Tak jak obiecałem wrzucam krótki tutorial dotyczący pieczenia suchara. Suchary robiłem w nocy z 25/26 i zajmuje to około dwóch godzin + najlepiej dzień na doschnięcie przed zapakowaniem do plecaka. (lub 3h w ciepłym piekarniku wg. przepisu Dęba)
Czego nam potrzeba?
- kilogram mąki
- dużą paczkę proszku do pieczenia (30g)
- 150g margaryny (ja użyłem masła roślinnego MR)
- 4 łyżeczki cukru,
- 2 łyżeczki soli,
- dodatki (ja użyłem: pestek dyni, nasion słonecznika, rodzynek i śliwek suszonych)
- woda
No to zaczynamy.
Mąkę przesiewamy, dodajemy do niej sól, cukier i proszek do pieczenia. (łatwiej się miesza kiedy ciasto jest jeszcze suche). W tym też momencie dorzuciłem posiekane pestki dyni i nasiona słonecznika. (tylko część sucharów miała być z bakaliami).
Po dokładnym wymieszaniu ciasta na sucho bierzemy się za margarynę. Roztapiamy ją na małym ogniu w rondelku/na patelni/w garnku (tylko do uzyskania płynnej konsystencji - uważamy aby nie przypalić) i wlewamy do ciasta. Teraz szybko aplikujemy szklankę wody (dobrze żeby nie była lodowata) i energicznie łapką mieszamy w garze nasze ciasto na suchara. Najprawdopodobniej ciasto będzie jeszcze zbyt suche, aby cokolwiek z niego wyszło, ale jest szansa, że nieźle udało nam się wymieszać je z margaryną. Następnie dodajemy stopniowo wody, ugniatając, aż do uzyskania takiej oto konsystencji:
Najgorsze za nami.

Teraz urywamy część ciasta (tak aby udało nam się rozwałkować na stolnicy do porządanych rozmiarów - ciasta z kilograma mąki jest sporo) i rozpoczynamy wałkowanie.
Jak widać, jak ktoś nie ma stolnicy to musi sobie radzić inaczej.. Pamiętamy o podsypaniu podłoża mąką i obsypywanie wg. potrzeby z wierzchu, aby ciasto nie kleiło nam się przy wałkowaniu ani do podłoża, ani do wałka - nawet ciasto o odpowiednich proporcjach ma przy wałkowaniu tendencje do klejenia. Swoją drogą, jeśli ktoś nie ma wałka (jak ja) to może użyć czegoś innego. Ja użyłem prastarego studenckiego urządzenia, które równie dobrze sprawdza się jako tłuczek do ziemniaków.
Poniżej mamy już całkiem nieźle rozwałkowane ciacho. Pamiętamy o tym, aby grubość nam odpowiadała (ja dałem około 1,5cm), swoją drogą - bardzo fajnie wychodzą suchary warstwowe (łatwiej się je zjada). Czyli: rozwałkowujemy na cienko, składamy na pół i jeszcze raz na pół, rozwałkowujemy, składamy, rozwałkowujemy na odpowiednią grubość i dopiero wycinamy suchary. Warstwy takiego suchara po ugryzieniu rozdzielają się i mamy fajne cienkie sucharki, które nie zagrażają naszym zębom (odkrycia dokonałem przypadkowo - część ciasta właśnie składałem na brzegach, bo za cienko się rozwałkowało i dało to taki magiczny efekt).
Oczywiście, piwko musi odstać swoje po takim zabiegu, bo niestety troszkę się pieni.
Na szczęście miałem zapasowe, więc nie musiałem ryzykować piwnego potopu i mogłem przejść do wycinania sucharków:
Tak wycięte sucharki, muszą zostać z jakichś magicznych względów obdziabane widelcem. Za to można sobie wzorki porobić.

Teraz czas przygotować piekarnik. Ustawiamy go na 150 stopni i czekamy aż się rozgrzeje. Ja ustawiłem na 3/4 mocy, bo mam jakiś dziwny prehistoryczny piekarnik i dało radę. Bierzemy blachę i wylewamy na nią nieco oliwy (w celu nasmarowania). Poniżej widać efekt - jako, że blachę mam nie wiedzieć czemu niewyjmowalną, użyłem kratki z folią aluminiową. Jak widać, oliwy jest na tyle żeby całość była tłusta, ale nie zbierały nam się nigdzie krople.
Tutaj mamy natomiast rozłożoną pierwszą partię sucharensów:
Na sucharkach widać wydziabane widelcem dziurki.
Tak, mieszkanie jest typowo studenckie, zaś szafki i ściany za cholerę domyć się nie da.
Wypadałoby zdrapać wszystko i pomalować od nowa, ale jako że tylko je wynajmuje to nie zamierzam inwestować w takie rzeczy.
Wrzucamy nasze suchary do piekarnika i po pół godziny mamy taki oto efekt:
Czyż nie wyglądają smakowicie?

Po przygotowaniu kolejnej porcji sucharków w wersji standard, przeszedłem do wersji weselszej - z bakaliami. Najpierw trzeba posiekać umyte śliwki.
Potem do pozostałej części ciasta wrzucamy śliweczki i rodzynki. Pozostaje tylko ugniatać i ugniatać, aż ładnie się wymiesza. Uwaga, ciasto robi się lepkie od 'wnętrzności' śliwkowych. Niewiele się na to niestety da poradzić.
Tak rozwałkowany bakaliowy suchar należy pociąć i podziabać w sposób standardowy. Przy obu czynnościach trzeba uważać na 'uciekające śliwki', które wypadają z ciasta przy pociąganiu nożem, jak i czepiają się natrętnie widelca.
Podobnie jak wcześniej, rozkładamy je na blasze wysmarowanej tłuszczem i wrzucamy do piekarnika na 30 minut. Wyciągamy i oto efekt:
Niestety, niektóre bakalie które były z wierzchu, nabrały gorzkawego posmaku po pieczeniu. Niestety nie wiem dlaczego, może wypadałoby skropić suchary wodą przed pieczeniem? Może wysmarować tłuszczem? Może już przed pieczeniem były słabej jakości? Na szczęście owe zgorzknialce zdarzają się rzadko, jeden rodzyn/śliwek na dwa sucharki, więc nie ma tragedii. Może ktoś mądrzejszy wie OCB.
Na zakończenie przedstawiam wynik, uszczuplony już o kilka sztuk.
Teraz tylko posprzątać kuchnię, odstawić suchary w ciepłe, suche miejsce i pałaszować.
Dla ciekawostki powiem, że wczoraj wpadli do nas znajomi, ja właśnie przypomniałem sobie, że gdzieś w drugim pokoju powinna być jeszcze siata z sucharami z wypadu. Ciekawiło mnie, jak bardzo nie nadają się do jedzenia, więc niezwłocznie je przyniosłem. O dziwo, były jeszcze smaczniejsze niż wcześniej, zostały wyjedzone niemalże do cna, a mają już ponad 2 tygodnie, dlatego polecam robienie własnych sucharków na wyjazdy, zamiast kupować te wojskowe zębołamacze.
Do ciasta można dodać wg uznania przypraw, innych nasion, orzeszków etc, więc każdy może znaleźć swoją wersję. Ja jeszcze w przyszłości na pewno pokombinuję, chociaż te w wersji standard, są idealne..
Jeśli zaś zasmakowały wam suchary specjalne z wojskowych racji, to rozwałkujcie bardziej cienko, zaś do ciasta dodajcie kminku. Powinny smakować bardzo podobnie.
Mam nadzieję, że pomogłem.
Pozdrawiam.
ED: Jak ktoś potrzebuje większych zdjęć, to wrzucam link do galerii:
https://picasaweb.google.com/abscessus/Suchary#
Oczywiście kształt można uzyskać jaki tylko zechcemy - ja niezbyt się nim przejmowałem - potrzebowałem pewnego żarcia na wyjazd. No i rzeczywiście, przy temperaturach rzędu -20 nie zmieniły szczególnie swojej twardości i dało się je jeść bez problemu, chlebki zaś chłopakom pozamarzały na kość.