Wyjazd w Polską Tajgę - JUŻ!
Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw
- thrackan
- Posty: 911
- Rejestracja: 16 cze 2009, 03:38
- Lokalizacja: Warszawa
- Gadu Gadu: 2123627
- Tytuł użytkownika: Manufaktura strużyn
- Płeć:
- Kontakt:
Straż ich terenówką goni,
Uciekają bez osłony
Coraz bardziej doganiani
stają - umykanie tutaj na nic
Więc Rekonu brać morowa,
Od wyzwania się nie chowa,
Na grzbiet szmaty w kamuflażu,
W gębę z gwinta dla kurażu,
W szarży skaczą na UAZa.
A komendant już rozważa,
Strzelać w serce, między oczy?
W nogę rękę, zad, klejnoty?
Tak rozmyślał, przycelował,
Strzelił! Dostał Puchal Tęga Głowa!
Lecz nie pada, jeno dłonią
Spod pazuchy topór chwyta,
Co od kuli go ochronił,
Otrzymując rysę życia.
Już obuszek w Wojtka dłoni
Świsnął, przecinając lufę broni
I trymuje wąsik szefa
Straży, co śmiał ich najechać
Ropień wtenczas wprawną ręką
Wyłamuje w drzwiach okienko
Na kierowcy demonstruje,
jak to szwy się wykonuje
na przykładzie palców dłoni
Szofer nie zdołał się bronić...
(Tak to w całej Leśnej Straży
jeden człowiek wyposażon
został w nowe błony pławne
na kłusoli wodnych sprawne)
Jaca korzystając z chwili
Do chłodnicy zadał nura
Płynu zbiornik odkorkował
Do manierki glikol ulał
I napełniał co się dało
Kuksy, garnki i menażki,
Aż mu naczyń było mało.
Dumni chłopcy po wygranej
Gdy już groźba zażegnana,
A komendant strachem zdjęty
Rozdzielają łup swój wzięty.
I wesoło ku Warszawie
Odjeżdżają w popijawie
Za kierowcę dzika sadząc
Aby sami wóz prowadząc
Mandaciku nie dostali
I przed dom wrócili cali
W chlubie i ze wspomnieniami
Z polskiej Tajgi nad Tajgami.
Uciekają bez osłony
Coraz bardziej doganiani
stają - umykanie tutaj na nic
Więc Rekonu brać morowa,
Od wyzwania się nie chowa,
Na grzbiet szmaty w kamuflażu,
W gębę z gwinta dla kurażu,
W szarży skaczą na UAZa.
A komendant już rozważa,
Strzelać w serce, między oczy?
W nogę rękę, zad, klejnoty?
Tak rozmyślał, przycelował,
Strzelił! Dostał Puchal Tęga Głowa!
Lecz nie pada, jeno dłonią
Spod pazuchy topór chwyta,
Co od kuli go ochronił,
Otrzymując rysę życia.
Już obuszek w Wojtka dłoni
Świsnął, przecinając lufę broni
I trymuje wąsik szefa
Straży, co śmiał ich najechać
Ropień wtenczas wprawną ręką
Wyłamuje w drzwiach okienko
Na kierowcy demonstruje,
jak to szwy się wykonuje
na przykładzie palców dłoni
Szofer nie zdołał się bronić...
(Tak to w całej Leśnej Straży
jeden człowiek wyposażon
został w nowe błony pławne
na kłusoli wodnych sprawne)
Jaca korzystając z chwili
Do chłodnicy zadał nura
Płynu zbiornik odkorkował
Do manierki glikol ulał
I napełniał co się dało
Kuksy, garnki i menażki,
Aż mu naczyń było mało.
Dumni chłopcy po wygranej
Gdy już groźba zażegnana,
A komendant strachem zdjęty
Rozdzielają łup swój wzięty.
I wesoło ku Warszawie
Odjeżdżają w popijawie
Za kierowcę dzika sadząc
Aby sami wóz prowadząc
Mandaciku nie dostali
I przed dom wrócili cali
W chlubie i ze wspomnieniami
Z polskiej Tajgi nad Tajgami.
Kilka zdjęć: http://www.23hq.com/thrackan/album/list
- Abscessus Perianalis
- Posty: 919
- Rejestracja: 24 mar 2010, 06:38
- Lokalizacja: CK / Wa-wa
- Gadu Gadu: 1505060
- Tytuł użytkownika: Dziki Dzik
- Płeć:
Wow.
Żyjemy.
Recka będzie, jak zdrapię z siebie brud po uprzednim wymoczeniu i nie padnę na pysk, bo rano mam niestety już się stawić w WSRMie.
Było genialnie.

Żyjemy.

Było genialnie.

"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
- Mr. Wilson
- Posty: 422
- Rejestracja: 27 paź 2010, 22:55
- Lokalizacja: xyz
- Płeć:
- Kontakt:
- Abscessus Perianalis
- Posty: 919
- Rejestracja: 24 mar 2010, 06:38
- Lokalizacja: CK / Wa-wa
- Gadu Gadu: 1505060
- Tytuł użytkownika: Dziki Dzik
- Płeć:
Pierwszy był Jaca. Ech wiedziałem, te pismaki zawsze coś przeinaczą.Góral pisze:Ropień pierwszy wpadł na forum,

(swoją drogą boskie poematy tworzycie

"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
Się obrażać nie pozwolę!
Ja pismakiem?! Dobre sobie!
W pocie czoła, pracy znoju,
W słów dobranych mym konwoju,
Jeden fakt przeinaczyłem,
Już w pismaka się zmieniłem!
Obrażony, też obrażę,
To ode mnie zemsta w darze:
Szkoda, żeś dogonił Jacka z Puchem,
Byłbyś dał nam wnet raduchę! icon_twisted
Lecz czy w końcu dzisiaj dzienia,
Doczekam się ja streszczenia,
Tej wyprawy przewielebnej,
Co nie ma historii pewnej?!

Ja pismakiem?! Dobre sobie!
W pocie czoła, pracy znoju,
W słów dobranych mym konwoju,
Jeden fakt przeinaczyłem,
Już w pismaka się zmieniłem!
Obrażony, też obrażę,
To ode mnie zemsta w darze:
Szkoda, żeś dogonił Jacka z Puchem,
Byłbyś dał nam wnet raduchę! icon_twisted
Lecz czy w końcu dzisiaj dzienia,
Doczekam się ja streszczenia,
Tej wyprawy przewielebnej,
Co nie ma historii pewnej?!
Haha Ja nie mogę
Za nic mi się porównywać
I twe teksty znów rozkminiać
Jesteś mistrzem dziś w pisaniu
Świetnie idzie Ci w bajaniu.
Twój ostatni tekst mnie rozwalił Góral
A teraz już językiem normalnym: czekamy z niecierpliwością na recki panowie. Nie zawiedźcie nas!

Za nic mi się porównywać
I twe teksty znów rozkminiać
Jesteś mistrzem dziś w pisaniu
Świetnie idzie Ci w bajaniu.
Twój ostatni tekst mnie rozwalił Góral

A teraz już językiem normalnym: czekamy z niecierpliwością na recki panowie. Nie zawiedźcie nas!
“All good things are wild and free.” Henry David Thoreau
- Abscessus Perianalis
- Posty: 919
- Rejestracja: 24 mar 2010, 06:38
- Lokalizacja: CK / Wa-wa
- Gadu Gadu: 1505060
- Tytuł użytkownika: Dziki Dzik
- Płeć:
No wierszem niestety nie będzie, ale przedstawię pokrótce jak to wyglądało. 
Do końca w sumie nie wiedziałem czy pojadę, czy też nie, ze względu na choróbsko, brak czasu i tak dalej. Na szczęście się udało. Po wstępnym spakowaniu, jakoś 2 godziny przed wyjazdem, uznałem że jednak UL jest cudownym wynalazkiem, po czym wywaliłem z plecaka 1,5l wody, trochę rzeczy i ponad 2kg jedzenia.
Po kolejnej godzinie walki ze sprzętem, udało mi się uszczuplić plecak na tyle, żeby dało się go założyć na plecy i nie przewracać się od razu. Szczęśliwy wyruszyłem na dworzec. Gdy już 'witałem się z gąską' zauważyłem, że coś mi jest za dobrze w nogi (w Łodzi ciepełko było, a ja już raczej grubawo się ubrałem, co by plecak odciążyć, więc ugrzałem się niesamowicie). Wtedy nadeszło olśnienie. Nie mam kalesonów.
W mojej głowie pojawiła się wizja moich kalesonków spokojnie wiszących na suszarce, z której zapomniałem ich zabrać. Na szybko skoczyłem więc do sklepiku pod dworcem i nabyłem owe drogą kupna. Nawet się sprawdziły. Dzięki wrodzonej gibkości, udało mi się wpaść na czas do pociągu i ruszyłem do Warszawy, gdzie powitał mnie miły chłodek i kolega Puchal. Po krótkiej pogawędce wpakowaliśmy się do wozu i pojechaliśmy odebrać Jacę. Gdy ów zapakował się do samochodu, wyruszyliśmy.
Nim dojechaliśmy, uznaliśmy z kolegą Jacą, że nim w tajdze zamarzniemy, trzeba wypić piwko - a nuż będzie to nasza ostatnia szansa. Łomża nastroiła nas wesoło i po krótkim oka rzucie na mapę, oraz drogowskazy, wjechaliśmy w busz, aby kawałek dalej porzucić autko w jakiejś agroturystyce. Obudziliśmy miłego pana, aby o zgodę zapytać, a następnie ruszyliśmy na szlak. Musieliśmy się tam wrócić godzinę później, gdyż zapomniałem pewnych istotnych rzeczy zabrać, ale na dobre to wyszło - zabraliśmy też piłę, która została w samochodzie. Ostatecznie w okolicach północy szliśmy już dziarsko w całkowitych ciemnościach, poszukując z nadzieją znaków szlaku zielonego, który zaczyna się jakoś dziwnie. Ostatecznie, uznaliśmy że czas zboczyć z kursu i rozbić jakiś obóz. Brodząc w śniegu po kolana, dotarliśmy do miejscówki nr jeden i zaczęliśmy przygotowywać się do spania. Jaca znalazł wtedy pierwsze zastosowanie piły. Wycinanie bloków śniegu, aby wykopać miejsce na ognisko. (owe bloki też się przydały - na obozie nr 2 powstał z nich wiatrochron i poddupnik Jacy) W końcu wszystko było gotowe. Zjedliśmy szybko i położyliśmy się spać. Wytelepało mnie okrutnie. Wstałem zatem dość wcześnie, by stwierdzić, że na termometrze jest -19,5*C. (w nocy było -22*C) W końcu wszyscy zwlekli się i odtworzyliśmy nocne ognicho. Przy śniadaniu, Puchal znalazł kolejne zastosowanie dla piły. Krojenie chleba.
W tej temperaturze, nie dało się tego zrobić niczym innym, a i piłą szło to topornie. Cały dzionek pięknie umiliła nam butelka trójniaczka.
Przed 12tą udało się zwinąć obóz i wyruszyć dalej. Pogoda dopisywała, więc dowcipkowaliśmy sobie w drodze, pstrykaliśmy fotki i cieszyliśmy się, że udało nam się tam znaleźć.
I wtedy nadjechała straż graniczna.
Strach wlał się w nasze serca.
Wiedzieliśmy, że nie ma gdzie uciec.
"You can run, but you can't hide.."
Szczęśliwie jesteśmy cudowni, więc uprzednio daliśmy znać komu trzeba (Puchal napisze o tym coś więcej), więc pogadali z nami chwilę, my pooglądaliśmy panią strażniczkę z niebieskimi pazurami i w końcu pojechali robić swoje. My zaś ruszyliśmy dalej, obserwując po drodze masę psowatych tropów (wilcy?). Drugi obóz już wyszedł nam lepiej - rozbijaliśmy go jeszcze w dzień.
Po zjedzeniu wysokoenergetycznych konserw tłuszczowych z różnistymi dodatkami posiedzieliśmy jeszcze trochę przy ogniu (Jaca troszkę dłużej zabalował
) i położyliśmy się spać. W nocy tylko -15, więc trochę cieplej tym razem było, jednak przy trzecim noclegu zrobiłem sobie dodatkową izolację ze świerku (a było najcieplej...
). Po zwinięciu obozu nr 2, ruszyliśmy już w drogę powrotną robiąc małe kółeczko. Dzięki temu ostatni obóz wypadł ponad godzinę od samochodu. W tym miejscu udało nam się znaleźć masę zwalonych świerków, dzięki czemu opału mieliśmy pod dostatkiem. Z tej radości, Puchal aż udał się na stronę i oddał stolec. (ja dałem sobie spokój z tego typu herezjami - moja pupcia jest mi za to wdzięczna) Pobyt umiliły nam wesołe ogniskowe historie, które jednak w pewnym momencie stały się dla mnie zbyt wesołe i z tego wszystkiego musiałem się już położyć, aby siły do wyjazdu zregenerować. Panowie jeszcze zabawili, dzięki czemu nie musiałem się martwić o to, że nagle pająki zakradną się pod obóz by palić, gwałcić i rabować. Rano po szybkim śniadaniu, wyruszyliśmy w drogę powrotną. Szkoda było to miejsce opuszczać, bo bawiliśmy się wyśmienicie.
Podsumowując: (od tego miejsca już można czytać, bez zmartwień o torsje etc.)
Puszcza Romincka, jest świetnym miejscem na wyprawy, niezależnie od pory roku. Jest pięknie, dużo miejsca, niewielu turystów (nam się udało spotkać kulig pijanych warszawiaków na obrzeżach
) i masa zwierzyny (sądząc po tropach) do obfotografowania. Gorąco polecamy.
Jak i polecamy wypady zimowe. Nie ma nic przyjemniejszego, niż obudzenie się czując w płucach mroźne, leśne powietrze, natomiast nocowanie przy zachowaniu zdrowego rozsądku i odpowiednim przygotowaniu, to jest błahostka.
Na dowód tego co napisałem, wrzucam linka do galerii:
GALERIA
Niestety zdjęcia robiłem kompaktem, który stracił LCDka, więc kompletnie nie widziałem co robię. Na szczęście część zdjęć wyszła dobrze (poza chorym kadrowaniem miejscami
).
Kto nie był - niech żałuje.
Dzięki za kawał dobrej zabawy chłopaki!
Mam nadzieję, że dopiszecie to o czym zapomniałem.
ED: poprawka linka.

Do końca w sumie nie wiedziałem czy pojadę, czy też nie, ze względu na choróbsko, brak czasu i tak dalej. Na szczęście się udało. Po wstępnym spakowaniu, jakoś 2 godziny przed wyjazdem, uznałem że jednak UL jest cudownym wynalazkiem, po czym wywaliłem z plecaka 1,5l wody, trochę rzeczy i ponad 2kg jedzenia.


Nim dojechaliśmy, uznaliśmy z kolegą Jacą, że nim w tajdze zamarzniemy, trzeba wypić piwko - a nuż będzie to nasza ostatnia szansa. Łomża nastroiła nas wesoło i po krótkim oka rzucie na mapę, oraz drogowskazy, wjechaliśmy w busz, aby kawałek dalej porzucić autko w jakiejś agroturystyce. Obudziliśmy miłego pana, aby o zgodę zapytać, a następnie ruszyliśmy na szlak. Musieliśmy się tam wrócić godzinę później, gdyż zapomniałem pewnych istotnych rzeczy zabrać, ale na dobre to wyszło - zabraliśmy też piłę, która została w samochodzie. Ostatecznie w okolicach północy szliśmy już dziarsko w całkowitych ciemnościach, poszukując z nadzieją znaków szlaku zielonego, który zaczyna się jakoś dziwnie. Ostatecznie, uznaliśmy że czas zboczyć z kursu i rozbić jakiś obóz. Brodząc w śniegu po kolana, dotarliśmy do miejscówki nr jeden i zaczęliśmy przygotowywać się do spania. Jaca znalazł wtedy pierwsze zastosowanie piły. Wycinanie bloków śniegu, aby wykopać miejsce na ognisko. (owe bloki też się przydały - na obozie nr 2 powstał z nich wiatrochron i poddupnik Jacy) W końcu wszystko było gotowe. Zjedliśmy szybko i położyliśmy się spać. Wytelepało mnie okrutnie. Wstałem zatem dość wcześnie, by stwierdzić, że na termometrze jest -19,5*C. (w nocy było -22*C) W końcu wszyscy zwlekli się i odtworzyliśmy nocne ognicho. Przy śniadaniu, Puchal znalazł kolejne zastosowanie dla piły. Krojenie chleba.


I wtedy nadjechała straż graniczna.
Strach wlał się w nasze serca.
Wiedzieliśmy, że nie ma gdzie uciec.
"You can run, but you can't hide.."
Szczęśliwie jesteśmy cudowni, więc uprzednio daliśmy znać komu trzeba (Puchal napisze o tym coś więcej), więc pogadali z nami chwilę, my pooglądaliśmy panią strażniczkę z niebieskimi pazurami i w końcu pojechali robić swoje. My zaś ruszyliśmy dalej, obserwując po drodze masę psowatych tropów (wilcy?). Drugi obóz już wyszedł nam lepiej - rozbijaliśmy go jeszcze w dzień.



Podsumowując: (od tego miejsca już można czytać, bez zmartwień o torsje etc.)
Puszcza Romincka, jest świetnym miejscem na wyprawy, niezależnie od pory roku. Jest pięknie, dużo miejsca, niewielu turystów (nam się udało spotkać kulig pijanych warszawiaków na obrzeżach

Jak i polecamy wypady zimowe. Nie ma nic przyjemniejszego, niż obudzenie się czując w płucach mroźne, leśne powietrze, natomiast nocowanie przy zachowaniu zdrowego rozsądku i odpowiednim przygotowaniu, to jest błahostka.
Na dowód tego co napisałem, wrzucam linka do galerii:
GALERIA
Niestety zdjęcia robiłem kompaktem, który stracił LCDka, więc kompletnie nie widziałem co robię. Na szczęście część zdjęć wyszła dobrze (poza chorym kadrowaniem miejscami

Kto nie był - niech żałuje.

Dzięki za kawał dobrej zabawy chłopaki!

Mam nadzieję, że dopiszecie to o czym zapomniałem.
ED: poprawka linka.
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
- puchalsw
- Posty: 1742
- Rejestracja: 07 lis 2009, 13:36
- Lokalizacja: Zielona Białołęka
- Tytuł użytkownika: Skandynawski Oprawca
- Płeć:
Co to kurka balanska ma być! Ja się pytam!
My tam w tajdze zadki odmrażamy, Jaca się zakochał, i o mało Pani ze Straży Pogranicza się nie oświadczył, AP włosy zdredziały tak, że mi w samochodzie kołtun blond zostawił, z którego nie wiem jak się Żonie wytłumaczę, a ja żeby zeżreć słoik smalcu, chleb piłą do drewna musiałem ciąć... A Wy tutaj sobie wieczorki poetyckie urządzacie?
Normalnie nie ma sprawiedliwości na tym forum!
Ponieważ AP już wiele napisał o wypadzie, ja tylko dodam parę uwag:
Parking dla auta: Dotarliśmy w piątek około 22:30. Trasa z Wawy to około 300km, ale należy brać poprawkę na drogi nieco niższej jakości, niż średnia krajowa (a jaka ta jest, każdy wie).Samochód zaparkowaliśmy na terenie Gospodarstwa Agroturystycznego (
ADRES ) niedaleko wejścia na Zielony szlak, na granicy Puszczy Romnickiej. Gospodarz zgodził się za niewielką opłatą przechować naszą brykę. I dobrze bo tam nie ma gdzie zostawić samochód. Alternatywą jest porzucenie wozu w Gołdapi, ale to 7km od miejsca startu.
Kiedy już odcięliśmy naszą cywilizacyjna pępowinę, w postaci samochodu, w otaczających ciemnościach ruszyliśmy w las. Ewentualne parkowanie samochodu, sugeruję wcześniej uzgodnić telefonicznie. Nam się udało, ale był mały problem w związku z naszym późnym przybyciem.
Straż Graniczna:
Za radą Jacy, przed wyjazdem w południe zadzwoniłem do Straży Granicznej w Gołdapi, i zgłosiłem nasz przyjazd (adres: http://www.warmaz.strazgraniczna.pl/ind ... &Itemid=49).
I to był strzał w dziesiątkę. Miły pan po drugiej stronie poprosił mnie o dane uczestników, wypytał o cel wycieczki, trasę, i zasady pobytu (gdzie śpimy). Następnie oddzwonił, podziękował i zaprosił. Okazało się później że telefon do SG bardzo się nam przydał. Na następny dzień napotkaliśmy patrol SG w pobliżu wsi Hajnówek (Czarnowo). Odbyliśmy przednią i miłą rozmowę z patrolem, a Jaca cały czas durno uśmiechał się do Pani oficer.
Nie ma co się dziwić skrupulatności SG, skoro granica miejscami przebiega w odległości 500-800 metrów szlaku. A zboczenie z trasy w celu rozbicia obozu, może się zakończyć nieciekawie dla uczestników.
Miejscowi: oprócz właściciela agroturystyki, załogi z ciągnika zrzucającego siano dla zwierząt w lesie, i grupy podpitych weekendowych turystów wiezionych na wozach drabiniastych, nie widzieliśmy nikogo na szlakach. Nawet SG, patrzyła się na nas podejrzanie, po co my w taką dzicz przyjechaliśmy. Przechodząc przez Hajnówek, tylko jeden burek na nas szczekał. Oprócz dymu w kominach, nie widziałem śladów bytności ludzi. TAM PO PROSTU NIE MA LUDZI!
Dzicz: na zdjęciach wycieczka może się wydawać monotonna. Ale to trzeba samemu spróbować. Żadnych odgłosów cywilizacji (jakieś strzały od ruskiej strony
), żadnej łuny w nocy na niebie, od pobliskiej aglomeracji (bo takiej nie ma!). Czasami tylko odgłos piły spalinowej skądś do nas docierał. Ba! Teraz zdałem sobie sprawę, że słupów telegraficznych wzdłuż dróg nie widziałem!
Las: robi wrażenie. Jego rozległość, różnorodność, i dzikość. Wprawdzie poprzecinany drogami, uczęszczanymi przez SG, ale można się tam schować. W odległości 200m od drogi byliśmy już schowani. Należy zwrócić uwagę, na to że teren jest bardzo urozmaicony. Wzgórza morenowe, sprawiają że czasami trzeba kawałek się wdrapywać, ale można też schować się za górką, i nikt nawet ognia nie zauważy.
Mimo mrozów, widzieliśmy doskonale że lasy te są mocno podmokłe. Czasami były to żółte cieki, czasami smród bagnisk, a czasami obumierające drzewa oblane dokoła zamarzniętą wodą.
Zwierzyna: dużo tylko jej nie widać Wiemy że była, po ilości tropów (po pewnym czasie ślady wilka już ignorowaliśmy), rozmiarach racic dzików, i innej rogacizny. Ale tylko raz z daleka udało nam się zobaczyć sarnę. W tej ciszy, takie miastowe chłopaki jak my dawali o sobie znać z tak dużej odległości, że wszelaki zwierz pierzchał od razu..
Jak wyglądał nasz dzień:
- pobudka o 8:00
- do 11:00 zajmowało nam: wygrzebywanie się ze śpiworów, rozpalanie ognia, grzanie wody (o tym zaraz napiszę), marne próby rozmrożenia zamarzniętej żywności, przeżuwanie...
- 11:00 - 12:00 zwijanie obozu, i start w dalszą wędrówkę
- po upływie 3-4 godzin (nie robiliśmy jakiś dramatycznie długich postojów - może 3 po 5 minut), zaczynaliśmy myśleć o znalezieniu miejsca na obóz.
- 16:00 - 18:00 - rozbijanie obozu. Z reguły dzieliliśmy się zadaniami. W ten sposób do zapadnięcia ciemności mieliśmy rozpalone ognisko, przygotowany opał na cały wieczór, rozpiętego tarpa i rozwinięte bivibagi.
- 18:00 znowu walka z zagotowaniem wody, przygotowaniem posiłku, termosów na noc (różnie z tym było), i ogniskowym gadaniem o d... Maryni.
... natłok zajęć, powodował że około 21:00 przypominaliśmy zombiaki, i zakopywaliśmy się w śpiworach.
Sprzęt:
- piła do drewna z Castoramy, toporek GB Mini Hatchet, nieocenione. Dzięki nim mogliśmy szybko przygotować naprawdę dużą ilość opału. A wierzcie mi. Tego szło bardzo dużo.
Dodatkowo piła świetnie przydawała się do kopania w śniegu i wycinania bloków śnieżnych z miejsca na ognisko (wszędzie pokrywa śniegu miała śśrednio 0.5-1m śniegu)
- menażki i kubki - w tych temperaturach wytapianie śniegu nad ogniskiem w otwartej menażce to mordęga. Czajnik lepiej się sprawdzał. ale na 3 osoby 1litrowa Trangia nie dawała rady. Z drugiej strony wytapianie wody ze śniegu to straszna harówka
- bivibag twoim przyjacielem. Wiatr nawiewał sporo śniegu pod tarpa. Mój bivi świetnie ochronił mi śpiwór przed zamoczeniem.
- spanie - jedna płachta 3x3 wystarczyła na 3 osoby.
- odzież - odzieży hightekowej u uczestników nie stwierdzono. Przed mrozem chroniły nas kożuszki, kurtki kontraktowe, grube swetry i polary. Dodatkowo nie było nikomu żal takowej położyć na gałęziach świerkowych i umościć sobie ciepłe siedzisko przy ognisku. O pardom! Ja miałem majtki od NIKE!
Żarcie
- generalnie jedliśmy bardzo: niezdrowo, kalorycznie, niestrawnie, i niemodnie. Smalce, domowe konserwy, żeberka i wędzone boczki królowały. AP tylko się wygłupiał z jakimiś zupkami z Winiar Jedyny problem z takim jedzeniem, to to, że wszystko zamarza na kość. I znowu trzeba ognia aby przeprowadzić proste czynności...
- woda ze śniegu. Mysich kup nie stwierdzono, oprócz tego cała masa syfu lądowała na dnie menażki. Herbata smakowała rewelacyjnie, sensacji żołądkowych brak
. W pobliżu wsi Hajnówek znajduje się oznaczony punkt czerpania wody (strumień)
Jak już wspomniałem wyżej: gotowanie wody ze śniegu w tych warunkach to mordęga. Myślę że zainteresuję się składanym hobo stove, albo inną samoróbką, którą będę mógł schować do plecaka. Sądzę że AP i Jaca zgodzą się ze mną że to dobry pomysł.
No a tak w ogóle.. to wyło ZAJEFAJNIE! Ja tam jeszcze wrócę!
Foto sztory:
Poranna sielanka. Zwróćcie uwagę na głębokość, na jaką trzeba wykopać dół na ognisko:
Śniadanie:
No cóż. Polak potrafi:
Zimno nam jednak nie było:
Miejscami było groźnie:
No i ten las:
Zimowy biwak:
Jacy i AP kompletnie odbiło, i najgorsze instynkty zaczeły brać górę:
Kuchnia:
AP siadła psycha, i powiedział, wyciąga śpiwór, i idzie spać. Jaca się nie przejął.
Rytuał:
... i relaks:
Reszta tutaj: http://picasaweb.google.com/bialoleczan ... aTajga2011#[/i]
My tam w tajdze zadki odmrażamy, Jaca się zakochał, i o mało Pani ze Straży Pogranicza się nie oświadczył, AP włosy zdredziały tak, że mi w samochodzie kołtun blond zostawił, z którego nie wiem jak się Żonie wytłumaczę, a ja żeby zeżreć słoik smalcu, chleb piłą do drewna musiałem ciąć... A Wy tutaj sobie wieczorki poetyckie urządzacie?
Normalnie nie ma sprawiedliwości na tym forum!
Ponieważ AP już wiele napisał o wypadzie, ja tylko dodam parę uwag:
Parking dla auta: Dotarliśmy w piątek około 22:30. Trasa z Wawy to około 300km, ale należy brać poprawkę na drogi nieco niższej jakości, niż średnia krajowa (a jaka ta jest, każdy wie).Samochód zaparkowaliśmy na terenie Gospodarstwa Agroturystycznego (
ADRES ) niedaleko wejścia na Zielony szlak, na granicy Puszczy Romnickiej. Gospodarz zgodził się za niewielką opłatą przechować naszą brykę. I dobrze bo tam nie ma gdzie zostawić samochód. Alternatywą jest porzucenie wozu w Gołdapi, ale to 7km od miejsca startu.
Kiedy już odcięliśmy naszą cywilizacyjna pępowinę, w postaci samochodu, w otaczających ciemnościach ruszyliśmy w las. Ewentualne parkowanie samochodu, sugeruję wcześniej uzgodnić telefonicznie. Nam się udało, ale był mały problem w związku z naszym późnym przybyciem.
Straż Graniczna:
Za radą Jacy, przed wyjazdem w południe zadzwoniłem do Straży Granicznej w Gołdapi, i zgłosiłem nasz przyjazd (adres: http://www.warmaz.strazgraniczna.pl/ind ... &Itemid=49).
I to był strzał w dziesiątkę. Miły pan po drugiej stronie poprosił mnie o dane uczestników, wypytał o cel wycieczki, trasę, i zasady pobytu (gdzie śpimy). Następnie oddzwonił, podziękował i zaprosił. Okazało się później że telefon do SG bardzo się nam przydał. Na następny dzień napotkaliśmy patrol SG w pobliżu wsi Hajnówek (Czarnowo). Odbyliśmy przednią i miłą rozmowę z patrolem, a Jaca cały czas durno uśmiechał się do Pani oficer.
Nie ma co się dziwić skrupulatności SG, skoro granica miejscami przebiega w odległości 500-800 metrów szlaku. A zboczenie z trasy w celu rozbicia obozu, może się zakończyć nieciekawie dla uczestników.
Miejscowi: oprócz właściciela agroturystyki, załogi z ciągnika zrzucającego siano dla zwierząt w lesie, i grupy podpitych weekendowych turystów wiezionych na wozach drabiniastych, nie widzieliśmy nikogo na szlakach. Nawet SG, patrzyła się na nas podejrzanie, po co my w taką dzicz przyjechaliśmy. Przechodząc przez Hajnówek, tylko jeden burek na nas szczekał. Oprócz dymu w kominach, nie widziałem śladów bytności ludzi. TAM PO PROSTU NIE MA LUDZI!
Dzicz: na zdjęciach wycieczka może się wydawać monotonna. Ale to trzeba samemu spróbować. Żadnych odgłosów cywilizacji (jakieś strzały od ruskiej strony

Las: robi wrażenie. Jego rozległość, różnorodność, i dzikość. Wprawdzie poprzecinany drogami, uczęszczanymi przez SG, ale można się tam schować. W odległości 200m od drogi byliśmy już schowani. Należy zwrócić uwagę, na to że teren jest bardzo urozmaicony. Wzgórza morenowe, sprawiają że czasami trzeba kawałek się wdrapywać, ale można też schować się za górką, i nikt nawet ognia nie zauważy.
Mimo mrozów, widzieliśmy doskonale że lasy te są mocno podmokłe. Czasami były to żółte cieki, czasami smród bagnisk, a czasami obumierające drzewa oblane dokoła zamarzniętą wodą.
Zwierzyna: dużo tylko jej nie widać Wiemy że była, po ilości tropów (po pewnym czasie ślady wilka już ignorowaliśmy), rozmiarach racic dzików, i innej rogacizny. Ale tylko raz z daleka udało nam się zobaczyć sarnę. W tej ciszy, takie miastowe chłopaki jak my dawali o sobie znać z tak dużej odległości, że wszelaki zwierz pierzchał od razu..
Jak wyglądał nasz dzień:
- pobudka o 8:00
- do 11:00 zajmowało nam: wygrzebywanie się ze śpiworów, rozpalanie ognia, grzanie wody (o tym zaraz napiszę), marne próby rozmrożenia zamarzniętej żywności, przeżuwanie...
- 11:00 - 12:00 zwijanie obozu, i start w dalszą wędrówkę
- po upływie 3-4 godzin (nie robiliśmy jakiś dramatycznie długich postojów - może 3 po 5 minut), zaczynaliśmy myśleć o znalezieniu miejsca na obóz.
- 16:00 - 18:00 - rozbijanie obozu. Z reguły dzieliliśmy się zadaniami. W ten sposób do zapadnięcia ciemności mieliśmy rozpalone ognisko, przygotowany opał na cały wieczór, rozpiętego tarpa i rozwinięte bivibagi.
- 18:00 znowu walka z zagotowaniem wody, przygotowaniem posiłku, termosów na noc (różnie z tym było), i ogniskowym gadaniem o d... Maryni.
... natłok zajęć, powodował że około 21:00 przypominaliśmy zombiaki, i zakopywaliśmy się w śpiworach.
Sprzęt:
- piła do drewna z Castoramy, toporek GB Mini Hatchet, nieocenione. Dzięki nim mogliśmy szybko przygotować naprawdę dużą ilość opału. A wierzcie mi. Tego szło bardzo dużo.
Dodatkowo piła świetnie przydawała się do kopania w śniegu i wycinania bloków śnieżnych z miejsca na ognisko (wszędzie pokrywa śniegu miała śśrednio 0.5-1m śniegu)
- menażki i kubki - w tych temperaturach wytapianie śniegu nad ogniskiem w otwartej menażce to mordęga. Czajnik lepiej się sprawdzał. ale na 3 osoby 1litrowa Trangia nie dawała rady. Z drugiej strony wytapianie wody ze śniegu to straszna harówka
- bivibag twoim przyjacielem. Wiatr nawiewał sporo śniegu pod tarpa. Mój bivi świetnie ochronił mi śpiwór przed zamoczeniem.
- spanie - jedna płachta 3x3 wystarczyła na 3 osoby.
- odzież - odzieży hightekowej u uczestników nie stwierdzono. Przed mrozem chroniły nas kożuszki, kurtki kontraktowe, grube swetry i polary. Dodatkowo nie było nikomu żal takowej położyć na gałęziach świerkowych i umościć sobie ciepłe siedzisko przy ognisku. O pardom! Ja miałem majtki od NIKE!
Żarcie
- generalnie jedliśmy bardzo: niezdrowo, kalorycznie, niestrawnie, i niemodnie. Smalce, domowe konserwy, żeberka i wędzone boczki królowały. AP tylko się wygłupiał z jakimiś zupkami z Winiar Jedyny problem z takim jedzeniem, to to, że wszystko zamarza na kość. I znowu trzeba ognia aby przeprowadzić proste czynności...
- woda ze śniegu. Mysich kup nie stwierdzono, oprócz tego cała masa syfu lądowała na dnie menażki. Herbata smakowała rewelacyjnie, sensacji żołądkowych brak

Jak już wspomniałem wyżej: gotowanie wody ze śniegu w tych warunkach to mordęga. Myślę że zainteresuję się składanym hobo stove, albo inną samoróbką, którą będę mógł schować do plecaka. Sądzę że AP i Jaca zgodzą się ze mną że to dobry pomysł.
No a tak w ogóle.. to wyło ZAJEFAJNIE! Ja tam jeszcze wrócę!
Foto sztory:
Poranna sielanka. Zwróćcie uwagę na głębokość, na jaką trzeba wykopać dół na ognisko:
Śniadanie:
No cóż. Polak potrafi:
Zimno nam jednak nie było:
Miejscami było groźnie:
No i ten las:
Zimowy biwak:
Jacy i AP kompletnie odbiło, i najgorsze instynkty zaczeły brać górę:
Kuchnia:
AP siadła psycha, i powiedział, wyciąga śpiwór, i idzie spać. Jaca się nie przejął.
Rytuał:
... i relaks:
Reszta tutaj: http://picasaweb.google.com/bialoleczan ... aTajga2011#[/i]
F..k it, I'll Do It Myself!
- Młody
- Posty: 898
- Rejestracja: 01 sty 2009, 19:19
- Lokalizacja: Tychy
- Gadu Gadu: 9281692
- Płeć:
- Kontakt:
Zacna wyprawa i fajne "fociaki"
Forum to nie agencja towarzyska-NIE DOGODZIMY KAŻDEMU !
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
No cóż, chłopaki wyczerpali temat więc nie wiem co od siebie jeszcze dopisać. Prze szczęśliwy jestem jestem, że się tam wybrałem mimo tego, że nie byłem kompletnie przygotowany sprzętowo na takie warunki. Śpiwór z komfortem do -5, extreme -15. Holenderski bivybag, kalesony-dresy-m-65, skarpety zwykłe i wełniane, koszulka termoaktywna, sweter wełniany z jakimiś dodatkami, bluza z kapturem i polar. Na to amerykańskie gore. Pompowana mata i okazuje się, że można przetrwać w całkiem niesprzyjających warunkach. Puszcza Romincka ma niepowtarzalny klimat i jak wracaliśmy to jakoś tak z pogardą patrzałem na te sosnowe kompleksy leśne. Siedzi się na totalnym odludziu, czuje dzikość natury jak i respekt przed nią. No po prostu niepowtarzalna wyprawa. Przez następny miesiąc będę chodził nią naładowany.
Tu kilka moich fotek z telefonu klik

Tu kilka moich fotek z telefonu klik
...smelling the air when spring comes by raindrops reminds us of youthful days...
IgnorancieProwler pisze:po tych waszych warszawskich laskach to faktycznie dzicz niesamowita

Nie doceniasz Ty mokradeł naszych i Wiślanych gajów dzikich

Brak tu u nas tylko świerków i buczyny z prawdziwego zdarzenia

Ostatnio zmieniony 31 sty 2011, 14:17 przez slaq, łącznie zmieniany 1 raz.
- Parthagas
- Posty: 816
- Rejestracja: 28 sie 2007, 08:46
- Lokalizacja: Mława
- Tytuł użytkownika: kumpel staffików
- Płeć:
Rewelacyjny wypadzik. Zazdroszczę Wam. Jednak za dwa tygodnie mam ferie, to sobie odbiję. Szkoda, że nie zrobiliście ukrytą kamerą zdjęć Straży Granicznej. Puchal, jak sprawdził się futrzak? Mam bardzo podobny, ale nigdy go nie zakładałem w teren z powodu sporej wagi i obaw, że się spocę jak świnia.
"Mężczyzna musi mieć nałogi, najlepiej wyszukane, w przeciwnym wypadku nie ma się z czego wyzwalać."
http://prymitywnetechnikiprzetrwania.blogspot.com/
http://prymitywnetechnikiprzetrwania.blogspot.com/
- Doczu
- Posty: 1285
- Rejestracja: 25 mar 2009, 10:25
- Lokalizacja: Czeladź
- Tytuł użytkownika: Litewski Cham
- Płeć:
No to fajnie sobie chłopcy pobytowaliście. Tylko pozazdrościć.
Ja na własne życzenie udupiłem się w domu, a tu taka pogoda
Żal.pl.
A swoją drogą to z miodów polecam te produkcji Apisa.
Niestety te prodikcji TiM i Piwnicy Klasztornej ustępują pola Apisowi.
Najtaniej do dostania w Biedronce po 11,99. Na potrzeby Biedronki zwie się to "Piastun", ale to nic innego jak miód "Piastowski" sprzedawany gdzie indziej o połowę drożej.
Ja na własne życzenie udupiłem się w domu, a tu taka pogoda

Żal.pl.
A swoją drogą to z miodów polecam te produkcji Apisa.
Niestety te prodikcji TiM i Piwnicy Klasztornej ustępują pola Apisowi.
Najtaniej do dostania w Biedronce po 11,99. Na potrzeby Biedronki zwie się to "Piastun", ale to nic innego jak miód "Piastowski" sprzedawany gdzie indziej o połowę drożej.
- puchalsw
- Posty: 1742
- Rejestracja: 07 lis 2009, 13:36
- Lokalizacja: Zielona Białołęka
- Tytuł użytkownika: Skandynawski Oprawca
- Płeć:
Świetnie. W duży mróz pod spodem miałem koszulkę oddychającą, i sweter armii UK (nie wiem co to za model). Nie odczuwałem zimna podczas bezruchu. W trakcie marszu rozpinałem go i świetnie się wentylował.Parthagas pisze:Puchal, jak sprawdził się futrzak?
Futrzak ma już 15 lat. Trochę się czułem w nim jak jakiś AKowiec, ale spełnił swoje zadanie.
Dodatkowo przy ognisku kładłem go na gałęziach świerkowych i miałem legowisko. W nocy kładłem jeszcze na śpiwór. Alternatywą do kożuszka byłby dodatkowy gruby polar, i jakiś -tex. W sumie waga helikonowego polaru i kurtki kontraktowej jest zbliżona do wagi kożuszka. Ale klimat już inny

Nie pociłem się, baranek ładnie oddychał. Pewnie jeszcze w nim połażę następne 10 lat

Ostatnio zmieniony 31 sty 2011, 14:35 przez puchalsw, łącznie zmieniany 2 razy.
F..k it, I'll Do It Myself!