Zaczęliśmy dziś o 7:00 przy ujściu rzeki Jeziorki do Wisły w okolicach wsi Obórki. O tutaj:
http://maps.google.com/?ie=UTF8&ll=52.1 ... 4&t=h&z=16
Kiedy tylko przejdzie się przez pas zieleni przy wale, i spojrzy ze skarpy na Wisłę, widok roztacza się epicki:
... problem tylko w tym że w tym miejscu jest skarpa, i mieliśmy do pokonania jakieś 5 metrów stromizny:
Po minutach stękania, i napinania się, kanu czekało na nas wyszykowane:
Tutaj mała dygresja. Torba Pimpka:
Trudno zgadnąć, czego ona nie chowa w swoich przepastnych trzewiach. Jest tam komplet do szycia skóry, przypraw do gotowania, tytoń do fajki, krzesiwa, podpałki, itd. Pewnie jak by poszukać, to i świerszczyk by się znalazł, harpun do polowania na forfitera, i palec gostka, który Pimpkowi kiedyś kasy nie oddał

No dobra zaczęło się. Płyniemy..
I tutaj zaczęło się moje odkrywanie Wisły. Dzikie urwiste, brzegi, na przemian z piaszczystymi plażami, czasami przechodzą w gęsto zarośnięte drzewami bądź zaroślami. Ogłuszający łoskot ptactwa... tylko tak można opisać ciągle słyszane śpiewy, klekotania, świergolenia.
Sama rzeka wydaje się być łagodnym olbrzymem, który może nas w każdej chwili zepchnąć na jedną z dziesiątek dzikich wysp, zatopionych konarów, bądź płytkich ławic. Po prostu czar. Żadnych łodzi, skuterów, hałasów, no... może poza helikopterem policyjnym :-/ .
Czasami chciało by się podnieść pagaja, i dać się unieść wodom, ale to skończyło by się wywrotką na konarze, wpadnięciem w cofkę, albo osadzeniem na mieliźnie
I mielizna opodal jednej z wysp:
Tak sobie płynąc, powoli załoga Samby zbliżała się do Warszawy..
Widząc pojawiające się kominy elektrowni Siekierki:
postanowiliśmy pomyśleć o naszych żołądkach i coś upitrasić:
Kiedy leczo sobie przyjemnie pyrkało nad ogniem, my podziwialiśmy ewolucje szczupaków, które agresywnie żerowały w cichej zatoczce w której się schroniliśmy.
Cały ten czas, nikt nas nie kłopotał. Jedynie przepływające kajaki z klubu sportowego, i panowie zdążający na masę krytyczną gdzieś w górę rzeki (serdecznie Panów pozdrawiam) przerywały chwile cichego nieróbstwa.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że widok niedalekiego mostu Siekierkowskiego, czy odgłosy samochodów jadących Wałem Miedzeszyńskim przypominały nam o cywilizacji. Otaczała nas dzika natura, masa ptactwa, pozostałości wylewającej rzeki, ogrom ryb.
Teraz wiem czym rożni się rzeka regulowana od naturalnej. Ta druga żyje, i daje innym żyć Ta pierwsza jest martwa.
Niestety czar prysnął, kiedy przepłynęliśmy pod mostem Siekierkowski. Od tego momentu nasza wyprawa zmieniła się w miejski lans pośród hałasu łodzi motorowych, zgiełku festynów, jazgotu wodnych tramwajów, i durnych krzyków z brzegu.
Jedyne co miło wspominam z tego etapu, to wizytę w Porcie Czerniakowskim (pozdrawiamy Pana w kanu z Fundacji Kim). Aż dech zapiera, kiedy pływa się tym przepięknym kanałem, otoczonym drzewami i zielenią, a szczególnie że to nie są peryferie miasta! Szkoda że włodarze, tak kiepsko zagospodarowali ten teren:
A to jest domek Pana Przemka Paska, z Fundacji Ja Wisła. Warszawiacy, wiedzą o kim mowa. Zasłużony dla Wisły, ale niestety udręczony przez magistrat.
I to tyle. Kolegów z Wawki, jak i innych miast położonych nad rzekami, serdecznie zapraszam do odkrywania swoich okolic od wodnej strony. Nie trzeba do tego drewnianego kanu. Wystarczy każdy kajak, ponton, czy sklejkowa łódka. Wrażenia niesamowite. My z Pimpkiem wrócimy...