Wypadzik planowaliśmy dłuższy czas i miał być przy nieco innej temp, ale jak obaj byliśmy po sesji i mieliśmy wolne to było przez parę dni około -15 w nocy (albo zimniej, o odczuwalnej nie mówiąc). Ale trudno, ferie uciekają więc trzeba ruszyć dupska.
Ostatecznie padło na miejsce nie wymagające zbyt długiego marszu. Do tego dość znane, acz woleliśmy po drodze wstąpić do leśniczego i popytać, przede wszystkim o sprawy ogniowe - Leśnik swój chłop, porozkminiał nad mapą i poszukał miejsc najlepszych pod względem opałowym. No to lecim.
Po znalezieniu fajnego miejsca we wskazanym rejonie, stawiamy schronienie. Końcepcja banalnie prosta, przyszła mi do głowy jakoś dzień wcześniej. Wiązany stelaż nad ognisko + poncha z podklejoną za pomocą izolki folią NRC dla odbijania ciepła - sprawiło się świetnie, przy dużym płomieniu przy foliach było naprawdę cieplej, a do tego odbijały nam światło i mieliśmy jasno.
Ustawilim, zeżarlim i do zmroku łazimy po drewno i rąbiemy (mały Fiskars - dobra rzecz

Jakoś po północy wbiliśmy się w śpiworki (WZ.729, ciężkie mendy, ale dają radę) i przesiedzieliśmy/przeleżeliśmy sobie fajnie do rana, chwilami drzemiąc.
FOTY: http://www.fmix.pl/album/73323/wypad-zima/1