Razem z Kalykiem3 stwierdziliśmy, że w Bieszczady są warte odwiedzenia więc wsiedliśmy w PKS i pojechaliśmy do Ustrzyków Górnych prosto z Katowic (Wyjazd z Katowic około 1:30, w Ustrzykach byliśmy przed 11)
Dzień 1
Po wyjściu z PKS'u i poniekąd ciężkiej podróży zaczęliśmy jeść pierwsze śniadanie.
Na pierwszy ogień poszły konserwy bo najzwyklej w świecie były najcięższe. Po posiłku zarzuciliśmy nasze 20 kilogramowe plecaki na barki i ruszyliśmy czerwonym szlakiem na Tarnicę. Najsampierw przeszliśmy przez szeroki wierch na którym zaczęły się już połoniny (byłbym zapomniał przy szlaku nieco przed połoniną jest schron). Połoninami szliśmy już przez cały dzień.
Z szerokiego wierchu dalej czerwonym szlakiem doszliśmy na Przełęcz Siodło, trochę na niej odpoczęliśmy i wspięliśmy się na Tarnicę. Na Tarnicy podziwialiśmy widoki i zrobiliśmy sobie fotkę pod krzyżem.
Potem już śmignęliśmy przez Halicz na Przełęcz Bukowską (po drodze bardzo ładne skałki) na której spędziliśmy noc w schronie.
To była długa noc. Ja nie zmrużyłem oka nawet na 5 minut, a Kalyk spał jak dziecko co było dziwne bo ciągle coś biegało po krzakach... około 4 w nocy coś zaczęło się drapać i tak drapało przez około pół godziny. Około godziny później zobaczyliśmy rysia. Nad ranem była jeszcze przygoda ze zjedzoną kiełbasą. Prawie pół kilo suszonej poszło...

Dzień 2
Potem z Przełęczy ruszyliśmy do Wołosatego po drodze minęliśmy ładny staw zbudowany przez bobry.
W Wołosatem obejrzeliśmy pobieżnie cmentarz łemkowski
i poszliśmy w kierunku Ustrzyków Górnych. Oczywiście nie chciało nam się iść po asfalcie więc złapaliśmy stopa. W Ustrzykach wypiliśmy piwko i poszliśmy na Połoninę Cyrańską. Po drodze minęliśmy schron (podobny jak pod Szerokim Wierchem) i kapliczkę tuż obok niego. Potem przeszliśmy tylko przez cała połoninę podziwiając widoki i doszliśmy do Brzegów Górnych. Po drodze minęliśmy kolejny cmentarz łemkowski. W Brzegach Górnych przespaliśmy się na polu namiotowym. Cena o ile mnie pamięć nie myli to 4 PLN. To była chyba najzimniejsza noc bo pani mówiła, że jak szła wydoić krowę to były 3 stopnie.
Dzień 3
Rano ruszyliśmy na Połoninę Wetlińską. Na szczycie zatrzymaliśmy się w Schronisku PTTK
posililiśmy się i ruszyliśmy dalej (pod schroniskiem jakieś 500 metrów jest bardzo dobre źródło wody). Idąc w kierunku Smereka zobaczyliśmy liska
który dał się ładnie sfotografować. Potem jeszcze pod Smerekiem zobaczyliśmy akcję ratunkową GOPR’u z użyciem najnowszego Eurocoptera z Sanoka.
Później dowiedzieliśmy się, że jakiś starszy pan miał zawał i niestety zmarł. Na szczycie Smereka trochę odpoczęliśmy i ruszyliśmy w kierunku wsi o tej samej nazwie. We wsi zjedliśmy bułki ze sklepu i poszliśmy dalej szlakiem szukać miejsca dogodnego na nocleg. Znaleźliśmy bardzo ładną polankę przy czerwonym szlaku. Rozbiliśmy się i zrobiliśmy jajeczniczkę na kolacje (mniam). Ta noc była zdecydowanie cieplejsza.
Dzień 4
Zwinęliśmy namiot i poszliśmy w kierunku Okrąglika, po drodze było pełno jeżyn (Kalyk się zajadał przez co szliśmy wolno). Potem już szliśmy cały czas stosunkowo dzikim niebieskim szlakiem w kierunku Balnicy praktycznie nie zatrzymując się na dłużej. Szlak bardzo się dłużył i był stosunkowo monotonny. Najciekawszą rzeczą po drodze były leje i okopy (później dowiedzieliśmy się, że był to teren ciężkich walk w czasie I WŚ). Po drodze znaleźliśmy jeszcze hełm pęknięty na pół (był za ciężki żeby go wziąć) i parę porozrywanych pocisków artyleryjskich . Krótko przed zmrokiem doszliśmy do Balnicy
(starej stacji kolejki bieszczadzkiej w której urządzono chatkę studencką, bardzo miła atmosfera, sklepik i niska cena 15 zł). Wzięliśmy upragniony prysznic i wyspaliśmy się na wygodnych materacach.
Dzień 5
Rankiem wyruszyliśmy żółtym szlakiem (który istniał tylko na mapie ale o tym później) w kierunku Woli Michowej. Po drodze zobaczyliśmy bardzo duże jeziorko zaporowe bobrów.
Z Woli Michowej udaliśmy się na Przełęcz Żebrak owym szlakiem. Nie było żadnego oznakowania ale wszystko zgadzało się z mapą więc szliśmy. Sprawy zaczęły się komplikować kiedy szlak (a właściwie droga prowadząca do wycinki lasu) zaczął się rozgałęziać. Wybraliśmy najbardziej prawdopodobne ścieżki i szliśmy dalej. Niestety w pewnym momencie ścieżka się urwała bo w tym miejscu skończyła się wycinka. Dalej szliśmy na azymut i GPS’a. Jakoś dotarliśmy do czerwonego szlaku (moja pierwsza myśl na widok leśnej ścieżki z namalowanymi znaczkami to „cywilizacja” xD). Potem ruszyliśmy w kierunku Przełęczy Żebrak. Na niej zobaczyliśmy tablicę ku pamięci ofiar katastrofy sami wiecie jakiej.
Z przełęczy zeszliśmy do bazy namiotowej w Rabe. Tam przespaliśmy się na materacach w takiej dużej wiacie z piecem.
Dzień 6
Następnego dnia wróciliśmy tą samą drogą na Przełęcz Żebrak i poszliśmy na Chryszczatą. Na jej szczycie zatrzymaliśmy się pod obeliskiem i ruszyliśmy dalej w kierunku Duszatyna. Po drodze minęliśmy Jeziorka Duszatyńskie powstałe w wyniku potężnego kataklizmu na początku ubiegłego wieku (urwało się całe zbocze góry). Z Duszatyna poszliśmy przez Prełuki do Komańczy. W Komańczy wstąpiliśmy do sklepu i ruszyliśmy dalej szlakiem szukając dogodnego miejsca na nocleg.
Dzień 7
Przeznaczyliśmy na odpoczynek ponieważ miejsce dogodne na nocleg okazało się epickie. Celowo nie opisuje tego miejsca na prośbę Kalyka.
Dzień 8
Ruszyliśmy na Kamień i dalej na Tokarnię. Beskid Niski znacząco różnił się od Bieszczad. Przeważały w nim spore polany i teren był łatwiejszy choć bardziej błotnisty. W drodze na tokarnie podziwialiśmy piękne widoki i porobiliśmy parę fotek wiatrakom na horyzoncie.
Z Tokarni zeszliśmy do Puław Górnych (całkiem spory kawałek bez niczego po drodze) i dalej do Puław Dolnych (ostrzegam w obu wsiach nie ma sklepu i ciężko w tych rejonach o wodę ze źródeł więc starajcie się mieć przed tym odcinkiem pełne butelki). Później poszliśmy asfaltową drogą w kierunku Tarnawki (cały czas czerwonym szlakiem). W Tarnawce spędziliśmy noc w bazie namiotowej (już opuszczonej przez studentów)
Dzień 9
Z samego rana poskładaliśmy namiot i poszliśmy dalej po porannej toalecie i solidnym śniadaniu. Powędrowaliśmy do Rymanowa Zdroju przez Dział. W Rymanowie nie zatrzymywaliśmy się za bardzo ale jest to bardzo ładna miejscowość. Z Rymanowa weszliśmy na Suchą Górę, a z niej już do Iwonicza Zdroju. W Iwoniczu zrobiliśmy sobie zupki chińskie korzystając z palnika gazowego co wyglądało raczej dziwnie w centrum miasta. Ale co tam! Byliśmy głodni. Po około 1,5 godziny czekania pojechaliśmy do Krakowa.
No i to by było na tyle. Może jeszcze opiszę nasz sprzęt.
- Namiot to Easy Camp Meteor 300 (waga około 3200g z aluminiowymi szpilkami).
I to by było na tyle moim sprzętem nie ma się co chwalić bo jest standardowy, a Kalyka chyba znacie.