z Polski do Hiszpanii na piechotę (i inne wycieczki)
Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw
- Abscessus Perianalis
- Posty: 919
- Rejestracja: 24 mar 2010, 06:38
- Lokalizacja: CK / Wa-wa
- Gadu Gadu: 1505060
- Tytuł użytkownika: Dziki Dzik
- Płeć:
Kobra, w językach słowiańskich jeszcze jako tako można się zrozumieć podpierając się "migowym", ale hiszpański i francuski? W angielskim i niemieckim jest niby sporo podobieństw, co irytuje jak uczysz się obu na raz, ale żeby dogadać się po niemiecku znając tylko angielski i na odwrót? Nie ma takiej opcji. W dodatku dochodzi do tego kwestia "osłuchania" się z sąsiadami. Znając jako tako polski, będąc anglikiem, z ruskim się nie dogadasz. Zapewniam. Natomiast w powyższym przypadku działa to właśnie na tej zasadzie.
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
- Apo
- Posty: 744
- Rejestracja: 28 lis 2011, 17:36
- Lokalizacja: Lasy Pomorza
- Gadu Gadu: 3099476
- Tytuł użytkownika: WATAHA Z POPRAWCZAKA
- Płeć:
Kobra pisze:Hiszpański i Francuski są w miarę podobne i da się dogadać



Że jak? Uczyłam się francuskiego przez 3 lata i jedyne co potrafię to się przedstawić i poprosić piwo

look deep into nature and then you will understand everything better
I've got the power to fly into the wind, the power to be free to die and live again. This power's like fire, fire loves to burn!
I've got the power to fly into the wind, the power to be free to die and live again. This power's like fire, fire loves to burn!
- orety
- Posty: 402
- Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
- Lokalizacja: z innej bajki
- Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
- Płeć:
łóżko to skrót myślowy - w rzeczywistości było to patrząc od dołu:NumLock pisze:orety, mam kilka bardziej technicznych pytań:
-W relacjach wspominasz coś o łóżku. Chodzi o łóżko polowe? Co to za model/typ?
-Jaki plecak, ile litrów? Ile ważył cały Twój sprzęt?
-W jakich butach pomykałeś?
- cerata BW lub duński tarp z demobilu 185 x 275 cm
- samopompka Artiach (holenderski demobil)
śpiwory:
- Quechua S15 ultralight i outhorn bernino kupiony za 50 PLN w Auchanie
plecaki miałem 2:
- ZPG sam wór, t.j. bez tej górnej "klapotorby"
- Artiach Randonnee 40l jako podręczny
w sumie na starcie ~ 22 kg, potem raczej więcej niż mniej
butki:
- CHAUSSURE INVERNESS 300 IR http://www.decathlon.fr/inverness-300-i ... 81709.html w zeszłym roku 240 PLN, teraz już 270
wielkich zapasów jedzenia starałem się nie ciągnąć, ale raczej zawsze jakąś puszkę lub szybkie danie miałemKobra pisze:Czy prowiant kupowałeś na większy zapas czy twój plecak był ubogi w pożywienie i co dzień kupowałeś coś w sklepie?
jak bezdomny turystaKobra pisze:Zastanawiam się czy ta Niemka dała ci te 10 euro z życzliwości czy dlatego że jej się szkoda zrobiło ciebie. Jak wtedy wyglądałeś?:> Jak normalny turysta czy jak jakiś bezdomny?
zgadzam się w 100% - dla mnie francuski jest językiem wyjątkowo obcym, a hiszpański jakiś taki przyjaznyApo pisze:Że jak? Uczyłam się francuskiego przez 3 lata i jedyne co potrafię to się przedstawić i poprosić piwoPo Hiszpanii się szlajałam ze 3 tygodnie i bez kompletnej znajomości języka podłapałam słówka i stwierdzam, że jest to język o niebo fajniejszy i prostszy, niż francuski. Jak dla mnie to dwa różne światy!
oj chyba umiarkowanie...Michal N pisze:Zapewne chodziło o Hiszpański i Włoski, że podobne są.
na "mojej" miejscówce kręciło się dwóch typów - prawdopodobnie pracownicy
cóż było robić - poszukałem innego miejsca, tym razem było to zadaszone wejście do hali sportowej, rozwiesiłem pranie na kracie i przystąpiłem do konsumpcji w/w piwa
po jakimś czasie tu też przybłąkał się pracownik, który po moich wyjaśnieniach nie robił trudności i zasilił mnie kwotą 10 euro
po wysuszeniu prania (przestało padać) sprzedałem puste butelki i poszedłem dalej...
ze
- Speyer przez:
- Germersheim
- Herxheim
- Offenbach
- Landau gdzie na Polizei zostałem poczęstowany kawą i ciastkami oraz dostałem ciasto na drogę oraz mapkę jak iść dalej i
- Bad Bergzabern (tu przy okazji zakupów śniadaniowych odkryłem apfelwein - jabłecznik w cenie 99 eurogroszy za 1l, zakochałem się w tym napoju)
dotarłem do granicznego
- Schweigen-Rechtenbach, idąc za ciosem po drodze w czymś w rodzaju "muzeum wina"
http://maps.google.pl/?ll=49.052441,7.9 ... src=6&z=19
kupiłem kufel jungwein, jednak było to rozczarowanie - dostałem mętną zupkę prawie bez alkoholu, tyle, że zimną
na całym świecie jest tak, że w przygranicznych miejscowościach handel rozwija się bardziej, bazując na różnicach cen pomiędzy krajami (w przypadku Niemiec i Francji jest ona dosyć znaczna)
tuż przed granicą był markt spożywczy - rozsiadłem się przed wejściem, wystawiłem miskę z jakimiś drobnymi na zachętę, credencial oraz zdjąłem buty (już nieźle schodzone) i odwróciwszy je podeszwą do góry aby się uwiarygodnić po prostu żebrałem (ponieważ byłem tuż przy granicy, wyszedłem z założenia, że w razie draki - nie miałem pojęcia co na to niemiecka Polizei, gdyż w Niemczech nigdzie nie widziałem nikogo żebrzącego - w najgorszym wypadku pogonią mnie do Francji a nie cofną do Polski, poza tym miałem już nieco w czubie)
okazało się to być bardzo dobrym pomysłem - nie dość, że nikt się nie przyczepił, to nazbierałem tyle kaski, że do Francji wszedłem mając dobrze ponad 100 euro, dostałem jeszcze jakieś puszki, ser, czekoladę etc.
chciałbym jeszcze wspomnieć wiejskie niemieckie cmentarze - co wieczór kręciło się tam sporo osób a nocą lampki paliły się często na więcej niż połowie grobów
gdy się ściemniło zabrałem swoje zabawki i przekroczywszy granicę przespałem się na pustej naczepie TIR-a stojącej przy rampie jakiegoś magazynu
http://maps.google.pl/maps?q=Schweigen- ... y&t=h&z=17
duży czerwony dach to markt, na dole po lewej magazyn z rampą + naczepa, może moja...
pozdrawiam
maciek
Ostatnio zmieniony 22 sty 2012, 15:37 przez orety, łącznie zmieniany 5 razy.
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
Jestem wolny jak konik polny
- Kopek
- Posty: 1059
- Rejestracja: 10 mar 2009, 11:00
- Lokalizacja: Z największej dziury
- Tytuł użytkownika: TRAMPek łikendowy
- Płeć:
Wreszcie miałem czas przeczytać cały wątek. orety, gratuluje całego przedsięwzięcia. Teraz lecę uczyć się języków 

"Czasem- i mówię to zupełnie szczerze - żal mi, że nie wychowano mnie jak włóczęgi. Nie związanego z żadnym miejscem, obowiązkami i ludźmi.
www.kopsegrob.blogspot.com
www.kopsegrob.blogspot.com
- orety
- Posty: 402
- Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
- Lokalizacja: z innej bajki
- Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
- Płeć:
ja uczyłem się "w boju", gdy pierwszy raz w wieku 24 lat wyjechałem na poważnie za granicę (Azja południowowschodnia), umiałem tylko policzyć po angielsku do 11 i powiedzieć "no problem", do tej pory mówię jak Kali z "w pustyni i w puszczy" tj. całkiem niegramatycznie
jednak przy chęciach z obu stron zawsze idzie się dogadać
pozdrawiam
maciek
jednak przy chęciach z obu stron zawsze idzie się dogadać
pozdrawiam
maciek
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
Jestem wolny jak konik polny
- orety
- Posty: 402
- Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
- Lokalizacja: z innej bajki
- Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
- Płeć:
rano obudziła mnie grupka Francuzów - prawdopodobnie pracownicy w/w magazynu
wytłumaczyłem co i jak, przyjęli do wiadomości, wyruszyłem więc dalej
przez:
- Wissembourg gdzie bezskutecznie próbowałem pozyskać od Gendarmerie jakąś mapę, tam też kupiłem kartę telefoniczną, ale tutaj lipa: po włożeniu jej do automatu damski głos z taśmy coś mi po francusku tłumaczył, po wybraniu numeru zamiast połączenia ta sama sytuacja
ponieważ na automacie jest opcja zmiany języka - wybrałem angielski jako najbardziej mi przyjazny z dostępnych - na wyświetlaczu ukazał się komunikat: włóż kartę a następnie postępuj zgodnie ze wskazówkami głosowymi, a tam ta sama bladź ciągle po francusku, no myślałem że szlag mnie trafi (7.50 € w błoto)
- Lembach
- Haguenau - tu pozyskałem mapę w informacji turystycznej
- Marienthal do którego doszedłem 15.09.2011, w Carmel du Sacre Coeur http://maps.google.pl/?ll=48.779009,7.8 ... 19&vpsrc=6 dostałem pieczątkę do credenciala i przespałem się na rampie dla dostawców nieczynnej knajpy przy torach kolejowych http://maps.google.pl/?ll=48.780631,7.8 ... 19&vpsrc=6
- Brumath
- Strasbourg w którym spałem w jakimś postindustrialnym pustostanie na 2 piętrze, w nocy pode mną odbywała się pijacko-narkotyczna impreza - nieźle się spociłem (najmniej przyjemna sytuacja i najgorszy nocleg podczas całej wędrówki)
- Eckbolsheim
- Lingolsheim
- Obernai
- Barr, gdzie po raz pierwszy przekonałem się, że francuskie "Liberté, égalité, fraternité" to pusty slogan i za którym nocleg wypadł mi w jakiejś niedzisiejszej drewnianej instalacji (coś w rodzaju zadaszonego pływającego pomostu, ale jednocześnie z możliwością podniesienia do góry na łańcuchach, nie mam żadnego pomysłu co do przeznaczenia) nad rzeczką/potokiem i
- Ville doszedłem do
- Col d'Urbeis http://fr.wikipedia.org/wiki/Fichier:Col_d_Urbeis.JPG (fota zrobiona w kierunku przeciwnym niż szedłem), będącej "wrotami Alzacji", jak mawiają Francuzi
tutaj przespałem się na poddaszu domku widocznego w głębi zdjęcia, jest on otwarty i ogólnodostępny, zbudowany z myślą o turystach, na dole 2 duże stoły, ławy wzdłuż ścian i drabinka na górę, na poddasze zamykane klapą, ogólnie super miejsce, zwłaszcza po Strasbourgu
w ogóle Alzacja, zwłaszcza już za Strasbourgiem zachwyciła mnie swoją urodą, dźwiękami krowich dzwonków i... zapachem
pozdrawiam
maciek
wytłumaczyłem co i jak, przyjęli do wiadomości, wyruszyłem więc dalej
przez:
- Wissembourg gdzie bezskutecznie próbowałem pozyskać od Gendarmerie jakąś mapę, tam też kupiłem kartę telefoniczną, ale tutaj lipa: po włożeniu jej do automatu damski głos z taśmy coś mi po francusku tłumaczył, po wybraniu numeru zamiast połączenia ta sama sytuacja
ponieważ na automacie jest opcja zmiany języka - wybrałem angielski jako najbardziej mi przyjazny z dostępnych - na wyświetlaczu ukazał się komunikat: włóż kartę a następnie postępuj zgodnie ze wskazówkami głosowymi, a tam ta sama bladź ciągle po francusku, no myślałem że szlag mnie trafi (7.50 € w błoto)
- Lembach
- Haguenau - tu pozyskałem mapę w informacji turystycznej
- Marienthal do którego doszedłem 15.09.2011, w Carmel du Sacre Coeur http://maps.google.pl/?ll=48.779009,7.8 ... 19&vpsrc=6 dostałem pieczątkę do credenciala i przespałem się na rampie dla dostawców nieczynnej knajpy przy torach kolejowych http://maps.google.pl/?ll=48.780631,7.8 ... 19&vpsrc=6
- Brumath
- Strasbourg w którym spałem w jakimś postindustrialnym pustostanie na 2 piętrze, w nocy pode mną odbywała się pijacko-narkotyczna impreza - nieźle się spociłem (najmniej przyjemna sytuacja i najgorszy nocleg podczas całej wędrówki)
- Eckbolsheim
- Lingolsheim
- Obernai
- Barr, gdzie po raz pierwszy przekonałem się, że francuskie "Liberté, égalité, fraternité" to pusty slogan i za którym nocleg wypadł mi w jakiejś niedzisiejszej drewnianej instalacji (coś w rodzaju zadaszonego pływającego pomostu, ale jednocześnie z możliwością podniesienia do góry na łańcuchach, nie mam żadnego pomysłu co do przeznaczenia) nad rzeczką/potokiem i
- Ville doszedłem do
- Col d'Urbeis http://fr.wikipedia.org/wiki/Fichier:Col_d_Urbeis.JPG (fota zrobiona w kierunku przeciwnym niż szedłem), będącej "wrotami Alzacji", jak mawiają Francuzi
tutaj przespałem się na poddaszu domku widocznego w głębi zdjęcia, jest on otwarty i ogólnodostępny, zbudowany z myślą o turystach, na dole 2 duże stoły, ławy wzdłuż ścian i drabinka na górę, na poddasze zamykane klapą, ogólnie super miejsce, zwłaszcza po Strasbourgu
w ogóle Alzacja, zwłaszcza już za Strasbourgiem zachwyciła mnie swoją urodą, dźwiękami krowich dzwonków i... zapachem
pozdrawiam
maciek
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
Jestem wolny jak konik polny
orety
No... zainteresowałeś mnie tematem
Raz (lata 80te ub Wieku) przeleciałem się z buta na trasie Warszawa-Częstochowa, ale klimat i tłum skutecznie mnie zniechęcił ...
Jednak poczytałem teraz o możliwości samotnego pielgrzymowania szlakami Św Jakuba i normalnie się interesująco zrobiło
Nawet są już odcinki Mazowieckie od str 10 tego PDFa
http://www.camino.net.pl/pielgrzymek/20 ... zymek8.pdf
Bardzo fajna forma turystyki, alternatywna do siedzenia w krzaczorach ... a korzenie swoje mająca już w czasach, kiedy jedynie z kijem i w sandałach śmigało się po Świecie
Dla chętnych żeby się dowiedzieć co, jak, gdzie, po co... stronka główna http://www.camino.net.pl/
No... zainteresowałeś mnie tematem

Raz (lata 80te ub Wieku) przeleciałem się z buta na trasie Warszawa-Częstochowa, ale klimat i tłum skutecznie mnie zniechęcił ...
Jednak poczytałem teraz o możliwości samotnego pielgrzymowania szlakami Św Jakuba i normalnie się interesująco zrobiło

Nawet są już odcinki Mazowieckie od str 10 tego PDFa

http://www.camino.net.pl/pielgrzymek/20 ... zymek8.pdf
Bardzo fajna forma turystyki, alternatywna do siedzenia w krzaczorach ... a korzenie swoje mająca już w czasach, kiedy jedynie z kijem i w sandałach śmigało się po Świecie

Dla chętnych żeby się dowiedzieć co, jak, gdzie, po co... stronka główna http://www.camino.net.pl/
- Doczu
- Posty: 1285
- Rejestracja: 25 mar 2009, 10:25
- Lokalizacja: Czeladź
- Tytuł użytkownika: Litewski Cham
- Płeć:
orety, dozujesz nam tu emocje w iście terapeutycznych dawkach
Wprawdzie to nie koniec relacji, ale już nasunęło mi się kilka wniosków, którymi muszę się podzielić.
Po pierwsze - zaimponowałeś mi determinacją i co tu duzo kryć - odwagą by porwać się na coś, na co mało kogo stać i nie o względy finansowe tu chodzi. Z mojej strony Wielki Szacunek !
Kolejna kwestia to przywracasz mi swoimi relacjami wiarę w ludzi jako istoty zdolne do altruizmu. Bez podziału na nacje, rasy i kolor skóry.
I na zakończenie - wprawdzie nie w tym miejscu powinny paść te słowa, a po zakończeniu Twojej relacji, ale zanim skończysz to pewnie bym zapomniał więc rzucam to teraz - pomyśl nad wydaniem książki o tej wędrówce. Piszę poważnie. Osobiście ją polecę znajomym, bo lektura jest pasjonująca.
Tyle. I czekamy na c.d.

Wprawdzie to nie koniec relacji, ale już nasunęło mi się kilka wniosków, którymi muszę się podzielić.
Po pierwsze - zaimponowałeś mi determinacją i co tu duzo kryć - odwagą by porwać się na coś, na co mało kogo stać i nie o względy finansowe tu chodzi. Z mojej strony Wielki Szacunek !
Kolejna kwestia to przywracasz mi swoimi relacjami wiarę w ludzi jako istoty zdolne do altruizmu. Bez podziału na nacje, rasy i kolor skóry.
I na zakończenie - wprawdzie nie w tym miejscu powinny paść te słowa, a po zakończeniu Twojej relacji, ale zanim skończysz to pewnie bym zapomniał więc rzucam to teraz - pomyśl nad wydaniem książki o tej wędrówce. Piszę poważnie. Osobiście ją polecę znajomym, bo lektura jest pasjonująca.
Tyle. I czekamy na c.d.
- orety
- Posty: 402
- Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
- Lokalizacja: z innej bajki
- Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
- Płeć:
Doczu:
o ile wieś niemiecka "pachniała" wsią, tj. obornikiem i kiszonką (wiem o czym piszę, jestem z wykształcenia rolnikiem), to w Alzacji pachniało młodym, "chodzącym jeszcze" winem na przemian z zapachem octu z wyrzucanych do rowu wytłoczyn - niesamowite doznanie, aczkolwiek sezonowe zapewne
następnie przez:
- Saint-Die-des-Vosges (które przetłumaczyłem sobie jako Święty Boże z Wosże) i
- Bruyeres gdzie w informacji turystycznej pozyskałem kolejną mapę (nowy region - nowa mapa) i odmeldowałem się Wam na forum, doszedłem do
- Jarmenil - tu zostałem po raz pierwszy wylegitymowany przez francuską Gendarmerie (facet i babeczka w samochodzie), następne miało być
- Remiremont, pogubiłem się jednak na rozjazdach i wylazłem na autostradę
mając niejakie doświadczenie w chodzeniu po autostradach przedarłem się na prawą stronę i dziarsko pomykałem we właściwym kierunku
nie pomyliłem się: za chwilę miałem na karku dwóch żandarmów na motocyklach i tu mina mi zrzedła - kazali wypieprzać za barierkę, a najlepiej za ogrodzenie
rad nie rad kontynuowałem swoją wędrówkę przez zarośla jeżyn za barierką, myślę jednak, że ruszyło ich sumienie (albo przepisy), gdyż za chwilę podjechało auto z ekipą która wcześniej mnie legitymowała, i zgodnie z założeniem zaprosili mnie do środka, podrzucili mnie do pierwszego zjazdu (ok. 12 km, jedyny odcinek w drodze do Santiago którego nie przeszedłem piechotą, ale francuskiej Gendarmerie się nie odmawia) i wytłumaczyli jak iść dalej żeby ominąć autostradę
WAŻNE: :569: nigdy, ale to nigdy nie chodźcie po autostradzie...
...pod prąd, bo wywiozą Was tam skąd przyszliście
dalej przez
- Fougerolles
- Luxeuil-les-Bains, śpiąc gdzieś po drodze w jakimś domu gospodarczo - letniskowym po raz pierwszy i w zasadzie ostatni użyłem apteczki (plastry), otóż przy zamykaniu drzwi (rzadko używane) odbiły, częściowo "skalpując" mi drugi staw środkowego palca lewej ręki
na szczęście na miejscu były jakieś butelki z wodą i ręczniki papierowe
po opatrzeniu kontuzji zrobiłem łóżko, a potem grzańca, gdyż byłem trochę podziębiony i wypiwszy go poszedłem spać, i
- Vesoul doszedłem do
- Andelarre, które właściwie leżało trochę z boku mojej trasy (D474): http://maps.google.pl/maps?q=Andelarre, ... a&t=h&z=14
nie potrafię tego wytłumaczyć, ale czułem, że tam właśnie mam iść
na miejscu okazało się, że ani przy kościele ani na cmentarzu nie ma warunków do spania, a mną zainteresował się starszy Francuz
jak się okazało, był on merem, tj. sołtysem owej wioski
dowiedziawszy się co i jak zaproponował mi nocleg w lokalnej "sali kultury" http://maps.google.pl/maps?q=Andelarre, ... a&t=h&z=19
była to wiata o podłodze z desek, zabudowana z 2 stron ścianami, przy krótszej, szczytowej, coś na kształt baru, pomieszczenie z bieżącą wodą, nieczynne zamrażarki etc.
z tego co się zorientowałem obiekt pełnił rolę podobną do strażackiej remizy na wsi w Polsce: wesela, zabawy, festyny...
jak zwykle gdy była okazja zrobiłem i rozwiesiłem pranie, brudną odzież nosiłem w siatkowym worku (po zestawie do snorkelingu, kupionym w Decathlonie dla syna), przytroczonym równolegle do samopompy, polecam wszystkim ten patent, szmaty się wietrzą i nie zasmradzają plecaka
po gościnnych Niemcach miałem cichą nadzieję, że może podrzuci mi coś do jedzenia, ale tak się nie stało
zjadłem więc coś swojego i poszedłem spać
pozdrawiam
maciek



o ile wieś niemiecka "pachniała" wsią, tj. obornikiem i kiszonką (wiem o czym piszę, jestem z wykształcenia rolnikiem), to w Alzacji pachniało młodym, "chodzącym jeszcze" winem na przemian z zapachem octu z wyrzucanych do rowu wytłoczyn - niesamowite doznanie, aczkolwiek sezonowe zapewne
następnie przez:
- Saint-Die-des-Vosges (które przetłumaczyłem sobie jako Święty Boże z Wosże) i
- Bruyeres gdzie w informacji turystycznej pozyskałem kolejną mapę (nowy region - nowa mapa) i odmeldowałem się Wam na forum, doszedłem do
- Jarmenil - tu zostałem po raz pierwszy wylegitymowany przez francuską Gendarmerie (facet i babeczka w samochodzie), następne miało być
- Remiremont, pogubiłem się jednak na rozjazdach i wylazłem na autostradę
mając niejakie doświadczenie w chodzeniu po autostradach przedarłem się na prawą stronę i dziarsko pomykałem we właściwym kierunku
nie pomyliłem się: za chwilę miałem na karku dwóch żandarmów na motocyklach i tu mina mi zrzedła - kazali wypieprzać za barierkę, a najlepiej za ogrodzenie
rad nie rad kontynuowałem swoją wędrówkę przez zarośla jeżyn za barierką, myślę jednak, że ruszyło ich sumienie (albo przepisy), gdyż za chwilę podjechało auto z ekipą która wcześniej mnie legitymowała, i zgodnie z założeniem zaprosili mnie do środka, podrzucili mnie do pierwszego zjazdu (ok. 12 km, jedyny odcinek w drodze do Santiago którego nie przeszedłem piechotą, ale francuskiej Gendarmerie się nie odmawia) i wytłumaczyli jak iść dalej żeby ominąć autostradę
WAŻNE: :569: nigdy, ale to nigdy nie chodźcie po autostradzie...
...pod prąd, bo wywiozą Was tam skąd przyszliście
dalej przez
- Fougerolles
- Luxeuil-les-Bains, śpiąc gdzieś po drodze w jakimś domu gospodarczo - letniskowym po raz pierwszy i w zasadzie ostatni użyłem apteczki (plastry), otóż przy zamykaniu drzwi (rzadko używane) odbiły, częściowo "skalpując" mi drugi staw środkowego palca lewej ręki
na szczęście na miejscu były jakieś butelki z wodą i ręczniki papierowe
po opatrzeniu kontuzji zrobiłem łóżko, a potem grzańca, gdyż byłem trochę podziębiony i wypiwszy go poszedłem spać, i
- Vesoul doszedłem do
- Andelarre, które właściwie leżało trochę z boku mojej trasy (D474): http://maps.google.pl/maps?q=Andelarre, ... a&t=h&z=14
nie potrafię tego wytłumaczyć, ale czułem, że tam właśnie mam iść
na miejscu okazało się, że ani przy kościele ani na cmentarzu nie ma warunków do spania, a mną zainteresował się starszy Francuz
jak się okazało, był on merem, tj. sołtysem owej wioski
dowiedziawszy się co i jak zaproponował mi nocleg w lokalnej "sali kultury" http://maps.google.pl/maps?q=Andelarre, ... a&t=h&z=19
była to wiata o podłodze z desek, zabudowana z 2 stron ścianami, przy krótszej, szczytowej, coś na kształt baru, pomieszczenie z bieżącą wodą, nieczynne zamrażarki etc.
z tego co się zorientowałem obiekt pełnił rolę podobną do strażackiej remizy na wsi w Polsce: wesela, zabawy, festyny...
jak zwykle gdy była okazja zrobiłem i rozwiesiłem pranie, brudną odzież nosiłem w siatkowym worku (po zestawie do snorkelingu, kupionym w Decathlonie dla syna), przytroczonym równolegle do samopompy, polecam wszystkim ten patent, szmaty się wietrzą i nie zasmradzają plecaka
po gościnnych Niemcach miałem cichą nadzieję, że może podrzuci mi coś do jedzenia, ale tak się nie stało
zjadłem więc coś swojego i poszedłem spać
pozdrawiam
maciek
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
Jestem wolny jak konik polny
- orety
- Posty: 402
- Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
- Lokalizacja: z innej bajki
- Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
- Płeć:
ponieważ Francuzi w przeciwieństwie do Niemców nie byli skłonni wspierać mnie finansowo ani żywić, musiałem wrócić do planu "A", tj. żebractwa i recyclingu żywności
od razu okazało się, że nie ma lekko: zostałem pogoniony spod sklepu zanim na dobre się rozłożyłem z moim "przedsiębiorstwem" - we Francji nie można żebrać bezpośrednio przy drzwiach sklepów
co do recyclingu jedzonka jest to proceder również zakazany, jednak Polak potrafi...
ludzkie pojęcie przechodzi, ile dobrego żarcia ląduje we francuskich przymarketowych śmietnikach (chodzi zarówno o asortyment jak i ilość oraz jakość)
w życiu tak dobrze się nie odżywiałem, jedynym mankamentem był wybór - z definicji ograniczony do tego co akurat znalazłem, bo ileż można żreć szynki i wędzonego łososia...?
działałem z reguły w następujący sposób: po namierzeniu śmietnika z odpowiednią zawartością chowałem plecaki w nieodległej okolicy i z łyżką w garści przystępowałem do selekcji/degustacji, a następnie najadłszy się i napiwszy na miejscu pakowałem to co mi przypadło do gustu (brałem pod uwagę trwałość, pożywność, wagę, objętość tudzież rodzaj opakowania) i oddalałem się z żalem, że więcej zabrać nie jestem w stanie
często ilość jedzenia która po mnie zostawała wystarczyłaby na wyżywienie czteroosobowej rodziny przez tydzień (skandal normalnie), a przez ten czas z pewnością w śmietniku pojawiłyby się nowe produkty
z
- Andelarre przez
- Dole i
- Tavaux
wszedłem do Burgundii http://www.google.pl/imgres?imgurl=http ... A&dur=3658 , gdzie przespałem się na zadaszonym tarasie domku gościnnego przy jakimś chateau: http://maps.google.pl/maps?q=Dole,+Fran ... a&t=h&z=18 (na samym środku zdjęcia, poniżej zakrętu drogi jest jaśniejsza plama, prawdopodobnie teren przygotowany pod budowę w/w)
oczywiście chciałem mieć zgodę właściciela na nocleg, jednak ani w chateau, ani w stojącym obok budynku gospodarczym, ani w "moim" letniaku nikogo nie było
była za to bieżąca woda w kranie na zewnątrz, a na tarasie, wyłożonym kafelkami, stał stół z blatem o wymiarach ok. 1.5 x 6 metrów, wyciętym z jednego pnia i dwie adekwatne ławy, tak więc kolację spożyłem jak biały człowiek - przy stole,
zaś wieczorem odwiedziły mnie sowy...
pozdrawiam
maciek
od razu okazało się, że nie ma lekko: zostałem pogoniony spod sklepu zanim na dobre się rozłożyłem z moim "przedsiębiorstwem" - we Francji nie można żebrać bezpośrednio przy drzwiach sklepów
co do recyclingu jedzonka jest to proceder również zakazany, jednak Polak potrafi...
ludzkie pojęcie przechodzi, ile dobrego żarcia ląduje we francuskich przymarketowych śmietnikach (chodzi zarówno o asortyment jak i ilość oraz jakość)
w życiu tak dobrze się nie odżywiałem, jedynym mankamentem był wybór - z definicji ograniczony do tego co akurat znalazłem, bo ileż można żreć szynki i wędzonego łososia...?
działałem z reguły w następujący sposób: po namierzeniu śmietnika z odpowiednią zawartością chowałem plecaki w nieodległej okolicy i z łyżką w garści przystępowałem do selekcji/degustacji, a następnie najadłszy się i napiwszy na miejscu pakowałem to co mi przypadło do gustu (brałem pod uwagę trwałość, pożywność, wagę, objętość tudzież rodzaj opakowania) i oddalałem się z żalem, że więcej zabrać nie jestem w stanie
często ilość jedzenia która po mnie zostawała wystarczyłaby na wyżywienie czteroosobowej rodziny przez tydzień (skandal normalnie), a przez ten czas z pewnością w śmietniku pojawiłyby się nowe produkty
z
- Andelarre przez
- Dole i
- Tavaux
wszedłem do Burgundii http://www.google.pl/imgres?imgurl=http ... A&dur=3658 , gdzie przespałem się na zadaszonym tarasie domku gościnnego przy jakimś chateau: http://maps.google.pl/maps?q=Dole,+Fran ... a&t=h&z=18 (na samym środku zdjęcia, poniżej zakrętu drogi jest jaśniejsza plama, prawdopodobnie teren przygotowany pod budowę w/w)
oczywiście chciałem mieć zgodę właściciela na nocleg, jednak ani w chateau, ani w stojącym obok budynku gospodarczym, ani w "moim" letniaku nikogo nie było
była za to bieżąca woda w kranie na zewnątrz, a na tarasie, wyłożonym kafelkami, stał stół z blatem o wymiarach ok. 1.5 x 6 metrów, wyciętym z jednego pnia i dwie adekwatne ławy, tak więc kolację spożyłem jak biały człowiek - przy stole,
zaś wieczorem odwiedziły mnie sowy...
pozdrawiam
maciek
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
Jestem wolny jak konik polny
- orety
- Posty: 402
- Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
- Lokalizacja: z innej bajki
- Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
- Płeć:
dziulu:
- cierpliwość jest cnotą
- podczas całej pielgrzymki (ok. 4.5 miesiąca) przes...o mnie tylko raz, o czym napiszę we właściwym czasie
sowy do tej pory widziałem jedynie na obrazku, w TV i w ogrodzie zoologicznym, żywy ptak na wolności wywarł na mnie ogromne wrażenie - zwłaszcza to, jak bezszelestnie manewruje w powietrzu
rano wyruszyłem w dalszą drogę, wkrótce trafiłem na stację benzynową z prysznicem http://maps.google.pl/maps?q=Dole,+Fran ... a&t=h&z=17 (koszt 2 €), a ponieważ ostatnio porządnie kąpałem się w Niemczech, skwapliwie skorzystałem z nadarzającej się okazji
dalej przez:
- Navilly
- Chalon-sur-Saone, gdzie w office de tourisme pozyskałem mapę Burgundii
- Givry
- Buxy, gdzie przy śmietniku z żarełkiem dowiedziałem się od chyba kierownika pobliskiego marche, że "jak wszyscy tak będą robić, to jemu handel nie będzie szedł" - przyjemniaczek qrde! (i tak wyrwałem stamtąd ze 3 kilo bananów, jakieś pieczywo i 2 porcje sera pleśniowego mniammmm)
ścieżką spacerowo - rowerową prowadzącą zaadaptowanym nieczynnym torem kolejowym (stare stacje przekształcone były w miejsca do odpoczynku: stoły, krzesła, bieżąca woda, toalety etc. oraz w jednym miejscu ekspozycja starych urządzeń i instalacji kolejowych) 29 września doszedłem do
- Taize http://maps.google.pl/maps?q=Taiz%C3%A9 ... a&t=h&z=16 , pokręciłem się trochę po terenie Wspólnoty: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wsp%C3%B3lnota_Taiz%C3%A9 i pogadałem z ludźmi, jednak cena 16 € za nockę pod własnym tarpem skutecznie zniechęciła mnie do pozostania tam dłużej
tutaj też udało mi się przy pomocy Francuza zadzwonić do domu, jednak wyjaśnienie mi, jak to zrobił przerastało nasze możliwości komunikacyjne
z okolic Chalon - Taize miałem bardzo blisko (~ 25-30 km) do Montceau-les-Mines, w którym mam rodzinę, postanowiłem jednak tam nie zachodzić, gdyż znając gościnność mojej Ciotki obawiałem się, że zatrzyma mnie u siebie zbyt długo, a ja w obliczu nadchodzącej wielkimi krokami jesieni miałem jeszcze do pokonania szmat drogi
następnie przez:
- Massilly
- Cluny
- Clermain
- Matour, za którym w jakiejś wiosce w bardzo nieprzyjemny sposób odmówiono mi wody pitnej
:566: (prawie pół życia podróżuję po świecie a tu takie coś)
- La Clayette
- Baudemont
- Saint-Christophe-en-Brionnais
- Sainte-Foy i
- Semur-en-Brionnais, śpiąc pod drzewami na pastwiskach, na śródpastwiskowych drogach gospodarczych, raz we winnicy i raz w szopie posesji przeznaczonej na sprzedaż w pobliżu linii TGV http://www.google.pl/imgres?q=TGV&hl=pl ... ,r:16,s:15 (hałas niemiłosierny, nie dziwię się, że dom na sprzedaż, zdziwiłbym się gdyby znalazł nabywcę, nawet głuchy odczuje drgania podczas przejazdu pociągu), dotarłem do:

i od tego dnia wszystko się zmieniło...
pozdrawiam
maciek
- cierpliwość jest cnotą
- podczas całej pielgrzymki (ok. 4.5 miesiąca) przes...o mnie tylko raz, o czym napiszę we właściwym czasie
sowy do tej pory widziałem jedynie na obrazku, w TV i w ogrodzie zoologicznym, żywy ptak na wolności wywarł na mnie ogromne wrażenie - zwłaszcza to, jak bezszelestnie manewruje w powietrzu
rano wyruszyłem w dalszą drogę, wkrótce trafiłem na stację benzynową z prysznicem http://maps.google.pl/maps?q=Dole,+Fran ... a&t=h&z=17 (koszt 2 €), a ponieważ ostatnio porządnie kąpałem się w Niemczech, skwapliwie skorzystałem z nadarzającej się okazji
dalej przez:
- Navilly
- Chalon-sur-Saone, gdzie w office de tourisme pozyskałem mapę Burgundii
- Givry
- Buxy, gdzie przy śmietniku z żarełkiem dowiedziałem się od chyba kierownika pobliskiego marche, że "jak wszyscy tak będą robić, to jemu handel nie będzie szedł" - przyjemniaczek qrde! (i tak wyrwałem stamtąd ze 3 kilo bananów, jakieś pieczywo i 2 porcje sera pleśniowego mniammmm)
ścieżką spacerowo - rowerową prowadzącą zaadaptowanym nieczynnym torem kolejowym (stare stacje przekształcone były w miejsca do odpoczynku: stoły, krzesła, bieżąca woda, toalety etc. oraz w jednym miejscu ekspozycja starych urządzeń i instalacji kolejowych) 29 września doszedłem do
- Taize http://maps.google.pl/maps?q=Taiz%C3%A9 ... a&t=h&z=16 , pokręciłem się trochę po terenie Wspólnoty: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wsp%C3%B3lnota_Taiz%C3%A9 i pogadałem z ludźmi, jednak cena 16 € za nockę pod własnym tarpem skutecznie zniechęciła mnie do pozostania tam dłużej
tutaj też udało mi się przy pomocy Francuza zadzwonić do domu, jednak wyjaśnienie mi, jak to zrobił przerastało nasze możliwości komunikacyjne
z okolic Chalon - Taize miałem bardzo blisko (~ 25-30 km) do Montceau-les-Mines, w którym mam rodzinę, postanowiłem jednak tam nie zachodzić, gdyż znając gościnność mojej Ciotki obawiałem się, że zatrzyma mnie u siebie zbyt długo, a ja w obliczu nadchodzącej wielkimi krokami jesieni miałem jeszcze do pokonania szmat drogi
następnie przez:
- Massilly
- Cluny
- Clermain
- Matour, za którym w jakiejś wiosce w bardzo nieprzyjemny sposób odmówiono mi wody pitnej


- La Clayette
- Baudemont
- Saint-Christophe-en-Brionnais
- Sainte-Foy i
- Semur-en-Brionnais, śpiąc pod drzewami na pastwiskach, na śródpastwiskowych drogach gospodarczych, raz we winnicy i raz w szopie posesji przeznaczonej na sprzedaż w pobliżu linii TGV http://www.google.pl/imgres?q=TGV&hl=pl ... ,r:16,s:15 (hałas niemiłosierny, nie dziwię się, że dom na sprzedaż, zdziwiłbym się gdyby znalazł nabywcę, nawet głuchy odczuje drgania podczas przejazdu pociągu), dotarłem do:

i od tego dnia wszystko się zmieniło...
pozdrawiam
maciek
Ostatnio zmieniony 15 lut 2012, 09:20 przez orety, łącznie zmieniany 3 razy.
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
Jestem wolny jak konik polny
-
- Posty: 409
- Rejestracja: 26 sie 2007, 21:51
- Lokalizacja: Szczecin
- Płeć:
- orety
- Posty: 402
- Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
- Lokalizacja: z innej bajki
- Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
- Płeć:
Wedrowycz89: fabrycznie, nie byłem aż tak zdesperowany, żeby jeść nieświeże
i skoro wszystko się zmieniło, zmieni się też charakter mojej opowieści:
otóż ponieważ w pięknym burgundzkim miasteczku Marcigny znalazłem Nokię E66 (co prawda z uszkodzonym wyświetlaczem), co dało mi możliwość robienia zdjęć, od teraz moja relacja będzie bardziej barwna i myślę, że ciekawsza
nocleg za Marcigny pod drzewami przy ogrodzeniu pastwiska, ok 50m od głównej drogi:

następnie przez:
- Lapalisse
- Cusset
- Vichy, przed którym od przygodnie spotkanego Francuza pozyskałem kolejną mapę, tym razem wyrwaną prawdopodobnie z jakiejś książki, a od jego żony jabłko
- Randan, po drodze widząc, jak Francuzi suszą kukurydzę:

- Thuret i
- Riom, gdzie spałem w pustostanie (foty wyszły bardzo ciemne, nic prawie nie widać więc nie zamieszczę)
zanim znalazłem miejsce do spania, idąc wąskim chodnikiem prawie wpadłem na grubego mężczyznę, wychodzącego z bramy prosto pod moje nogi
żeby uniknąć zderzenia zatrzymałem się tuż za nim, a następnie ominąłem go bez słowa i poszedłem dalej
po przejściu ok. 10-15 metrów usłyszałem, że mnie woła, wróciłem więc a ten coś do mnie zagadał
swoim łamanym francuskim wyjaśniłem, że jestem Polakiem i nie bardzo rozumiem, co do mnie mówi, na co on pogrzebał w kieszeni i wręczył mi 3 € (starczyło na Sangrię, bagietkę i jeszcze zostało coś na zaś)
doszedłem do przedmieść
- Clermont-Ferrand
ponieważ telefon/aparat bez zasilania jest goowno wart, postanowiłem wydać 2/3 moich zasobów na ładowarkę, co też uczyniłem w hipermarche pewnej francuskiej sieci znanej również w Polsce
w kibelku tegoż znalazłem ogólnodostępne gniazdko, w czasie gdy telefon się ładował ja robiłem pranie
trzeba było uczcić nowy zakup, nabyłem więc też serek pleśniowy i cydr bretoński:

podczas konsumpcji tychże, susząc pranie na okolicznych krzakach zorientowałem się, że jest niezła okazja dożebrać nieco kaski, gdyż tam gdzie siedziałem kręciło się sporo ludzi
rozłożyłem więc przedsiębiorstwo:

jak się okazało, z niezłym skutkiem
od paru(nastu) dni borykam się z taką przypadłością:

najpierw stopa spuchła mi w stawie, była też zaczerwieniona i bolała przy chodzeniu, potem ból minął, a w miejscu opuchlizny pojawił się bąbel z bezbarwnym płynem ustrojowym, który po kolejnych paru dniach pękł mi podczas marszu (wyraźnie czułem kiedy to się stało) i zrobiło się to co widać
nie mam bladego pojęcia co mogło być tego przyczyną (nieśmiało podejrzewam pająka)
ponieważ żebranie szło mi nieźle,w wyniku czego dokupiłem jeszcze jedną Sangrię, a spotkani dwaj Polacy poza wsparciem finansowym poczęstowali mnie piwem, tego dnia nie zaszedłem już zbyt daleko, do snu ułożyłem się na dole mało używanego zejścia do piwnic pobliskiego biurowca (fota trochę ciemna): http://imageshack.us/photo/my-images/3/05102011026.jpg/
pozdrawiam
maciek
P.S.
bardzo proszę o niezadawanie mi pytań dotyczących tej pielgrzymki poprzez system prywatnych wiadomości, na wszystkie chętnie odpowiem w tym wątku, nie mam nic do ukrycia, nie mam się też czego wstydzić
pozdrawiam
maciek
i skoro wszystko się zmieniło, zmieni się też charakter mojej opowieści:
otóż ponieważ w pięknym burgundzkim miasteczku Marcigny znalazłem Nokię E66 (co prawda z uszkodzonym wyświetlaczem), co dało mi możliwość robienia zdjęć, od teraz moja relacja będzie bardziej barwna i myślę, że ciekawsza
nocleg za Marcigny pod drzewami przy ogrodzeniu pastwiska, ok 50m od głównej drogi:

następnie przez:
- Lapalisse
- Cusset
- Vichy, przed którym od przygodnie spotkanego Francuza pozyskałem kolejną mapę, tym razem wyrwaną prawdopodobnie z jakiejś książki, a od jego żony jabłko
- Randan, po drodze widząc, jak Francuzi suszą kukurydzę:

- Thuret i
- Riom, gdzie spałem w pustostanie (foty wyszły bardzo ciemne, nic prawie nie widać więc nie zamieszczę)
zanim znalazłem miejsce do spania, idąc wąskim chodnikiem prawie wpadłem na grubego mężczyznę, wychodzącego z bramy prosto pod moje nogi
żeby uniknąć zderzenia zatrzymałem się tuż za nim, a następnie ominąłem go bez słowa i poszedłem dalej
po przejściu ok. 10-15 metrów usłyszałem, że mnie woła, wróciłem więc a ten coś do mnie zagadał
swoim łamanym francuskim wyjaśniłem, że jestem Polakiem i nie bardzo rozumiem, co do mnie mówi, na co on pogrzebał w kieszeni i wręczył mi 3 € (starczyło na Sangrię, bagietkę i jeszcze zostało coś na zaś)
doszedłem do przedmieść
- Clermont-Ferrand
ponieważ telefon/aparat bez zasilania jest goowno wart, postanowiłem wydać 2/3 moich zasobów na ładowarkę, co też uczyniłem w hipermarche pewnej francuskiej sieci znanej również w Polsce
w kibelku tegoż znalazłem ogólnodostępne gniazdko, w czasie gdy telefon się ładował ja robiłem pranie
trzeba było uczcić nowy zakup, nabyłem więc też serek pleśniowy i cydr bretoński:

podczas konsumpcji tychże, susząc pranie na okolicznych krzakach zorientowałem się, że jest niezła okazja dożebrać nieco kaski, gdyż tam gdzie siedziałem kręciło się sporo ludzi
rozłożyłem więc przedsiębiorstwo:

jak się okazało, z niezłym skutkiem
od paru(nastu) dni borykam się z taką przypadłością:

najpierw stopa spuchła mi w stawie, była też zaczerwieniona i bolała przy chodzeniu, potem ból minął, a w miejscu opuchlizny pojawił się bąbel z bezbarwnym płynem ustrojowym, który po kolejnych paru dniach pękł mi podczas marszu (wyraźnie czułem kiedy to się stało) i zrobiło się to co widać
nie mam bladego pojęcia co mogło być tego przyczyną (nieśmiało podejrzewam pająka)
ponieważ żebranie szło mi nieźle,w wyniku czego dokupiłem jeszcze jedną Sangrię, a spotkani dwaj Polacy poza wsparciem finansowym poczęstowali mnie piwem, tego dnia nie zaszedłem już zbyt daleko, do snu ułożyłem się na dole mało używanego zejścia do piwnic pobliskiego biurowca (fota trochę ciemna): http://imageshack.us/photo/my-images/3/05102011026.jpg/
pozdrawiam
maciek
P.S.
bardzo proszę o niezadawanie mi pytań dotyczących tej pielgrzymki poprzez system prywatnych wiadomości, na wszystkie chętnie odpowiem w tym wątku, nie mam nic do ukrycia, nie mam się też czego wstydzić
pozdrawiam
maciek
Ostatnio zmieniony 01 mar 2012, 13:37 przez orety, łącznie zmieniany 4 razy.
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
Jestem wolny jak konik polny


Tresor ma rację

Bo PRZETRWANIE to jedynie tytanowy sprzęt do gotowania, kosmiczne ciuchy, nożyk za 300 zł, namiot za 1,5 tyś , który Cię nie zawiedzie nigdy

Przecież KAŻDY WIE że prawdziwy Surfajfal się kończy jak nogi i moszna śmierdzi, wtedy czas wleźć do wanny, w domku bo 2 dni poza domem to już przesada

orety byłbyś naprawdę cacy, trendy, dżezi i ogólnie fajny... gdybyś zabrał ze sobą worek kasy albo kartę platynkową (bo złote to już mają monterzy kablówki nawet) , spał w hotelach i po drodze popijał drinki z palemkami, a na chwilowe wypady wyskakiwał do okolicznego lasu i tam robił fajną fotę dla recona i to oczywiście wypasionym aparatem ... a i tak by znalazł się ktoś kto by Cię opier... za słabą jakoś zdjęć

No nie wstrzeliłeś się orety w gusta niektórych tutejszych czytaczy


Wstydź się
orety

PRAWDZIWY surfajfalowiec WIE ile i jakich kalorii trzeba zabrać ze sobą w taką podróż, ile i jakich minerałów, prowitamin itp potrzeba aby móc przeżyć każdy nadchodzący dzień.
Nurkowanie w śmietnikach ?
orety ! Toż na to NIGDY żaden PRAWDZIWY SURFAJFALOWIEC nie pójdzie choćby z głodu zdechł ... on po prostu zadzwoniłby do mamy żeby przywiozła małe conieco na skraj lasu w którym on BYTUJE

wstydź się
orety

-
- Posty: 277
- Rejestracja: 10 lut 2010, 08:48
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Nie ma chyba na tym forum ludzi, którzy mają doświadczenie w tego typu wyprawach a co za tym idzie mogliby się wypowiedzieć na temat pozyskiwania gotówki w podróży.Tresor pisze:Jedno mi sie nie podoba a mianowicie:
sepiles od ludzi kase jak jakis zul
Tresor, twoją wypowiedź można odebrać obraźliwie, choć z tego co czytam Orety wydaje się nad wyraz tolerancyjnym człowiekiem.
Ja osobiście nie raz spotykałem się z ludźmi zbierającymi pieniądze na kontynuację swojej podróży. Nigdy nie porównałbym ich do "Żuli". Zdecydowanie pomiędzy jednymi i drugimi widać ogromną różnicę.
Powinieneś sam kiedyś spróbować
"Gdy nie ma gdzie zawrócić, trzeba iść naprzód" Marco Polo