Wczorajszego dnia wybrałem się na niewielka wyprawę po raz pierwszy od paru miesięcy <miałem przestój bo panowie lekarze zabronili mi takich szaleństw po pobycie w szpitalu>
Koło godziny 10 zjadłem śniadanie - 2 kromki każda z plasterkiem wędliny <około 300-350 kcal i to jedyne co zjadłem do powrotu do domu>, o 13 wyszedłem z domu. Pogoda prawie wiosenna, słoneczko świeciło tylko wiatr nieco przeszkadzał, temp. odczuwalna wg accu wether wynosiła -1/0 i miała się obniżyć jeszcze do -4/-5.
Wyposażenie - Desanty, BDU i polar oraz czapka to jedyne co wziąłem ze sobą. Plus nóż, zapalniczka z latarką diodową i manierka <0,5l wody w środku>.
Planowana trasa - około 30 km.
Widoki naprawdę przepiękne, niby zima, styczeń, ale nigdzie śniegu - Góry Świętokrzyskie przy pomarańczowym zachodzie słońca naprawdę wyglądają niesamowicie...
To co chciałem opisać to stan jaki mi się przydarzył po około połowie trasy. Zacząłem wpierw odczuwać głód. Najpierw delikatny a potem coraz silniejszy, aż do ustąpienia tego zjawiska. Zarazem zacząłem odczuwać spadek energii w organiźmie, coraz słabiej pracowały mięśnie. Nie zrobiłem sobie żadnej dłuższej przerwy i przez cały czas marszu miałem 4 postoje po max 5 minut, cały czas próbowałem utrzymać jednakowe tempo marszu. Ciekawe doświadczenie, bo człowiek mógł analizować poszczególne fazy zmęczenia i głodu, oraz to w jaki sposób można wpływać na swoje możliwości psychomotoryczne.
Zimowy spacer...
Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw
- Tanto
- Administrator
- Posty: 1096
- Rejestracja: 26 sie 2007, 19:17
- Lokalizacja: Szczecin
- Gadu Gadu: 1743064
- Płeć:
Popieram Valdiego, kiepsko by było gdyby się okazało że energii zmagazynowanej w organiźmie zabrakło, domyślam się że nie był to extrem, ale o tej porze roku ryzyko wzrasta (hipotermia itp.)
Przy okazji można ćwiczyć silną wolę
Przy okazji można ćwiczyć silną wolę

"...wszystkie koty z pyszczkami, które wyglądają, jakby ktoś wkręcił je w imadło, a potem wielokrotnie walił młotkiem owiniętym skarpetą, są Prawdziwmi kotami."
Witam, ja również byłem na wyprawie 25 - 26.01
razem z kolegą Rzezem ..było zło, ruszyliśmy ok 18 wieczorem z zamiarem odnalezienia pewnego bunkra i spędzenia w jego okolicach nocy. Wiało, oj wiało, bunkier odnaleźliśmy. Ognisko nie chciało się palić, drzewa się łamały ale przetrwaliśmy, pozatym żarcia mieliśmy sporo
pozdro


Słodkie i tłuste batony to nie jest najlepszy sposób na dokarmianie organizmu podczas wysiłku. Dają duży zastrzyk cukru w krótkim czasie. Niedobory glikogenu mięśniowego nie zdążą być uzupełnione (bo ich uzupełnienie wymaga zbilansowanego pożywienia, czasu i odpoczynku), a już insulina pompuje resztę tego cukru w tłuszcz i we krwi mamy znów niski poziom cukru. Lepsze są batony białkowo-węglowodanowe, orzeszki, bakalie, napoje węglowodanowe (wypijane powoli). Owoce nie są również dobre bo zawierają fruktozę, która nadaje się jedynie do uzupełniania glikogenu wątrobowego czyli tego który zużywamy podczas siedzenia, spania (odpoczynku) itp. Niewykorzystana fruktoza również zamienia się w tłuszcz. Oczywiście w sytuacjach ekstremalnych organizm wykorzystuje i wszelkie węglowodany i własne tkanki jako paliwo. Nie sądzę jednak by o to nam chodziło. Co prawda diety podróżników często składają się właśnie z czekolad i batonów ale powodem takiego ułożenia diety jest brak substytutów. Poza nimi nie ma zbyt wiele przykładów żywności równie łatwej do przechowywania, lekkiej i kalorycznej (pozostają jedynie oleje roślinne).
Tyle teorii. Przekonałem sie jednak, że takie szybkie węglowodany nie są zbyt wartościowe przy długotrwałym wysiłku. Po zjedzeniu batona zmęczony człowiek odczuwa przypływ energii przez 1/2 do 1 godziny po czym znowu jedzie "na pusto" (pali swoje własne tkanki, jest znowu zmęczony). Można z tym żyć, ale co to za życie
Tyle teorii. Przekonałem sie jednak, że takie szybkie węglowodany nie są zbyt wartościowe przy długotrwałym wysiłku. Po zjedzeniu batona zmęczony człowiek odczuwa przypływ energii przez 1/2 do 1 godziny po czym znowu jedzie "na pusto" (pali swoje własne tkanki, jest znowu zmęczony). Można z tym żyć, ale co to za życie

- Fredi
- Posty: 1015
- Rejestracja: 07 kwie 2008, 09:42
- Lokalizacja: Skierniewice
- Tytuł użytkownika: Fredne Zło..
- Płeć:
czolgv: widzę, że kolega masochista. wybrać się na jakikolwiek spacer po tak "obfitym śniadaniu" ....no no....
Podziwiam, bo po takim śniadaniu, to ja mogę iść co najwyżej do najbliższego sklepiku
.
no i...te pół litra wody.... ja rozumiem, że testujesz organizm, ale na przyszłość - choćby w ramach ubezpieczenia, warto wziąć coś normalnego do jedzenia i więcej wody.
Podziwiam, bo po takim śniadaniu, to ja mogę iść co najwyżej do najbliższego sklepiku

no i...te pół litra wody.... ja rozumiem, że testujesz organizm, ale na przyszłość - choćby w ramach ubezpieczenia, warto wziąć coś normalnego do jedzenia i więcej wody.
"Nie sztuką jest umrzeć, znacznie trudniej jest żyć."