Na miejscówce znów zaczyna lać. Tata wyciąga ponczo ,a tu brak gum. Zanim naciął "sznurka" z płótna spadochronowego chwila minęła i zdążyliśmy zmoknąć ale jak widać humory dopisują.
Pogoda wróciła i zaczęło świecić słońce. Trochę zabaw w piachu.
i trzeba brać się do roboty.
Obiadek.
Po gorącej kiełbasce lepiej nie ryzykować i temperaturę pomidora również należy obniżyć po przez dmuchanie.
Znów zaczyna padać więc posiłek kończymy pod ponczem.
Chcę trochę dowartościować tatę i udaję bezradną. Chowam się pod parasol kiedy on zwija klamoty w strugach deszczu. Niech dalej myśli ,że jestem jego małą ,nieporadną córeczką.
A niech ma pozwolę mu się nawet ponieść.
Tak żeby się nie zorientował sprawdzam podłoże. Bo jeszcze weźmie i się znów zakopie.
I powoli wracamy na około ,wertepami do domu.
Do zobaczenia na szlaku.
Pozdrawiam Marysia
 
			







 .Ale na razie narzekać nie mogę. Lubi to samo co tatuś  no może póki co z wyłączeniem piwa.
  .Ale na razie narzekać nie mogę. Lubi to samo co tatuś  no może póki co z wyłączeniem piwa. 

 (w sensie czas tak szybko leci)
 (w sensie czas tak szybko leci)
 Świetne, Prowler!
 Świetne, Prowler!