Mashroom Will at night ;)
: 18 sty 2010, 18:57
Czyli ciąg dalszy odwiedzin w okolicach Czarnej D...
Na przystanek Wola Grzybowska dostaliśmy się w kole godziny 21. Wysiedliśmy z pociągu i pognaliśmy w stronę lasu
Na początku nie za bardzo zwracaliśmy uwagę na drogę - po prostu szliśmy przed siebie duktem, wsłuchując się w dźwięki, jakie wydawały kijki Magistra - to było prawie jak radio Po kilkunastu minutach, każdy z nas miał inną koncepcję na to, gdzie się znajdujemy
Dwaj nawigatorzy próbują się nie zgubić
Po nader kulturalnej wymianie zdań, pomkneliśmy dalej... w sumie to nawet nie wiedzieliśmy gdzie Bo nasz główny nawigator, jak się okazało, nie do końca ustalił miejsce porannego spotkania z Aniołem Szliśmy więc dalej na chybił trafił a miejsce spotkania ustaliliśmy telefonicznie w międzyczasie
W końcu dotarliśmy mniej więcej na miejsce i zaczęliśmy zbierać materiały na przygotowanie nodii
Niezastąpiona okazała się moja [...] piła łańcuchowa (nie ma to jak nutka reklamy )
Ale fakt - bez niej ciężko byłoby pozyskać kłody do ogrzewania
Tu Sławek udaje, że piłuje
A tu na chwilę podniósł kłodę bo zobaczył, że fotografuję
Powolne początki rozpalania ognia i rozprzestrzenianie go na całą długość bali
Nasz brzozowa nodia niestety całkiem obficie dymiła i nie pozwalała na zbyt swobodne oddychanie...
Mgr udaję człowieka z mgły
W kole 2 w nocy skończyliśmy intelektualne dyskusje i zalogowaliśmy się w psiworach, a co po niektórzy nawet zasnęli
Rankiem, przy porannej toalecie (sikałem sobie właśnie ) zaskoczył mnie Anioł, z którym to wybraliśmy się na polowanie migawkowe. Niestety, jak to zwykle bywa, jak się idzie żeby coś zobaczyć, to zwykle tego nie ma I tak po spędzeniu dłuższej chwili na ambonie, wróciliśmy do obozowiska na śniadanko Rozpaliliśmy ogień, Anioł zaczął się wypinać - chyba chciał zagrać w berka zapinanego
Część obozowiczów już się ogarnęła, tylko taki jeden leniowaty gej jak zwykle musiał się popisać swym domostwem
Zagotowaliśmy se żarełko, obcyndoliliśmy kiełbadrony z dzika i chyba podwawelską
...i ruszyliśmy z powrotem przez zaspy i śniegi po pas
A na zakończenie eskapady na drogę wyskoczył nam jelonek, który sobie żerował dopóki nie podeszliśmy zbyt blisko
No i tyle z łikendowego wyjazdu...
Na przystanek Wola Grzybowska dostaliśmy się w kole godziny 21. Wysiedliśmy z pociągu i pognaliśmy w stronę lasu
Na początku nie za bardzo zwracaliśmy uwagę na drogę - po prostu szliśmy przed siebie duktem, wsłuchując się w dźwięki, jakie wydawały kijki Magistra - to było prawie jak radio Po kilkunastu minutach, każdy z nas miał inną koncepcję na to, gdzie się znajdujemy
Dwaj nawigatorzy próbują się nie zgubić
Po nader kulturalnej wymianie zdań, pomkneliśmy dalej... w sumie to nawet nie wiedzieliśmy gdzie Bo nasz główny nawigator, jak się okazało, nie do końca ustalił miejsce porannego spotkania z Aniołem Szliśmy więc dalej na chybił trafił a miejsce spotkania ustaliliśmy telefonicznie w międzyczasie
W końcu dotarliśmy mniej więcej na miejsce i zaczęliśmy zbierać materiały na przygotowanie nodii
Niezastąpiona okazała się moja [...] piła łańcuchowa (nie ma to jak nutka reklamy )
Ale fakt - bez niej ciężko byłoby pozyskać kłody do ogrzewania
Tu Sławek udaje, że piłuje
A tu na chwilę podniósł kłodę bo zobaczył, że fotografuję
Powolne początki rozpalania ognia i rozprzestrzenianie go na całą długość bali
Nasz brzozowa nodia niestety całkiem obficie dymiła i nie pozwalała na zbyt swobodne oddychanie...
Mgr udaję człowieka z mgły
W kole 2 w nocy skończyliśmy intelektualne dyskusje i zalogowaliśmy się w psiworach, a co po niektórzy nawet zasnęli
Rankiem, przy porannej toalecie (sikałem sobie właśnie ) zaskoczył mnie Anioł, z którym to wybraliśmy się na polowanie migawkowe. Niestety, jak to zwykle bywa, jak się idzie żeby coś zobaczyć, to zwykle tego nie ma I tak po spędzeniu dłuższej chwili na ambonie, wróciliśmy do obozowiska na śniadanko Rozpaliliśmy ogień, Anioł zaczął się wypinać - chyba chciał zagrać w berka zapinanego
Część obozowiczów już się ogarnęła, tylko taki jeden leniowaty gej jak zwykle musiał się popisać swym domostwem
Zagotowaliśmy se żarełko, obcyndoliliśmy kiełbadrony z dzika i chyba podwawelską
...i ruszyliśmy z powrotem przez zaspy i śniegi po pas
A na zakończenie eskapady na drogę wyskoczył nam jelonek, który sobie żerował dopóki nie podeszliśmy zbyt blisko
No i tyle z łikendowego wyjazdu...