Zostawiliśmy auto w Kamesznicy, stąd marsz w stronę Baraniej Góry.


Plan był taki aby nocować w jednej z tamtejszych bacówek, niedaleko chatki rzuciliśmy plecaki w krzaki i ruszyliśmy w pół godzinny marsz na szczyt znajdujący się 100 metrów nad nami.

Pogoda była super. Ciepło, zero wiaterku, słoneczko.

Po wejściu na szczyt okazało się że wieje tam wiatr z prędkością która miotała człowiekiem w każdą stronę. Ciężko było ustać na nogach, ale zdecydowaliśmy się na szybkie wejście na wieżę widokową.
Widok raczej słaby, widać było nadciągające z ogromną prędkością czarne chmury. Szybka sweet focia i spierdzielamy w dół. Baliśmy się że dopadnie nas śnieżyca. Zejście w takim wietrze, po częściowo oblodzonym szlaku szerokości często kilkudziesięciu centymetrów i przepaścią 100m w dół to średni pomysł.


Dotarliśmy więc do chatki, pogoda jakąś godzinę później trochę się popsuła. Szybko siadła mgła, i wiał potężny wiatr. Zanim jeszcze się rozsiedliśmy, czekał nas 40 minutowy marsz po wodę do doliny. Okazało się że wszystkie znane mi strumyki w okolicy chatki są wyschnięte.




Rozpaliliśmy w piecu, ugotowaliśmy zupkę z torebki. Barszcz biały i trochę wkrojonej kiełbasy. W terenie wszystko smakuje 20x lepiej.
Temperatura 0 stopni, szybko nagrzaliśmy jednak do 21 stopni. Woda ognista dotrzymywała nam dzielnie towarzystwa.

Drugi dzień powitał nas piękną pogodą, bezwietrznie, i często wyglądało słońce. Aż żal było się pakować i opuszczać chatkę. Siedzieliśmy jedząc śniadanie w promieniach słońca.


Długo nie mogliśmy się zdecydować jak wracamy, niestety musieliśmy trzymać się auta.
Więc ruszyliśmy w stronę Magurki Radziechowskiej a później szczytu Glinne. Stąd z planem zejścia na przełaj do wioski w której zostawiliśmy auto.




Kolejne szałasy i chatki



Trafialiśmy jednak na ścieżki które cały czas leciały w naszym kierunku, tak zrobiliśmy 22km robiąc pętelkę.


Bielsko-Biała z szczytu Glinne (20km)

Więcej zdjęć w galerii: http://lesnydziad.pl/beskid-slaski-barania-glinne/
+ Fotki kolegi