
Na dobry początek przyda się pudełko po paście do butów. Ważne jest, aby było niewysokie. Pudełko w miarę możliwości na samej górze szlifujemy papierem ściernym, najlepiej coś koło 250 aby zedrzeć farbę a jednocześnie nie narobić wgłębień. Kolejno zwykłą pineską z dużym łebkiem wybijamy kilkanaście dziurek (najlepiej 12) dookoła pokrywki.

Kolejno. Do środka pojemniczka wkładamy watę, może być zwykła lub szklana i przesączamy ją dowolnym środkiem łatwopalnym. Najlepiej użyć płynnego gazu do kuchenek polowych. Ja akurat w swojej posiadam benzynę, której ojciec używa do piły motorowej. Fakt faktem, że kopci, ale nie mam zamiaru nad tym piec kiełbasek

Kolejnym krokiem jest podstawka z prowizorycznym rusztem.

Do jej wykonania użyłem siatki, którą znalazłem w garażu. Nie potrafię określić z jakiego jest materiału. Ważne, aby była stabilna. Wyginamy ją w sposób ukazany na fotografii.
Kolejnym elementem jest kółeczko, które będzie trzymało naszą kuchenkę. Wygiąłem je ze zwykłego, mosiężnego drutu. Wbrew pozorom nie rozszerza się pod wpływem temperatury. Kółeczko można zamontować w sposób pokazany przeze mnie, lub wykonać po prostu dwie podłużne prowadnice, przechodzące przez ścianki "rusztu".
Nadszedł czas próby. Kuchenkę umieszczamy w prowadnicach bądź kółku z drutu i podgrzewamy od dołu zapalniczką, aż do zaobserwowania czegoś w stylu "wilgoci" na obrzeżach wybitych w pokrywce dziurek. Kiedy to nastąpi, ostrożnie zbliżamy płomień do otworów. Powinno się ładnie zapalić. Jesli płomień będzie gasł, należy podgrzewać od dołu. Po pewnym momencie, puszka będzie nagrzewać się samoczynnie

Całość wygląda tak:

Na ruszt stawiamy to co akurat chcemy podgrzać, oczywiście w naczyniu metalowym


Dziękuję.