka znikł w ustach, grochówka, ciągle mieszana przez Marshalla już pyrkała w kociołku. Pół godzinki i już znów kolejna wyżerka. Zupka okazała się rewelacyjna, a Marshall po raz kolejny potwierdził swój kunszt kucharski. Pojedliśmy no i znowu gitarka i ciepło ogniska. Nie byłbym sobą, gdybym się nie pochwalił swoim wyrobem, smalec który w pocie czoła szykowałem na wyprawę, okazał się strzałem w dziesiątkę


[center]...ogień, ciemność, las, śpiewy, gadanie...

Niedziela. Od rana czuło się już, że to co dobre, szybko się kończy. Wszyscy powoli zbierali się do wymarszu. Michał, który zarzekał się, że musi wstać o siódmej, wstał najpóźniej

[center]Cebula i jaja... Pycha!

Poranna kawa tak mnie ucieszyła, że z tej radości musiałem złapać za saperkę i bez określania azymutu chyżo pognałem w las.
[center]Jak to mówią, nie ma srania w PKSie!

Wracałem już spacerkiem. Potem Robaczek uraczył nas kaszaneczką w otoczeniu kiszonej kapusty, co ku mojemu zdumieniu okazało się wyjątkowo trafnym połaczeniem. Piekł naturalnie nad ogniskiem, kaszanka była opatulona ...no czym jak myślicie ,czym? ...A...ME...LI..NIU...M !!!!!!!!!!!
[center]Kaszana w amelinium...

[center]...wchodziła jak ta lala.

Na szczęście gmła zupełnie już odpuściła i nawet pokazało się trochę słońca. Opuścili nas najwcześniej Michał i Grigor. Zwinęliśmy obóz, dokładnie gasząc ogień i nie pozostawiając po sobie większych niż wygnieciona trawa śladów bytowania.
[center]...finish...

Ruszyliśmy jeszcze na strzelnicę poligonu. Tam pożegnaliśmy Robaczka

Skończyła się wyprawa siedmiu wspaniałych. Dziękuję za wspólne bytowanie w lesie. Do następnego.
Trzymajcie się! Rajmund.
Więcej zdjęć tutaj: Gmła na amelinium czyli spotkanie Siedmiu Wspaniałych, Skierniewice.