Będąc kiedyś na rybach na moim ulubionym stawie,zauważyłem zbliżającą się grupę ludzi,okazało się że jakaś nauczycielka szła z grupką dzieciaków.Kiedy doszli nad staw to pływały po nim łyski,nauczycielka do nich mówi"zobaczcie,kaczki pływają".Ręce mi opadły,skoro nauczycielka nie ma podstawowej wiedzy z popularnych gatunków zwierząt który żyją w naszym klimacie to kto jej powierzył te dzieciaki?Następnie sikorkę nazwała wróbelkiem a piżmaka szczurem.Całe szczęście że nie ujawnił się zaskroniec bo pewnie nazwała by go anakondą

Drugi przykład z życia: Otóż kiedyś będąc w polu to spotkałem jakąś komisję,nie wiem czy w sprawie unijnym czy też robili jakiś spis powszechny w każdym razie rolnik pokazywał im pola które posiada,było to w lipcu.Tą komisję robiły młode dziewczyny,okazało się że mimo tego że wykonywała taką prace to nie miały o niej większego pojęcia,za każdym razem pytały się tego rolnika co jest zasiane na tym polu.Najpierw rolnik tak dziwnie na nich spojrzał,pewnie myślał że to jakiś dowcip czy coś w tym stylu.Te dziewczyny nie wiedziały nawet podstaw bo ten rolnik miał najbardziej popularne zboża jakie mogą być.
Uważam że taki całkowity analfabetyzm jeśli chodzi o wiedzę przyrodnicza jest niedopuszczalny.Kto ma uczyć tych dzieciaków skoro nawet nauczycielka nie ma podstawowej wiedzy,pewnie ich rodzice też nie,przynajmniej większość.Dzisiaj dzieciaki bardzo nie wiedzą skąd się bierze chleb albo mleko,o maśle czy kiełbasie już nie wspomnę.
Dzieci coraz więcej czasu poświęcają na naukę,ale czy czegoś się uczą?Mnie się zawsze wydawało że naukę należy zaczynać od podstaw.Stąd moje pytanie,czy szkoła czegoś uczy?