Zorganizowałem wypad na nockę z 3 osobami ze strzelca. Ładna pogoda to czemu nie?

Omówiliśmy się na 19:00. Wróciłem z zajęć, spakowałem się i poszedłem. Jak dojechałem na skraj lasu już było ciemno i ciary przeszły po plecach

ale poszedłem. Chodziłem po lesie z 30 min bo nie mogłem trafić na miejsce obozowiska. Jakoś strach i wyobraźnia mnie nie męczyła co się bardzo ale to bardzo zdziwiłem

Jak już doszedłem do obozu było już dwóch chłopaków i staraliśmy się rozpalić ogień. No nie było łatwo bo wszystko było wilgotne i trochę się pomęczyliśmy ale daliśmy radę

Długo siedziałem w samej bluzie i spodniach bo wydawało mi się że jest ciepło ale to było mylne uczucie i jak nagle mnie zaczęło telepać to od razu wskoczyłem w bechatkę. Rozłożyliśmy plandekę i gadaliśmy. Zjedliśmy zupki chińskie i jakieś inne bajery i w śpiwory spać. Trochę się namęczyłem w nocy

Nie miałem poduszki i karimaty, śpiwór jest krótki abym cały wszedł i głowę przykrył. Jakieś patyczki mnie gniotły w plecy a rano wstałem z bólem szyi... Ale fajnie było i wyciągnąłem kilka wniosków.
- Nie ma co udawać kozaka że zimno nie jest bo organizm się wyziębia a potem jak skoczy zimno na plecy to szkoda gadać.
- W domu, przed komputerem boję się lasu i mojej wyobraźni ale w lesie jakoś nie odzywa się strach i wyobraźnia. Nawet jak coś zaszeleści czy coś jakoś mi to problemu nie robi a nawet się cieszę bo pewnie jakiś zwierzaczek jest

- Muszę kupić karimatę i lecę sam do lasu.