Wszystko zaczęło się od oglądania książki „ Skandynawia - parki narodowe i rezerwaty przyrody” – tam znalazłam informacje o Parku Narodowym Tyresa i wzmiankę o przebiegającym przez niego szlaku Sörmlandsleden. Im więcej czytałam o owym szlaku, tym bardziej się przekonywałam, że właśnie tam poniosą mnie nogi. Szlak ten ma ponad 1000 km długości i jest najdłuższą trasą turystyczną w Szwecji. Około 100 odcinków szlaku przechodzi przez tereny odludne, a także przez obszary o znaczeniu historycznym i kulturowym. Na szlaku są przygotowane liczne miejsca odpoczynku (często z kominkiem) oraz wiele miejsc noclegowych.
No i wpadłam w szał, stronka www.sormlandsleden.se była jedną z najczęściej odwiedzanych przeze mnie witryn. Ściągnęłam nawet sobie (przez znajomą znajomego


A teraz zabieram Was w podróż po szwedzkich ostępach..
dzień 1 25.08.2015
Wstajemy o 3 i dygamy z gratami na autobus, który zabiera nas na lotnisko w Gdańsku. Rozsiadamy się niewygodnie w WizzAirze i po krótkim locie jesteśmy już na szwedzkiej ziemi, niedaleko Nyköping. Startujemy od etapu 46, przewodnik nakreśla nam rzeczywistość: „noga idzie do przodu w łatwym terenie!”. O przejściu 4 km zaczynamy etap 46:
„Szlak owy wiedzie w kierunku Trumpetarberget - przebiega wzdłuż Nyköping River, gdzie piękne widoki rzecznej doliny będą cieszyć twe oczy. Przyleciałeś na Skavsta Airport - zajefajnie, bo masz blisko. Możesz kimać na brzegach jeziora Hovrasjön – twoja noclegownia znajduje się na jego południowym brzegu. Butuj człecze dalej nieopodal przedszkola „Söraskogen” a od Söra drałujesz drogami i lasami aż etap zakończysz.”
No to idziemy nad to jezioro. Plecaki trochę ciążą – jeszcze nie jesteśmy przyzwyczajeni. Po drodze mijamy dwa kamienie runiczne i cmentarzysko. Po 8 kilometrach, które nam jawiły się jak 80, dotarliśmy do jeziora Hovrasjön, gdzie miał być pierwszy zbudowany shelter (schronienie). Niestety okazało się, że jest zajęty, poszliśmy więc kawałeczek dalej i rozbiliśmy tarpa na ślicznie płaskiej zielonej trawce. Słońce świeci, woda w jeziorze ciepła, jest bezwietrznie, pełnia szczęścia! Jemy kolację, na którą składa się kasza jęczmienna, suszona wołowina, jagody i borówki zebrane w lesie i marchewka zabrana koniowi


Pierwszy wpis w Księdze Gości

Kolacja godna królów

dzień 2 26.08.2015
Wstajemy, kontynuujemy etap 46 do Vittenberga. Po drodze mijamy źródło wody, parę saren i całą masę grzybów jadalnych. Mijamy De Sjungande Stenarna – „labirynt z kamieni” i ciekawe stelle. Z Vittenberga butujemy do Svärta (etap 47), gdzie zatrzymujemy się pod kościołem na popas i uzupełnienie wody („cmentarnianka”), mijamy Ullabergs masun (pozostałości założonego w 1646 roku, według tabliczki, „miejsca do spalania drewna i wykuwania sztab żelaza” ) i dalej nad jez. Masugnssjön, gdzie znajdujemy zacny shelter i postanawiamy zostać na noc. Na kolację kasza z suszonym mięsem, świeżą cebulką i posiekaną pokrzywą, dorzucamy suszoną włoszczyznę. Pyyyycha


Agent T. zdobywa dla nas wodę

Gotowa by stawić czoła trudom wędrówki!

De Sjungande Stenarna

Ullabergs masun
dzień 3 27.08.2015
Rano na śniadanie kasza kuskus z mlekiem w proszku, kakao i jagodami. Wciskamy buty i kontynuujemy trasę przez jez. Holmsjön (etap 48) do Tystberga. Odczuwamy problemy z wodą. „Jeziorankę” gotujemy 10min, ale cały czas mamy jej za mało. Nigdzie na trasie nie ma sklepów. Z ulgą dochodzimy do Tystberga, gdzie kupujemy kartkę pocztową i wysyłamy ją do babci: „Pozdrawiamy, żyjemy, jest ciężko, ale jesteśmy szczęśliwi”. Już wiemy, że nie damy rady iść cały czas szlakiem – głównie ze względu na wodę. Niestety nie zawsze po drodze jest jezioro albo źródło. Otwieramy mapy, przeglądamy rozkłady busów i ustalamy dalszą marszrutę tak, żeby codziennie gdzieś trafić na jezioro. Ruszamy busem do Vagnhärad a następnie do Kalfors. Chcieliśmy wodę, to mamy – zaczęło lać. Szybkim marszem próbujemy dostać się do sheltera nad jez. Björken (etap 54). Żeby było szybciej idziemy „na szagę”, GPS lata, my prawie biegniemy, leje, leje! W końcu po nieudanych „skrótach”


Widok z miejscówki...

... a kolacja się robi
dzień 4 28.08.2015
Wody pod dostatkiem


w czasie suszenia ciuchów dzieci się nudzą..

... ale dobrze jedzą

dzień 5 29.08.2015
Butujemy do Bråfall (etap 50:1, 50 i 49) a potem do Bälinge aż na „przedmieścia” Tystberga. Po drodze przechodzimy przez zniszczony pożarem las, gdzie trafiliśmy na tabliczki wyraźnie mówiące, że trzeba iść naokoło, gdyż istnieje zagrożenie powalenia drzew. Ignorujemy – idziemy dalej (tabliczka była po szwedzku a obejście miało dodatkowe ~5km). Widok bardzo niepokojący, smutny a zarazem fascynujący. Po drodze zaopatrujemy się w „cmentarniankę” i zapadamy w lasy przed Tystberga. Rozbijamy tarpa, nocujemy.

pozostałości pożaru nad jez. Frillingen

typowy, szwedzki, sielankowy, rolniczy krajobraz
dzień 6 30.08.2015
Podchodzimy do Tystberga, wsiadamy w busa i jedziemy do Nyköping. Mamy w planie przejechać jeszcze kawałek na zupełnie inną część szlaku. Nic nam się nie udaje, autobusy nie pasują, albo uciekają nam z przed nosa. Automatem biletowym na kolejkę nie umiemy się obsługiwać (wtopione 2x37 koron). Robi się późno a my cały czas w mieście. Brudni, zmęczeni, zniechęceni



Na zamku

Nyköping i rzeka Nyköpingsån
dzień 7 31.08.2015
Śniadamy w wielkiej sali hotelowej, jak królowie. Śmiejemy się, że jeszcze przed chwilą piliśmy „jeziorankę” a dziś sok pomarańczowy z nalewaka sterowanego iPadem. Zwiedzamy hotel, bo mają tam muzeum starych samochodów. W końcu pakujemy manatki i ruszamy na szlak (etap 44:1). Do naturki! Mijamy rezerwat Svanviken och Lindbacke i örstas alla gravar (cokolwiek to jest – chyba coś z grobami



zadbana trasa - całym szlakiem opiekują się wolontariusze

jagodowy szał, każdy z nas ich 500 miał


shelter
dzień 8 01.09.2015
W nocy obudził nas deszcz. Leje, jak cholera. Rano leje. Masakra – dobrze, że wczoraj przygotowaliśmy suche drewno. Sprawdzamy prognozę pogody – ma lać do jutra popołudniu. Jesteśmy zasmuceni, nie możemy kontynuować podróży, boimy się, że nie będzie jak jutro wysuszyć ciuchów, które dziś zmoczymy (i kolejną zmianę jutro byśmy zmoczyli a mamy w sumie 2.5 zmiany). Brak wody w pobliżu, więc zbieramy deszczówkę. Wynudzeni, zasypiamy.

deszczowo i nudno
dzień 9 02.09.2015
Wstajemy. Pada. No szlag by to! Nie chcemy już dłużej marudzić – okutani w przeciwdeszcze ruszamy w dalszą drogę do Oxelösund, gdzie zahaczamy o sklep. Butujemy dalej na wyspę Jogersö (etap 44:1). Pada, ale się przejaśnia. Krążymy w poszukiwaniu zaznaczonego na mapie sheltera. Mijamy kilka urokliwych miejsc na barbecue i w końcu rozbijamy tarpa w centrum wyspy, lekko na uboczu. Godzinę męczymy się z utrzymaniem ognia. Drewno mokre jak cholera pomimo, iż pieczołowicie zbieraliśmy to najbardziej suche. Ale opłacało się – zjadamy kiełbaski i zapijamy 3.5% browarkiem. Idziemy się wykąpać na pobliski camping. Zasypiamy. Jest dobrze


pogoda nas nie rozpieszcza


ale na miejscówce już jest ok


zasłużony posiłek
dzień 10 03.09.2015
W dobrych humorach wstajemy rano i przemieszczamy się do Oxelösund na autobus. Znów niemiła niespodzianka – w autobusach można płacić za bilety tylko kartą a karta..straciła ważność 30.08.2015 a nie wzięliśmy innej



widok z sheltera

piękny zachód słońca
dzień 11 04.09.2015
Pełnia szczęścia, ładna pogoda, wszystko cacy. Zakładamy plecaki i butujemy (etap 29 i 28)> Hjulbo > Simonsbol > Fredriksborg > Sundstugan > shelter nad jez. Storsjön. Bardzo ładna trasa, po drodze mijamy miejsca po piecach węglowych. Koło sheltera jest nawet wyznaczone „kąpielisko”, jest też latryna, piły, siekiery, miejsce na ognisko i miejsce grillowe. Skrobiemy w drewnie, robimy łódki, które potem puszczamy na jeziorze. Trochę się chmurzy, ale wieczorem się przejaśnia – może jutro zaświeci słońce? Na kolację kasza z mięsem, cebulą i borówkami (zaskakujące, co nie?


"kąpielisko"

trzeba uważać, wysokie buty to podstawa


prace obozowe

łódka Agenta T. płynie w siną dal...

kolacja
dzień 12 05.09.2015
Wstajemy i patrzymy w niebo. Jest nie za fajnie. Szybkie śniadanie, pakujemy manatki i ruszamy. Chmurzyska się kłębią a my kolejne nocowanie zaplanowaliśmy pod tarpem. Przeliczamy szanse zmoknięcia i suszenia ciuchów. Słabo. Postanawiamy wrócić do sheltera. Czekamy. Po oberwaniu chmury deszcz po prostu pada. Przybywa do nas parka starszych Szwedów, którzy zakładają taśmy na trasie, na której ma niebawem jechać rajd rowerowy. Zbieramy się w sobie, opatulamy się przeciwdeszczami i postanawiamy przejść dalej, niż zamierzaliśmy. W drogę! Kalvshäll > Björnkälla > Forssjö > Kolugnen > shelter niedaleko bajora Skogasjön. Śpimy.

idziemy w deszczu

i nadzorujemy prace leśne

dzień 13 06.0.2015
No oczywiście pada. Ale nas czas już nie goni. Z resztą i tak nie bardzo mamy plany, co zrobić z dzisiejszym dniem, bo zaplanowaną trasę ze względu na pogodę przeszliśmy nieco inaczej i szybciej. Chill’outujemy się cały dzień, zjadając resztę zapasów. Woda z pobliskiego źródła wali zbutwiałą padliną. Generalnie pogoda brzydka i ponura. Robimy podsumowanie wyjazdu i planujemy jutrzejszy dzień, mając wieeeelką nadzieję, że będzie ładnie.

Agent T. dba o ciepło domowego ogniska

dzień 14 07.09.2015
Wstajemy bardzo szybko i bez śniadania ruszamy w trasę. Jest ładnie!



pogoda piękna, szlak lekki, radość!


nasze ostatnie ognisko...


prezentujemy wypite trunki

dzień 15 08.09.2015
Wstajemy na luzaku, piękna pogoda. Nieco bzyczy w głowie, ale to nic. Na spokojnie pakujemy manatki i wracamy do Nyköping. Szwędamy się po mieście, kupujemy pamiątki, jemy obiad. Popołudniu ruszamy na lotnisko, gdzie wydajemy resztę kasy na mega drogie piwa (97 koron jedno). W dobrych humorach wsiadamy do samolotu. Po 23:00 jesteśmy w Gdańsku. Do domu i … spaaaaaaaać!



mój prezent urodzinowy i pierwsza odegrana pieśń na APOlele


zdjęcie pamiątkowe na koniec wyjazdu

puchar zwycięstwa na lotnisku

Podsumowanie i informacje praktyczne:
- data wyjazdu świt 25.08.2015, powrót późny wieczór 08.09.2015
- lecieliśmy samolotem WizzAir Gdańsk – Skavsta, Skavsta – Gdańsk. Ceny biletów ~360 zł za jedną osobę w dwie strony (bagaż podręczny mały i jeden bagaż główny do 32kg)
- kasa na wyjazd: 5500 koron na dwie osoby (połowę wydaliśmy przez ostatnie 3 dni, bo szybciej nie było specjalnie gdzie

- waga plecaków: w czasie odlotu (ważona na lotnisku): mój 10.6 kg, Agenta T. 11.4 kg (bez wody!)
- jedzenie: zapakowana hermetycznie kasza jęczmienna i kasza kuskus ~20 sztuk, zapakowane hermetycznie suszone mięso (wołowina i karkówka) ~20 sztuk, suszona włoszczyzna - 3 woreczki, przyprawa (bruschetta) - 1 woreczek, batony energetyczne (bakalie + miód) ~70 sztuk, mleko w proszku + kakao ~400g, kilka herbat i kaw 3w1 – jedzenie było przeliczone na 14 dni na dwie osoby. Batonów było za dużo

- pogoda – zdecydowanie mogłaby być lepsza. Ze względu na zbyt małą ilość ciuchów nie mogliśmy sobie pozwolić na bezkarne moknięcie, bądź przemoczenie. Ale mimo wszystko nie było źle.
- szlak Sörmlandsleden - dość trudny i ciężki, zwłaszcza z obciążeniem na 2 tygodnie. Dużo zejść i wejść, wąskie dróżki, dużo kamieni, trzeba uważać na stopy. Mieliśmy wrażenie, że układający te trasy specjalnie je utrudniali

- warto zaopatrzyć się w dobre mapy w informacji turystycznej, bądź uzyskać do nich dostęp na stronie. W przewodniku były mapki każdego etapu, ale w bardzo słabej skali, zaktualizowany OsmAnd nie widzi wszystkich dróg
- z apteczki przydała nam się tylko jodyna (do odkażania wody)
- rzeczy nieużywanych (prócz lekarstw z apteczki) a zabranych - brak, co według mnie jest bardzo dobrym wynikiem. Niczego nie brakowało, ale i też nie było rzeczy zbędnych. Bardzo dziękuję za wszystkie rady (temat z weryfikacją sprzętu )
PS. Mam nadzieję, że zdjęcia się wyświetlają i od razu przepraszam, za zamieszczanie fot "na forum", ale imageshack mi coś nie działa
