Dominik wcale wężów się nie boi...

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
Tanto
Administrator
Posty: 1072
Rejestracja: 26 sie 2007, 19:17
Lokalizacja: Szczecin
Gadu Gadu: 1743064
Płeć:

Dominik wcale wężów się nie boi...

Post autor: Tanto »

Zacytuję cały artykuł, ale oryginał i zdjęcie można zobaczyć tu: http://www.tygodnik.lt/201020/bliska1.html
Płazy opanowały teren gminy sużańskiej

Sześcioletni łowca wężów

„Trzeba ściągnąć Dominika” – woła niejeden mieszkaniec Sużan, osiedla w rejonie wileńskim, gdy zauważy, że do jego domu, garażu bądź piwnicy wpełzł nieproszony gość – wąż. Chociaż dorośli wiedzą, że niejadowity gad krzywdy raczej nie zrobi, ale ludzie mimowolnie wzdrygają się brać do rąk pełzające stworzenie i wolą zaprosić Dominika, który lęku wobec nich nie czuje. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nieustraszony łowca i pogromca wężów ma niespełna... sześć lat.

Wychowanek polskiego przedszkola w Niemenczynie swoją przygodę z wężami rozpoczął w wieku dwóch lat, gdy to, jak twierdzi ojciec, mały Dominik wziął gada do rąk po raz pierwszy. Żeby złapać węża nie musieli jechać na rojsty, czy do lasu. Bowiem do dziś kojarzone z pogaństwem i grzechem płazy za siedlisko obrali sobie miejscowy... kościół.



Kamienne fundamenty świątyni służą im za kryjówkę, zimowisko i wylęgarnię. W ostatnich latach wężów rozmnożyło się tak wiele, że Dominik łapie ich całymi naręczami i odważnie zawiesza je na szyi, a czasami pojedyncze okazy – bo na więcej nie pozwala tatuś – zabiera do domu, by się pobawić. Nigdy jednak nie zrobi wężowi krzywdy. Gad to nie kot i nie lubi noszenia na rękach, a tym bardziej głaskania po skórze, a ponieważ cieszy się też opinią mądrego, wykorzystuje byle chwilę nieuwagi, by zwiać. Potrafi też tak się ukryć, że na poszukiwania zbiega musi włączyć się cała rodzina Maluków: babcia Irena, mama Marzena, no i tata Władysław.

Że wąż jest chytry niczym lis i potrafi udawać niczym aktor opowiadał właśnie tata Dominika. Otóż, gdy malec schwytał węża ten zaczął udawać trupa: wywrócił język, rozkrył paszczę, zamknął oczy, można go było ciągać niczym sznur, słowem nie dawał oznak życia. Gdy jednak zostawili go na kilka minut w spokoju i odeszli dalej, raptem odzyskał zdrowie i tyle go widzieli.

Dominik łapie nie tylko węże, ale wyłapuje też ze stawu kijanki, żabki. Cieszy się, gdy uda mu się zdybać jaszczurkę, która akurat, używając wiosennej słonecznej kąpieli na ogrzanym kamieniu bądź pniu, z rozkoszy przymknęła na chwilę oczy i okazała się w rękach małego i niestrudzonego myśliwego. Smyk jest nad podziw cierpliwy i aby złapać jaszczurkę czy węża, potrafi czekać, miękko, niczym kot, się skradać, przyczaić, by w końcu schwytać zdobycz. Nawyków „polowania” mógłby mu pozazdrościć niejeden myśliwy.

Akcja „zawężania” jeziora

Tropicielski zmysł odziedziczył prawdopodobnie po ojcu, który od dzieciństwa lubił przebywać na łonie natury. – W rodzinie było nas sześcioro dzieci, a ponieważ byłem najmłodszym nikt się mną nie zajmował. Gnałem więc do lasu, gdzie lubiłem spędzać całe dnie, obserwując ptaki, zwierzęta, owady – wspominał Władysław. – Z czasem nauczyłem się odczytywać ślady prawie wszystkich zwierząt – zająca, lisa, sarny, dzika, łosia. Niekiedy udawało się złapać porzucone maleństwa. W domu hodowałem norki, tchórza (szeszek w gwarze wileńskiej – przyp. autora), nie powiem już o zajączkach czy jeżach.

Jak dalej opowiadał Władysław, będąc już nastolatkiem postanowił urozmaicić faunę sużańskiego jeziora. Nie nowymi gatunkami ryb, a właśnie wężami. Wraz z kolegami łapali je na brzegach dubinńskiego jeziora (Asveja), a wieczorem wsiadali do ostatniego rejsowego autobusu – bo wtedy najmniej pasażerów – i w słoikach, puszkach, bidonach do mleka „szmuglowali towar” do Sużan. Potem biegiem do jeziora i wypuszczali „narybek” do wody. Nie była to akcja jednodniowa. Jak przyznał Władysław, początkowo myślał, że akcja „zawężenia” wzięła w łeb, gdyż gadów jakoś nie było widać, ale dopiero później, po kilkunastu latach się okazało, że zakończyła się całkowitym sukcesem.

Wąż na fotelu

Bardziej powściągliwa w wyrażaniu zachwytów odnośnie powodzenia akcji jest Mirosława Pieślak, która mieszka akurat naprzeciwko kościoła. – W ostatnich latach tyle wężów się namnożyło, że aż strach. W ubiegłym roku telefonowaliśmy nawet do organizacji ochrony przyrody z pytaniem: „Co mamy robić?” – zwierzała się pani Mirosława, notabene członkini zespołu folklorystycznego „Sużanianka”.

– Odpowiedź była zjadliwie konkretna: „Bierzcie grabie, wkładajcie węże do koszy czy worków i wywóźcie do lasu!”.

– Pewnego razu wyszłam na krótko z domu, gdy wróciłam chciałam wygodnie usiąść sobie w fotelu, by pooglądać telewizję. Odskoczyłam od fotela jak oparzona, bo tam najspokojniej w świecie wypoczywał wąż – opowiadała z przejęciem.

Mimo że węże dość często sprawiają domownikom „przyjemne” niespodzianki, nikt w domu pani Mirosławy nie podjął na nich ręki. Usuwają ich przy pomocy patyka, grabi, czy innych podręcznych narzędzi. – Bałabym się zabić gada, gdyż jego „krewniacy” mogliby się zemścić – mówiła z lękiem w głosie kobieta.

Po prostu wspaniale!

Ks. Kęstutis Masevičzius, proboszcz kościoła pod wezwaniem Feliksa Walezjusza w Sużanach, jest zadowolony z sąsiedztwa płazów i twierdzi, że to jest po prostu wspaniale. Perswadował, że świątynia ma z tego praktyczne korzyści, bo gady te tępią gryzoni, a ponadto, gdzie „mieszkają” węże tam nigdy nie zaprowadzą się żmije. – Nie wznosimy modłów na cześć węży, a to, że w Biblii niby wąż jest uosobieniem zła i grzechu, kusicielem, niczego nie przesądza. Posłużył tylko jako symbol. Jak nastąpisz na żmiję, dopiero wtedy czujesz, że cię ugryzła. Podobnie jest z grzechem, czyha na człowieka prawie w każdym kącie, ale dopiero jak go popełnisz wyrażasz skruchę – filozoficznie tłumaczył kapłan.

Na pytanie, czy węże nigdy nie zakłóciły nabożeństwa, ksiądz odpowiedział, że nie, ale ze śmiechem zaraz dodał, że mimowolnie sam stał się sprawcą zamieszania.

– Do zakrystii wpełzł pewnego razu wąż, a ponieważ wkrótce miałem odprawiać Mszę św. złapałem go, żeby wynieść na podwórze. Tymczasem w kościele zebrało się już trochę wiernych, więc żeby nie nieść go w ręku, wsadziłem do kosza i twardym krokiem pomaszerowałem przez kościół – snuł swą opowieść duszpasterz sużańskiej parafii. – Ludzie z ciekawości, co tam kapłan w tym koszu niesie powsuwali nosy, ale jak zobaczyli zawartość, żachnęli się z okrzykiem przerażenia – z rozbawieniem opowiadał ksiądz. Zdaniem proboszcza, nie słyszał on, aby ktoś w Sużanach doznał przelęknienia w wyniku spotkania z tymi „nieboskimi” stworzeniami. Przekonywał też, że nie widział aby zabijano węży, a sam nigdy nie zezwolił na to, by ktoś w jego obecności zaatakował płaza kamieniem czy pałką.

Nowy Tadas Ivanauskas?

O Dominiku pasterz mówi z uznaniem. – Odważny chłopaczek. Rozgarnięty, zawsze się przywita, nie tak jak jego rówieśnicy, którzy na widok sutanny chowają się po kątach. Ten jest bardziej dojrzały, a ponadto ma zdrowe spojrzenie na przyrodę i być może wyrośnie z niego drugi Tadas Ivanauskas (dr biologii, profesor, akademik, założyciel Kowieńskiego Ogrodu Zoologicznego), czego Litwie szczerze życzę – podsumował ks. Masevičius.

Dominik już jest znany nie tylko w Sużanach i okolicy. Jego zdjęcia z wężami na szyi można znaleźć w Internecie, a w ubiegłym roku został on zwycięzcą konkursu „Mano augintinis”, który został ogłoszony w czasopiśmie „Sodo spalvos”. W nagrodę otrzymał kosiarkę do trawy, z czego bardziej zadowolony był ojciec, ale tatuś stanął na wysokości zadania i kupił mu dużą jaszczurkę – iguanę, którą zresztą polubili wszyscy domownicy.

Uznawany za bóstwo

Mieczysław Czerniawski, starosta gminy sużańskiej, poinformował, że ludzie skarg pisemnych do urzędu starostwa z powodu wężów nie pisali, ale przy spotkaniu utyskiwali na pełzające sąsiedztwo. – W ostatnich latach obserwuję prawdziwą inwazję węży, których można spotkać i w Daniłowie, i w Skirlanach, i w Tarakańcach, i w Gryciunach – wyliczał starosta. Dodał też, że jeżeli tak dalej pójdzie, to będzie można spotkać ich i pod Niemenczynem.

W pogańskiej Litwie wąż cieszył się wielkim poważaniem Uznawany był za bóstwo, opiekuna domu, ogniska, zmarłych przodków. Był symbolem dobrobytu, zdrowia i płodności. Ludzie zachwycali się jego błyszczącym wyglądem, wzbudzającym grozę spojrzeniem, niezrozumiałym – znaczy boskim – wynurzaniem się ze skóry. Ponadto wąż strzegł od uderzenia pioruna, był gwarantem dobrego chowu bydła. Jak wąż opuszczał dom, to oznaczało, że wkrótce zapuka do niego kostucha i zabierze któregoś z bliskich. Gdy zaś pojawiał się w domu – szykuj się, gospodarzu, do wesela.

Krzywd węże nie darowały. Jeżeli w zagrodzie odłożyły jajka, a zostały rozbite, zatruwały kadzie z mlekiem. Za zabójstwo węża jego krewni mogli udusić złoczyńcę, jego bliskich, bydło.

Podobno jeszcze w wieku XIX Litwini trzymali wężów w chatach, a dzieci się z nimi bawiły. Ba, nawet mleko z nimi z jednej miski piły. Co prawda, znany przyrodoznawca prof. Ričardas Kazlauskas temu ostatniemu twierdzeniu kategorycznie zaprzecza, gdyż węże w ogóle mleka nie piją, tylko wodę.

Agresywna miedzianka

Według profesora, węże nie kąsają, ale potrafią. Ukąszenie nie jest ani jadowite, ani bolesne. Na ogół węże nie są agresywne, ale są wyjątki. Gniewosz plamisty, u nas na ludowo określany jako miedzianka (na zdjęciu), rzuca się na ludzi, a wystraszonych próbuje gonić. Twardo trzyma się zasady, że najlepsza obrona – to atak. Od żmii odróżnia go to, że ma okrągłą źrenicę oka. Miedzianka atakuje i kąsa, ale ukąszenia jej nie są groźne. Ludzie jednak panicznie jej się boją i uważają za żmiję. Na Litwie – jak też w Polsce – miedzianka jest wniesiona do Czerwonej Księgi i jest pod ochroną. Spotyka się ją coraz rzadziej w naszych lasach i ostatni raz miedziankę złapano w roku 2008 nieopodal poligonu w Rudnikach w rejonie solecznickim.

Honorata Zamara zaś nie zgadza się z tym i twierdzi, że nieopodal jej miejsca pracy – Centrum Obrony Cywilnej w Niemenczynie – miedzianek jest pod dostatkiem, a kobiety z tego powodu boją się na śmietnisko śmieci wynosić, bo tam właśnie się wylegują...

Zygmunt Żdanowicz
Bardzo fajne podejście ludzi, w większości 'cywilizowanych' wsi gadzina by chyba długo nie pożyła :-/
"...wszystkie koty z pyszczkami, które wyglądają, jakby ktoś wkręcił je w imadło, a potem wielokrotnie walił młotkiem owiniętym skarpetą, są Prawdziwmi kotami."
Awatar użytkownika
Apo
Posty: 740
Rejestracja: 28 lis 2011, 17:36
Lokalizacja: Lasy Pomorza
Gadu Gadu: 3099476
Tytuł użytkownika: WATAHA Z POPRAWCZAKA
Płeć:

Re: Dominik wcale wężów się nie boi...

Post autor: Apo »

Niezły mały.. Ale trzeba uważać. Fajnie, że lubi zwierzątka, ale ciekawa jestem ile jaszczurek straciło już przez niego ogon i z iloma wężami "pobawił" się nie do końca grzecznie..
Bowiem do dziś kojarzone z pogaństwem i grzechem płazy za siedlisko obrali sobie miejscowy... kościół.
[...] yeah 8-) niech się cieszą - gryzoni nie będzie :)
look deep into nature and then you will understand everything better

I've got the power to fly into the wind, the power to be free to die and live again. This power's like fire, fire loves to burn!
ODPOWIEDZ