Nareszcie mam chwilę czasu, by podzielić się z Wami wrażeniami z zeszłotygodniowego wypadu na śródodrze.
Nasza ekipa liczyła trzy osoby, nie licząc psa. Łódka okazała się być taką kruszyną, że podczas transportu bagażu trzeba było robić podwójny kurs, bo gdybyśmy władowali się do niej w trójkę ze wszystkimi gratami i psem, to nawet średnia fala stwarzałaby ryzyko wywrotki. Wypłynęliśmy w sobotę rano o 6 z okolic starej papierni. Pogoda była słoneczna i bezwietrzna.
http://img188.imageshack.us/img188/8968/dsc0494d.jpg
Z uwagi na skrócony czas wypadu zdecydowaliśmy się ograniczyć się do eksploracji - poza wizytą w miejscach, o których jeszcze napiszę - Wyspy Mewiej. Po dopłynięciu zostawiliśmy tam cały bagaż. Pierwszym celem naszej wyprawy - zresztą za radą Tanto - był stary betonowiec, osadzony na mieliźnie w północnej części Jeziora Dąbie.
http://img411.imageshack.us/img411/4841/dsc0556.jpg
I tutaj spotkała nas pierwsza przygoda, ta z tych "niespodziewanych". Nasza łódka była bardzo płytka i wsiadając na nią tąpnąłem nogą nieco zbyt mocno. W efekcie krypa nabrała wody i znaleźliśmy się w wodzie z całą zawartością łódki

Całe szczęście większość rzeczy mieliśmy zabezpieczoną plastikowymi workami - jak np. telefony komórkowe - i nic nie uległo zniszczeniu. Przebraliśmy część rzeczy i po tym niefortunnym wydarzeniu odbiliśmy od brzegu.
http://img524.imageshack.us/img524/3789/dsc0563c.jpg
http://img195.imageshack.us/img195/5650/dsc0569q.jpg
http://img14.imageshack.us/img14/6476/dsc0573y.jpg
Na betonowiec płynęliśmy trochę nerwowo, nieustannie wypatrując motorówek i innych łodzi mogących robić dużą falę, ale - całe szczęście - te, które nas mijały zachowywały zawsze rozsądną odległość. Do betonowca podpłynęliśmy od północnej trony - ktoś kiedyś zamontował tam ledwie już trzymającą się drabinkę, po której można dostać się na statek. Emocji dostarczyło wciąganie na pokład mojego psa, dla którego w tym celu zrobiłem uprząż z bluzy. Żałuję, że nie mam tego na żadnym zdjęciu, bo widok był naprawdę niecodzienny
http://img134.imageshack.us/img134/7093/dsc0618s.jpg
http://img406.imageshack.us/img406/2779/dsc0620a.jpg
http://img338.imageshack.us/img338/2739/dsc0662x.jpg
Stary betonowiec "Urlich Finsterwalde" służył podczas II wojny światowej do transportu benzyny syntetycznej produkowanej w Policach. Niemcy zdecydowali się na budowę betonowych statków (poza tym leżącym na Dąbiu w użyciu był jeszcze "Karl Finsterwalde", który dzisiaj znajduje się na dnie w okolicach Świnoujścia) z uwagi na problemy ze stalą, które pojawiły się podczas trwania wojny. "Urlich Finsterwalde" został uszkodzony podczas jednego z nalotów i wyłączono go z użytku; w latach 60-tych odholowano go na miejsce, w którym obecnie się znajduje. Dzisiaj jest atrakcją turystyczną.
Grodzie i komory transportowe są na statku zalane, ale naszą uwagę zwróciło to, że można dostać się do pomieszczeń na dziobie. Niestety nie dysponowaliśmy żadnym sprzętem, który by nam to umożliwił - drabiną zwykła lub sznurkową - i dlatego nie chcieliśmy ryzykować schodzenia na dół. Niemniej korci nas, by tam zajrzeć i pewnie w jakimś niedługim czasie zrealizujemy to. Jeśli ktoś z Was był tak kiedyś, to byłbym ciekawy wrażeń.
http://img25.imageshack.us/img25/7631/betonn.jpg
http://img194.imageshack.us/img194/8307/beton1.jpg
http://img522.imageshack.us/img522/6591/beton2.jpg
Po dość kłopotliwym zejściu (i - tym razem - spuszczeniu mojego psa w uprzęży, który był na tyle zestresowany, że po raz pierwszy w życiu mnie ugryzł

) skierowaliśmy się do naszego następnego celu - starego poniemieckiego cmentarza. Znajduje się on na południe od wsi Święta (północy brzeg Jeziora Dąbie). Aby się do niego dostać zacumowaliśmy w uroczej i nieużywanej już przystani jachtowej. Dojście do plaży było mocno zarośnięte i musieliśmy zrobić użytek z maczety. Wciągnęliśmy łódkę na brzeg i ruszyliśmy wgłąb lądu.
Przez kilkaset pierwszych metrów musieliśmy się przedzierać przez gęste trawy i zarośla, po czym udało nam się wyjść na polną drogę. Ta po kilkunastu minutach zaprowadziła na do miejsca przeznaczenia. Cmentarz znajduje się w całkowitej ruinie. Nagrobki nie mają nawet tablic upamiętniających tych, którzy tam leżą. Ciała nie były chyba ekshumowane, ale nie wiem tego na pewno. Całość przedstawia dość przygnębiający widok i daje asumpt do przemyśleń nie tylko nad kruchością ludzkiego życia ale i przemijalnością pamięci po nim. Wieś Święta w okresie obecności Niemców na tych terenach funkcjonowała dość prężnie. Niedaleko cmentarza znajdują się również nieliczne pozostałości zabudowań gospodarczych (znajdował się tutaj duży folwark).
http://img187.imageshack.us/img187/4558/grob1.jpg
http://img207.imageshack.us/img207/4067/grob2.jpg
Zbliżała się godzina 16 i zdecydowaliśmy się wracać do tymczasowego obozu na Wyspie Mewiej na obiad. Na miejscu rozpaliliśmy ognisko i zrobiliśmy ruszt metodą opisaną przez Dęba na jego blogu (zamiast patyków jako kratki użyliśmy jakiegoś powoju, chyba bluszczu, jednak po pewnym czasie przepalał się - patyki są jednak lepsze). Usmażyliśmy na kocherze rybę a na ruszcie upiekliśmy podpłomyki, który przygotowaliśmy już na miejscu. Potem wylegiwaliśmy się w hamaku i na rozłożonych karimatach blisko godzinę. Ostre słońce, wiosłowanie, aktywność od wczesnych godzin rannych i wreszcie zjedzony z apetytem obiad uczyniły nas nieco ospałymi. Zapadła decyzja, że będziemy obozować właśnie w tym miejscu. Po krótkiej próbie eksploracji wyspy zdecydowaliśmy się odłożyć ją na dzień następny.
http://img527.imageshack.us/img527/4238/ruszt1.jpg
http://img34.imageshack.us/img34/8039/ruszt2.jpg
http://img174.imageshack.us/img174/962/trzcina1.jpg
http://img17.imageshack.us/img17/1619/trzcina2.jpg
http://img263.imageshack.us/img263/2339/trzcina3.jpg
Noc minęła bardzo spokojnie. Nasze miejsce noclegowe było osłonięte od wiatru, chłód też nie był uporczywy. Ja spałem w hamaku pod rozciągniętym ponchem BW a koledzy pod spiętymi dwoma pałatkami WP, wymościwszy sobie uprzednio miejsce spania ściętymi suchymi trzcinami. Nie słyszałem w otaczających nas zaroślach dźwięków żadnych większych zwierząt, w dzień nigdzie na wyspie nie znaleźliśmy też ich śladów – wydaje się więc, że rezydentami są tutaj głównie owady i ptaki. Pierwszego dnia kilka metrów nad moją głową przeleciał majestatyczny bielik, co wprawiło mnie w zachwyt

Tak jak się spodziewaliśmy było tutaj mnóstwo komarów – były dokuczliwe nawet w dzień, udało się od nich opędzić dopiero po rozpaleniu ogniska. Jednak w nocy moskitiera była koniecznością, jeśli chciało się zmrużyć oko. (W tego rodzaju miejscach w ciągu dnia pomocna może być bluza-moskitiera, w którą się chyba zaopatrzę.)
http://img2.imageshack.us/img2/7707/nocleg1.jpg
http://img10.imageshack.us/img10/5426/nocleg2.jpg
http://img43.imageshack.us/img43/5407/nocleg3.jpg
Spaliśmy do późnego ranka. Po śniadaniu, które składało się głównie z resztek wczorajszego obiadu, świeżych podpłomyków i puszki gulaszowej, postanowiliśmy obejrzeć wyspę. Za punkt docelowy uznaliśmy wieżę obserwacyjną znajdującą się na południe od naszego miejsca noclegowego. Zwinęliśmy obóz, zabraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy (inwestycja w wodery okazała się być zbawienna) i ruszyliśmy.
Dzicz – to mi przychodzi na myśl, kiedy piszę tę relację z krótkiej eksploracji Wyspy Mewiej

Wędrówka przez to miejsce oznacza konieczność przedzierania się przez gęste zarośla i trzciny. To było piękne, choć momentami męczące i wyczerpujące doświadczenie. Zarośla – trawy i trzciny – wyrastały gdzieniegdzie na wysokość 4 metrów. Grunt był podmokły, woda sięgała kostek. Trzymaliśmy się w niedużej odległości od brzegu, gdyż bliżej centrum wyspy drogę utrudniały splątane gałęzie krzewów i niedużych drzew. W końcu – po dwóch godzinach łamania i cięcia maczetą trzcin oraz suchych gałęzi – dotarliśmy zdyszani na miejsce. Nacieszyliśmy chwilę oczy pięknym widokiem na Odrę i ruszyliśmy w drogę powrotną do obozowiska.
http://img197.imageshack.us/img197/3111/wieza.jpg
http://img197.imageshack.us/img197/6264/wieza1.jpg
http://img252.imageshack.us/img252/6244/wieza2.jpg
http://img11.imageshack.us/img11/1695/wieza3.jpg
http://img177.imageshack.us/img177/3499/wieza4.jpg
http://img29.imageshack.us/img29/4995/wieza5.jpg
http://img27.imageshack.us/img27/4504/wieza6.jpg
Na miejscu zwinęliśmy graty i wrzuciliśmy je do łodzi. Pierwszy transport wyruszył na drugi brzeg a ja wylegując się w hamaku miałem jeszcze czas poczytać „Sztukę chodzenia” H.D. Thoreau. Jakieś półtorej godziny później siedziałem już w łodzi i płynęliśmy w stronę przystani jachtowej na Skolwinie (dzielnica Szczecina). Wyspę opuszczałem z żalem i jednocześnie gorącym postanowieniem powrotu. Śródodrze jest piękne – cieszyć będzie miłośników przyrody i historii, jak i praktyków woodcraftu/survivalu.
W nieodległym czasie planuję zorganizować następny wypad do tej fascynującej krainy.
"Jakże niewiele wiemy, póki nie spróbujemy, ile jest w nas tego niekontrolowanego, pchającego nas przez lodowce i strumienie, na niebezpieczne wzgórza, tego czego rozsądek nie ogarnia" (John Muir)