JELLOW pisze:no bez zartow. wyjscie w teren rozpatrywane w ramach tego, co mam zrobic zeby nie byc glodnym?
ja i yoger stawiamy sie w sytuacjach krancowych(choc tym razem zabralismy kilka rzeczy ulatwiajacych prace). wychodzimy uobodzy w sprzet i jedzenie, bo tylko takie wyjscie daje nam satysfakcje. kazdy moze wychodzic jak chce i powinien mierzyc sily na zamiary. dla nas to zadne wyzwanie zeby zorientowac sie czy umrzemy z glodu, gdzie stoimy, czy isc dalej i poszukac. sad, ktory znalezlismy, byl dla nas doskonala podpora, ale nalezy tez pamietac ze znalezienie go bylo spowodowane wlasnie faktem, ze tam gdzie stacjonowalismy pierwotnie nie bylo jedzenia. znalezienie sadu bylo w takim razie wynikiem przebiegu sytuacji w jakiej sie postawilismy.
Z tego co widzę wasz punkt widzenia jest taki: Nie umiemy pływać, ale chcemy się sprawdzić i skaczemy do wody. Czasem jest głębsza niż nam się wydaje ale mamy satysfakcję. Bo my to robimy a inni nie!
Oczywiście
3 dni to nie dramat. Kobiety na diecie potrafią robić dłuższe głodówki. Bezdomni też sobie jakoś radzą. Tyle, że wiedza jaką wynosicie z tych wypadów jest płytka jak wysychająca, błotnista afrykańska kałuża. Wnoszę to na podstawie rozbudowanej odpowiedzi
yogera (włącznie z klasyfikacją co mięsem jest a co nie) i Twojego pierwszego zdania.
Później na forum pojawiają się kwiatki typu: "Jadłem nasiona takiej rośliny /tu zdjęcie/. Czy ona jest jadalna?"
Umrzeć z głodu nie umrzecie. Bo tak jak zaznaczył
Dąb - wrócicie po tych 3 dniach do domów na cieplutki obiadek z dumą, że się "sprawdziliście".
Załóżmy, że trzeba będzie przetrwać nie trzy dni a 300 dni. 2 razy w tygodniu będziecie wpisywali cheata na odnowienie sił witalnych?

.
Takie wypady faktycznie dużo uczą ale wiedzę warto rozszerzać a nie ograniczać się do już nabytej. Stroud podawał kiedyś, że kluczem do przetrwania jest hasło: "Nigdy nie trać okazji".
Z takim nastawieniem:
JELLOW pisze:wyjscie w teren rozpatrywane w ramach tego, co mam zrobic zeby nie byc glodnym?
okazje często przechodzą niezauważone koło nosa.
Tak samo jak
Dąb, nie neguję tego typu wypadów. Tyle, że sprawdzanie swojej odporności po raz n-ty z rzędu bez rozszerzania umiejętności jest jak jazda na rowerze bez łańcucha.
Szliście na pewniaka - będą jeżyny, grzyby, ryby i ... jabłka.
- no tak, przeciez nie spodziewalbym sie grzybow i jezyn w lesie. do tego lataja ptaki, biegaja zajace itp. czy mam udawac ze sie ich nie spodziewam, zeby wyjscie bez jedzenia mialo sens ?
Tutaj niestety nie załapałeś ironii tak samo jak z oparciem się o cywilizację.
jedzenia jest w brod, a widzi sie je wtedy kiedy sie go nie ma w plecaku.
osobiscie polecam wszystkim taką próbę, warto samemu przekonac się o tym jak wiele jadalnych rzeczy jest dookola.
A z tym faktycznie mogę się zgodzić. O ile wie się czego szukać.
Pozdrawiam tych co w lesie tylko na wodzie z cebulą jadą.

:diabel2: