Dzień wcześniej plecak był już spakowany, jeszcze tylko szama, woda i ruszam. Jako, że w sobotę były uroczystości w Warszawie postanowiłem wyruszyć z domu trochę wcześniej. Ku mojemu zdziwieniu byłem na dworcu 40 minut przed Łukaszem. Podróż pociągiem minęła na rozmowach o nowych Bellevillach Łuksa. Zachwalamy jakość wykonania, krój, wygodę noszenia, super podeszwy. Wysiadamy na przystanku Czachówek Południowy i tu uwaga młodzi i starzy adepci szkoły przetrwania! Nawet najlepsze buty, z olejo i kwaso-odporną podeszwą ustępują przed nierównościami peronu. Po ok. dziesięciu metrach Stępień pada jak długi pod ciężarem plecaka. Ludzie siedzący w pociągu mieli niezły ubaw, słyszawszy wcześniej nasze rozmowy, a teraz widząc rozpłaszczonego na peronie survivalowca


W założeniu było rozbicie się dużo przed zmrokiem w z góry zaplanowanym lesie, jednakże wyszło jak zwykle. Na pół godziny przed zachodem słońca znaleźliśmy klimatyczną miejscówkę, rozpostarliśmy plandekę, pozbieraliśmy drewno na opał i siedząc przy ognisku kontemplowaliśmy odgłosy nocy, zajadając kiełbaski, i herbatkę. Temperatura spadła w okolice zera, lecz mimo tego i mojego stanu podgorączkowego nie zmarzliśmy.
Następnego dnia kontynuowaliśmy naszą wycieczkę lasy/bagna/łąki, jednak każda godzina przybliżała nas do powrotu.
Niby nie daleko od Warszawy, niby przeszliśmy nie wiele, bo coś ok. 20km, jednakże było warto dla samych widoków, i poczucia, że wiele jest na Mazowszu ciekawych miejsc na łazęgę.
Zdjęcia: http://picasaweb.google.pl/112010100794 ... zachowekPd#