dzięki za rady w sprawie komputera
zasyfiła go żonka podczas mojej nieobecności, ale już podobno umówiła się z magikiem od tych spraw, tak więc niebawem wszystko powinno być O.K.
ale do rzeczy...
na wstępie chciałbym zwrócić uwagę, że żaden ze mnie
http://www.tinyurl.pl/?M6mjKU1v , niemniej zrobię co w mojej mocy abyście nie nudzili się czytając moje wypociny
z domu wyruszyliśmy 4 sierpnia całą rodziną, ja odbiłem przy Trasie Toruńskiej, piechotą na górę i do autobusu na wylotówkę w kierunku Łodzi
nie jest łatwo złapać stopa łysemu chłopu o wadze 114 i wzroście 186 z dwoma plecakami, jednak nocując pomiędzy Łodzią a Kaliszem w domu w trakcie budowy 5 sierpnia ok. godziny 16 byłem już w Głogowie,
tamże zasięgnąłem języka, w wyniku czego z przewodnikiem, niosącym jednocześnie mój mały plecak na wieczór dotarłem do Jakubowa
po bezskutecznych próbach dopukania się na plebanię rozłożyłem łóżko w bramie kościoła, będącej jednocześnie dzwonnicą i tak spędziłem drugą nockę
rano udało mi się namierzyć kościelnego, od którego dowiedziałem się, że ks. proboszcz jest na urlopie, a wikary pojechał gdzieś służbowo
w/w kościelny wyprawił mnie na drogę zopatrzając w credencial (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Credencial ) , różaniec, długopis, którego zapomniałem wziąć z domu oraz w jabłka z własnego sadu i cebulę z ogródka
i poszedłem...
było bardzo gorąco, obładowany 2 plecakami pociłem się niemiłosiernie, jednak trochę błądząc po drodze udało mi się dotrzeć tego dnia do Grodowca, do sanktuarium Matki Bożej Grodowieckiej:
http://maps.google.pl/maps?ll=51.54379, ... 9&t=h&z=18
Kościół stoi na wzniesieniu, dochodząc usłyszałem, że coś się wewnątrz dzieje...
okazało się, że trafiłem na imprezę Trzeźwych Alkoholików (Chloru, coś dla Ciebie), którzy przyjęli mnie jak swego, poczęstowali kolacją, a tamtejszy ks. proboszcz umożliwił kąpiel i pranie oraz pokazał mi salę w której mogłem się przespać
nogi bolały już potężnie, bąble rosły...
rano po śniadaniu ruszyłem w dalszą drogę, nie będąc pewnym, czy dobrze idę, pytałem osoby spotkane po drodze, w wyniku czego w Polkowicach od przygodnie spotkanego rowerzysty pozyskałem mapę okolicy
zaczęło padać...
nieźle już przemoknięty we wsi Sobin usiłowałem dopukać się na plebanię, a gdy nikt nie otwierał, spróbowałem u okolicznych mieszkańców
pierwsza próba wypadła niepomyślnie, pan posłał mnie na drzewo, mimo, że prosiłem tylko o możliwośc schronienia się w stodole i gorącą wodę na jakąś herbatę
za to dalej...
drzwi otworzył mi starszy pan, gdy tylko opowiedziałem się kim jestem, wyraźnie się ucieszył, zaprosił do domu i ugościł
świadek historii: wraz z rodziną przesiedlony po II wojnie z Podola opowiadał mi o tamtych czasach, poza tym dowiedziałem się sporo o technologii wydobycia miedzi i po raz pierwszy w życiu jadłem gołąbki faszerowane siekaną kaczką (własnego chowu), co ciekawe podane ze śmietaną
gaducha trwała do późnego wieczora, w międzyczasie wróciła z pielgrzymki do Częstochowy żona gospodarza
rano po śniadaniu, zaopatrzony w wałówę na dalszą drogę poszedłem dalej
doszedłszy do Chocianowa próbowałem przespać się na plebanii, a gdy mi odmówiono, spędziłem noc w lesie pod tarpem, komarów było niewiele
dalej szlak wiódł przez podmokły las (Slaq, coś dla Ciebie), w Gromadce po nieudanej próbie przenocowania u lokalnego proboszcza (znów się zgubiłem) zaszedłem do Urzędu Gminy, gdzie moja skromna osoba wywołała spore poruszenie, rzekłbym nawet entuzjazm
korzystając z przychylnej atmosfery zrobiłem małe pranko i zaopatrzony w mapę tym razem z naniesionym szlakiem Św. Jakuba zostałem podprowadzony do tegoż szlaku przez jednego z pracowników Urzędu
następna była Osła, gdzie spędziłem noc w Rekolekcyjnym Domu Chleba:
http://maps.google.pl/maps?q=gromadka&h ... e&t=h&z=19 , rano wykąpany, oprany, wykarmiony i zaopatrzony w prowiant oraz błogosławieństwo wyruszyłem w dalszą drogę
do Bolesławca, gdzie zostałem gościnnie przyjęty przez siostry zakonne (micha, prysznic, łóżko, dostęp do internetu)
kolejnym miastem gdzie nocowałem, był Lubań, tutaj również siostry zakonne zaopiekowały się mną z iście polską gościnnością
w Jędrzychowicach ostatni nocleg na polskiej ziemi wypadł mi w domu parafialnym, będącym jednocześnie czymś pomiędzy domem kultury i biblioteką, tym razem łóżka i prysznica nie było, jednak dach nad głową również sporo załatwiał, zwłaszcza, że znów padało
padało nadal, gdy rano, wykonawszy ostatnie na dłuższy okres czasu telefony przekroczyłem w Zgorzelcu graniczny most na Nysie
pozdrawiam
maciek
[ Dodano: 2011-12-28, 17:35 ]
sar pisze:Hej, haczyłeś Euskadi?
dopiero wyszedłem z Polski...
pozdrawiam
maciek