No to OK.... żeby Was dłużej nie dręczyć to opowiem Wam do końca historię "marcowego wypadu"... ale na foty i tak poczekacie
Po znalezieniu w lesie oznak Zimy za Wyszkowem (fotorelacja) , postanowiłem odnaleźć źródła rzeczki Prut w okolicy miejscowości Ochudno i tam zorganizować sobie biwak.
Hmmm... jak na tą porę roku (roztopy) nie był to najszczęśliwszy pomysł.
Przebrnąłem jednak przez błotniste leśne dróżki i wlazłem z rowerem głębiej w las.
Obluzgawszy, w myślach, do co najmniej 3 pokoleń, debili którzy nawrzucali do lasu sterty plastikowych butelek PET...
...wymyślając już na głos matkom dzieci, których pieluchy jednorazowe znalazłem w worku 20m od drogi ... znalazłem w końcu zaciszne miejsce w gąszczu świerkowym.
Wydobyłem swój (znany z innych postów) namiot z Biedronki (czy Lidla ... sorki ale w moim wieku już nie ta pamięć), wydobyłem psiwór, otrzymany kiedyś jako bonus na stacji benzynowej, za zatankowane punkty paliwowe, karimatkę... i zacząłem budowę domostwa...
Namiocik biedronkowy wożę w zasadzie jako ochronę przed robactwem, które wylazło już z zimowych schowków i okrutnie nienapasione jest ... choć w zasadzie to jeszcze za wcześnie ale już się pokazuje.
Ponieważ nie zabieram omasztowania ani szpilek, rozpinam namiocik na patykach albo wprost pod sznurkiem zawieszonym między drzewami itd... ogólnie jakie warunki tyle rozwiązań.
Ponieważ zapowiadana była chłodna noc, dodatkowo rozpiąłem jako tropik nad namiotem plandekę budowlaną 2x3 żeby stworzyć coś w formie termosu.
Szybkie gotowanko kolacji (mięcho ze słoika z suszonymi warzywami i makaronem) a wieczorna herbatka już była zaparzana po zmroku.
Hmmm... Po zimie mocno osłabła mi kondycha i w czasie jazdy często się pociłem.
Dodatkowo niesprzyjające było to że trasę wytyczyłem sobie lasami.
Krótko: wjazd do lasu > rozbieranie się > wyjazd z lasu > wiatr czyli ubieranie się > przepocenie + wiatr no i wieczorem chyba zaczęło mnie telepać. Na szczęście 2 polopiryny C na noc i rano nie trzeba było wzywać karetki do lasu u źródeł Prutu

.
Troszkę słuchania radyjka słuchawką i nie wiem kiedy zasnąłem.
Poranek zaczął mi się ok 5.20
Czuję szturchnięcie w plecy.
>Zaspany już mam objechać swojego jakiegoś domownika ale orientuję się mgliście że wkoło szmata czyli nie ta chałupa...
>krótki "poranek kojota" czyli próba zlokalizowania swojego miejsca w świecie bez GPSa...
>jak już w końcu tryby się w głowie zazębiły...
>pierwsza myśl intelygenta ... "co jest k...?" :566:
Ponowne szturchnięcie już bardziej natarczywe i mocniejsze. Zlokalizowanie wroga ... którym okazuje się kret któremu na drodze stanął mój namiocik moja karimata a na karimacie ja...
No luuuudzie... ja nie wiedziałem że ten mały pierdziel ma tyle pary !
Z początku to nawet pomyślałem że mnie jakiś leśnik przez namiot kopniakiem budzi
Kiedy zacząłem już poniewierać słownie jego zapluty, kreci żywot , usłyszałem szmer po drugiej stronie namiotu.
No w mordę ( myślę sobie ) otoczony jestem ...
Miałem w namiocie zapiętą jedynie moskitierę. Na zewnątrz już było widno a plandeka sprawiała że w namiocie było całkiem czarno.
Myślałem że to jakiś pies z okolicznych wsi zapuścił się do lasu "na dożywianie"...
Nagle z za świerczka wystawia się łeb liska...

młode bydlę widzę, jeszcze głupawe takie...
Młode nie młode, urocze nie urocze, ale patrzę a to bydlę na mój woreczek z chlebem się czai , który powiesiłem na sęczku świerkowym.
Spokojnie i cicho mówię do gnojka "nawet nie próbuj zasrańcu".
Zesztywniał na chwilę , gapi się na namiot ale mnie w cieniu, za moskitierą widocznie nie widzi.
No i wtedy...
... pierwszy raz w życiu widziałem tak durną mordę u jakiegokolwiek zwierza, człowieka, gada czy ptaka
Wyobraźcie sobie lisa patrzącego jednym okiem i słuchającego jednym uchem w stronę namiotu a drugim okiem i uchem zwróconego w stronę zawieszonego woreczka na sęku...
zez rozbieżny połączony ze zwisłym na bok ozorem
Nie wytrzymałem oczywiście i parsknąłem ... uciekł pierdoła.
Myślę sobie... no dobra żyję w porąbanym kraju z drogim cukrem i paliwem, ale żeby lis do chleba się ślinił ? ... chyba muszę zweryfikować swój ogólny światopogląd.
Oczywiście po takich przeżyciach porannych już mi się odechciało spać więc poranny remanent sprzętu, śniadanko, kawka, pakowanie, zacieranie śladów pobytu i biwaku no i w drogę.
Poranna higiena, mycie garów w rzece Prut, małe pranko i jadę dalej.
Przy leśnej drodze do msc Porządzie jest cmentarz żołnierzy z I Wojny Światowej.
Są tam w/g tablicy informacyjnej pochowani zarówno żołnierze rosyjscy jak i niemieccy.
Na jednym z brzozowych krzyży jest tabliczka "tu leży żołnierz polski".
Hmmm... jaki durny ten świat.
Walczą ludziki na śmierć i życie bo jakieś tam polityczne i gospodarcze sprawy ich władcy do siebie mieli, a potem razem w jednym dole gniją.
Ciekawe ilu z nich wiedziało za co giną ?
Widać że ten cmentarz jest dość zadbany i pielęgnowany.
Oczywiście jak na polskie warunki icon_twisted ...
Piszę to dlatego że np w ubiegłym roku przepędzałem zasrańca (i to jest jedne z łagodniejszych określeń na które zasługuje) z Cmentarza Żołnierzy Radzieckich koło Pułtuska.
Gnojek wszedł sobie na ten cmentarz żeby wysrać psa
W Warszawie też Straż Miejska i Policja wystawia wiele mandatów "pieskowiczom" srającym przy cmentarzu żołnierzy przy Żwirki i Wigury.
No ale nic, koniec zadumy, postawiłem do pionu 2 krzyże które w zimie się obaliły i jadę dalej.
Po dojechaniu do miejscowości Lubiel nad Narwią, doszedłem do wniosku że mam już za sobą połowę zaplanowanej do przejechania odległości czyli ok 50 km po lasach i polach i czas zawracać.
No doobra
Przyznaję się że pomógł mi w podjęciu tej decyzji lodowaty, silny wiatr z przeciwka na całej trasie od wyjazdu z lasu... (nie wiem czemu ale na rowerze wiatr zawsze wieje w oczy

)
Postanowiłem wracać do Tłuszcza innymi drogami choć też polno-leśnymi.
Tankując wodę u mijanych gospodarzy, miło z niektórymi się gawędziło i dzięki temu bogatszy o wiedzę i ciekawostki z okolic, wracałem do Tłuszcza.
W okolicy wsi Mostówka jest zaznaczony "Las Podwojskowy" ... nie wiem skąd taka nazwa ale oprócz wysypanych śmieci i śladów szaleństw Quadowców, wojsk żadnych w okolicy nie zauważyłem.
Miało się już ściemniać, więc znalazłem sobie tam zaciszne, bezwietrzne miejsce na biwaczek.
Szyszki i badyle na bok, namiocik, ogniseczko, kiełbacha z patyka, radyjko. spanko.
OOOO !!! pospałem sobie solidnie do 10.00 ...
Może dzięki braku ataków kretów i lisów

.
Kiełbacha poranna z ogniska , kawka , pakowanie , zacieranie śladów bytowania i w drogę.
Tłuszcz.
Za pierwszym razem tego nie zauważyłem... może nie byłem jeszcze zmęczony...
Na perony w Tłuszczu można się dostać jedynie kładką nad torami.
Podjazdy dla wózków z dziećmi czy inwalidzkich są tylko teoretyczne i wykonane zostały zapewne tylko dlatego że trzeba było jakoś "rozchodować" (czytaj> zapieprzyć) państwową kasę.
Stromizna pod jaką wykonane są podjazdy uniemożliwiła by wtachanie jakiegokolwiek wózka nawet Pudzianowi, a skrajna "prowadnica" dla koła jest tak blisko poręczy że nie ma możliwości aby nie uszkodzić osi koła.
No ale widocznie w Tłuszczu mieszkają jedynie zdrowi i bezdzietni ludzie skoro nikt z tym nic nie robi a jedynie upierdliwe "Dziule" to zauważają ...
Obsobaczywszy całe PKP, Polskie Dworce Kolejowe (czy jak to się tam nazywa) i ogólnie Min. Infrastruktury i wszelkie pochodne ... zziajany wlazłem z rowerem pod pachą na tą zas...ą (
zastanawiającą) kładkę.
Jednak nauczony tym i owym z Wileńskiej już wolałem dojechać na Mokotów rowerem
Wnioski.
Nie sprawdziło mi się
1. Ładowarka solarna do telefonu kom (zdjęcie dodam) i nie polecam. Nawet nie to że "odmówiła" ale CAŁKOWICIE NIE NAWIĄZAŁA współpracy z SE C902
2. Jak zwykle ... od 36 lat (od kiedy zacząłem samodzielne wyprawy "pod namiot"), ZAWSZE zabieram ze sobą widelec. Przez te 36 lat moich wypadów, biwakowań, wypraw na ryby, podróży służbowych z postojami na leśnych parkingach... NIGDY i do NICZEGO nie użyłem
widelca...
Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać że widelce w historii moich wojaży ewoluowały... od zwykłych sztućców, przez składane, aluminiowe do takich malutkich od bardziej wyszukanych i złożonych serwisów.
Jednak nadal z uporem ZABIERAM ZE SOBĄ NA WYPADY WIDELEC choć teraz już przynajmniej zacząłem się zastanawiać
PO CO ?
Sprawdziło się
1. Jak zwykle rewelacyjnie zdała egzamin moja mała , stara, ładowarka solarna do ładowania akumulatorków AA i AAA (zdjęcie dodam)
2. Fantastyczny gadżet to malutka lampka solarna ogrodowa (plastikowa to lekka), na 1 diodę , kupiona za 5 zł w OBI. Oświetla namiot w stopniu bardziej niż wystarczającym, a skupione diodą (po zdjęciu klosza) światło pozwala na spokojne zorientowanie się w ciemnym lesie i odnalezieniu namiotu po wyjściu na sikanie
Jednocześnie nie wzbudza sensacji zbyt mocnym blaskiem w lesie.
3. Od kilku lat posiadam już piłę f-my FLO ze stałym brzeszczotem i pochwą, kupioną za kilkanaście zł w dziale ogród jakiegoś h-marketu i jest bardzo dobra.
Na ten wyjazd zabrałem piłę SKŁADANĄ tej samej firmy (też kupioną w cenie ok 10 zł). Nie zawiodła mnie i jestem o niej jak najlepszego zdania, choć po jednym wypadzie jeszcze nie czas na całkowity zachwyt
Co bym poprawił ?
1. Żarełka przywiozłem do domu tyle że na spoko mogłem jeszcze przeżyć 3-4 dni czyli łącznie założone 5-6 dni to na luziku.
Jak zauważyłem wysiłek zwiększył zapotrzebowanie na mikroelementy i witaminki. Plusszze czy jakieś inne badziewie chyba jednak jest nieodzowne. Jak wpadłem do domu to miałem ochotę zeżreć banany i pomarańcze nawet ze skórą
2. W takich niezbyt komfortowych warunkach pogodowych jak teraz ... czyli grzejące słońce i lodowaty przejmujący wiatr sprzyja przeziębieniu. Warto pomyśleć o dodaniu do podręcznej apteczki Polopiryny a może i na wszelki wypadek jakąś Pyralginkę ? Gorączka w środku jakiegoś lasu z dala od ludzi to niefajna sprawa

Chyba nawet mniej zabawna niż rozwolnienie ...
