Kiedyś byłem człowiekiem który nie widział niczego poza komputerem.Pewnego dnia koledzy zaciągnęli mnie na dwór...Cóż warto było.Zachęcili mnie do ucieczki z miasta.Przeszliśmy się z 15 km wokół Szczecinka.Bardzo mi się to spodobało i zaiskrzyło coś związanego z survivalem.Potem było w kinie przedstawienie o Robinsonie.Mało rozumiałem ale i tak mnie zaciekawiło.Ucieszyłem się,gdy w szkole wybralli to jako lekturę.Przeczytałem całe parę razy i dostałem 5 z opowiadaniu o Robinsonie.Obudziła się we mnie wielki podziw co do Robinsona."Gostek twardy" pomyślałem.No i spodobało mi się taka perspektywa bycia samemu na bezludnej wyspie...Nie bardzo jeszcze interesowały mnie w książce rady survivalowe(takie tam przecież były).Napisałem pracę klasową i 4 się dostało.Potem horyzont zainteresowania bardzo się powiększył.Szukałem gier o rozbitkach i natrafiłem na Stranded 2.Niezwykle pomogła mi zwiększyć miłość do survivalu(kiedyś nawet tego określenia nie znałem).
Stranded okazał się grą świetną.Cóż zaczęło mnie to "wkręcać" bardzo mocno i sam starałem się myślami uciekać jako rozbitek.No i krótko mówiąc to było fajne...A kiedy zaczęła się ta survivalowa chętka?Jakieś miesiąc temu poznałem pojęcie przetrwania dzięki programowi na Discovery: Szkoła Przetrwania.Leciała bezludna wyspa więc oglądnąłem.Dowiedziałem się dużo bardzo szczegółowych informacji o przeżyciu...No i teraz to się tak ciągnie...Teraz obszar survivalu(moje zainteresowanie) nie spoczywa jedynie na wyspach ale i na każdym rejonie BEZ CYWILIZACJI.
I poznałem samego siebie jak to pisał Krisek. I pozdrawiam ludzi którzy się tym interesują gdyż w moim otoczeniu nikogo takiego nie ma...Tak sądzę.
Pozdrawiam Palmer
