Zakładam temat ponieważ ostatnimi czasy zdarzyło mi się zaobserwować parę takich zjawisk.
Niestety w większości były to obserwacje z konkluzją o co chodzi?!
Instruktorzy vel. opiekunowie prowadzili zajęcia w terenie leśnym ,po którym zostawał bur_d_el oraz surfifalowcuff było słychać w terenie leśnym z 5 km. Zastanawiam się jakimi przesłankami kierowali się organizatorzy?
To taki kij w mrowisko
..."Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz na co trafisz"...
Przeczytałem w temacie "Obrazy", po czym przeszedłem do tematu posta. Myślę sobie o co tu chodzi? To chyba przez dzisiejsze zamówienia A co do tematu, to jestem za - niech dzieciaki szaleją, od tego tam są.
Co oznacza teren leśny w tym poście? Jesteśmy po małym zlocie. Działo się wiele. Było gwarno i głośno. Były pochodnie i ogromne ognisko. Było strzelanie. I byliśmy przy samej Warcie na terenie leśnym ośrodka harcersko - wczasowego. Wszyscy wrócili z bananami na ryjach.
"Czasem- i mówię to zupełnie szczerze - żal mi, że nie wychowano mnie jak włóczęgi. Nie związanego z żadnym miejscem, obowiązkami i ludźmi.
Temat, jak się okazuje nie jest taki nowy. Cytuję z książki z 1927 roku „The Book of Woodcraft and Indian Lore – Survival In the Wild”, autorem której jest Ernest Seton. Tłumaczenie jest moje, więc wybaczcie.
„Chciałbym, wzorem Mojżesza, poprowadzić całe społeczeństwo na drogę życia na świeżym powietrzu, nawołując i upowszechniając modę, tak istotną dla powszechnej pomyślności; wystarczy poświęcić na to co najmniej miesiąc każdego roku.
Niedawno poczciwy bogacz, będąc pod wrażeniem tego pomysłu, wynajął parowiec i zabrał setki chłopców ze slumsów na jeden dzień w lesie w Catskills. Zostali właściwie wysadzeni na ląd, po czym powiedziano im, aby "weszli teraz (do lasu) i mieli wspaniałe chwile " . To było jak złowienie mnóstwa sumów, wrzucenie ich do lasu i stwierdzenie: "Idźcie i spędźcie wspaniale czas".
Nadąsani, ponurzy chłopcy zaczęli znikać. Godzinę później, gdy zwrócono na nich uwagę, znaleziono ich w grupach pod krzakami, zajętych paleniem papierosów, grą w kości i karty - jedynym, co znali.
W ten sposób zamożny człowiek o bogatym wnętrzu nauczył się, że nie wystarczy zabrać ludzi na zewnątrz. Trzeba ich przy tym nauczyć, aby się z tego cieszyli”.
Dzieciaki, jak to dzieciaki – są naturalni i robią to, czego ich nauczono. No i kwestia poruszona przez Kopka: mają wrócić zadowoleni, czy smętni, bo zmęczeni wojskowym rygorem?
Aż mi się przypomniało, jak kiedyś byłem na obozie w Trzciańcu ze Strzelca w wojskowym koszarowcu. Pobudka o 6, poranna zaprawa, śniadanie, musztra, gry taktyczne i warty nocne, ehhh
Można się i bawić i zebrać po sobie śmieci. Stwierdzanie że dzieci to tylko dzieci jest bez sensu, dzieci to aż dzieci, jako dzieci nauczą się zostawiać reklamówkę i krzyczeć w lesie, 20 lat pózniej zostawią w lesie meblościankę i przywiozą kino domowe. W mojej okolicy grasuje banda (sami nazywają się oddziałem) z asg, na ,,maskowanie'' karczują młodniki, ogniska w czasie suszy rozpalają rozpuszczalnikiem i rozwijają drut kolczasty między drzewami . niech się bawią i nikomu nie przeszkadzają ale na terenie ośrodka harcerskiego albo po prostu po sobie posprzątają.
Do obozu to dzieciaki trzeba przygotować a przede wszystkim zachęcić do takiego sposobu spędzania wakacji. Myślę, że w roku szkolnym stopniowo można stworzyć przyszłego obozowicza
Bo dzieciak oderwany granatem od komputera będzie tylko pamiętał, że musiał obierać ziemniaki, rano wstawać a wieczorem myć nogi