Slaq - a żebyś wiedział: starość ! Wiesz, to jest tak: kiedyś zakumałem, że jadąc samochodem właściwie niewiele widzę, że oglądany świat umyka mi, zanim pojmę na co patrzę. Przesiadłem się na rower. No, lepiej w odkrytym terenie, ale też niekiedy za szybko - szczególnie po lesie, gdzie mnóstwo szczegółów umyka. Zacząłem więc pieszo... I tak już sporo lat sobie łażę.
Z ogniskiem mniej, więcej to samo - kiedyś, bez ognia nie było klimatu, atmosfery. Dzisiaj też pobawię się czasem w ognisko, ale z rzadka raczej i nigdy, gdy jestem sam w lesie. Ognisko przestało mi być potrzebne - to raz. Dwa - jak siedzę wieczorem przed ogniem, widzę ogień... A chciałbym widzieć to, co mnie otacza - las... Ognisko zabiera mi otoczenie.
Thrackan - nie narzucam Ci żadnej wizji. Ani rozwoju, ani niczego innego...

Rozumiem przy tym, że Twoja wizja to gotowanie na drewnie, czerpanym z okolicy i ew. noszenie kuchenki jako rezerwy.
Moim zdaniem: z doświadczenia wiem, że łatwo trafić w miejsca i/lub na warunki, gdzie gotowanie na znalezionym paliwie albo będzie mocno utrudnione, albo niemożliwe. Jeżeli w tych miejscach/warunkach nie będziesz miał kuchenki - z ciepłego napoju i ciepłej strawy, nici... Jeżeli jednak i tak nosisz kuchenkę - nie widzę żadnego sensu w przysparzaniu sobie zbędnej pracy i zabieraniu czasu na odpoczynek zbieraniem drewna, rozpalaniem ogniska i opalaniem garów...
Thrackan - doskonale wiem, że podczas weekendowych wypadów ognisko jest jak najbardziej OK. Że często ognisko wśród natury jest celem samym w sobie, centralnym punktem takiego wypadu. Jednak oprócz weekendowych wypadów istnieją inne formy uprawiania - powiedzmy - turystyki na łonie natury. (Zrozum - ani nie porównuję tych form, ani próbuję oceniać - stwierdzam, że takowe istnieją i są równoprawne.) Rozumiem, że Ciebie one nie interesują, że ani nie angażowałeś się w takie, ani nie zamierzasz...
Jednak - co już napisałem - Ty swoje doświadczenia z uprawiania jednej z form usiłujesz podnieść do rangi ogólnej, zalecanej i zawsze znajdującej zastosowanie, metody.
Jak gdzieś nie ma drewna, można je nosić ze sobą a już na pewno wozić w kajaku...
Thrackan - jesteś świadom, że jeszcze dwieście lat temu ludzie bazowali na ognisku, przemierzając kontynenty ?

A świadom jesteś, dlaczego ?

Złożyły się na to dwa czynniki - rozpowszechnienie krzesiwa i brak umiejętności praktycznego stosowania innych paliw niż rośliny i węgiel (z niewielkimi wyjątkami). Zauważ przy tym, że nikt nie przemierzał kontynentów sam a "bazowanie na ognisku" jest zdecydowanie łatwiejsze i wydajniejsze w grupie...
Na ognisku ludzie bazowali od kilkudziesięciu tysięcy lat - od zarania swoich dziejów... Ale pewnie nie wiesz, że umiejętność rozpalania ognia (do czasów naumienia się krzesania) zawsze była niezwykłą i bardzo trudną sztuką, więc te dziesiątki tysięcy lat ludzie raczej ogień podtrzymywali i przenosili, niż rozpalali. Ot, choćby w połowie średniowiecza, na ziemiach polskich, szacuje się, że w przeciętnej wsi ogień rozpalano "od podstaw" co najwyżej raz na kilka lat...
Argumenty, które przytaczasz, są więc nieco demagogiczne... QED.
Jeszcze raz: jeżeli chcesz bawić się w neandertalczyka - zbieraj szczapy i gotuj na ognisku. Ale wówczas Twoje stwierdzenie, że długość Wisły przejechałeś pociągiem jest niedorzeczne w miejscu, w którym je umieściłeś. Raczej powinieneś opisać jak spędziłeś ze trzy tygodnie goły i z gołymi rękoma, choćby w Bieszczadach. Jeżeli chcesz upodobnić się do tych, co dwieście lat temu przemierzali kontynenty bazując na ognisku - wynajmij liczny personel (dawniej: sługi) i podróżuj ciągiem konnym.
Ja lubię wędrować i spędzać czas wśród dzikiej przyrody. Niekoniecznie jednak lubię pozować na dzikiego... Bo i po co ? Kocham komfort, sybarytą jestem...
Co do naszej korespondencji - owszem, kilka już lat używam Szmiela, latem Bleueta 206 Campingazu. Używałem innych i mam jeszcze kilka kuchenek różnego rodzaju, ale preferuję te, które wymieniłem. Nie uważam ich za jedyne słuszne - choćby dlatego, że wielu kuchenek nawet na oczy nie widziałem, więc nie mam pojęcia o ich przydatności. A nuż okazałyby się lepsze, niż te, których używam ? Zesztą - Szmiela nikomu nie polecam, bo na nim trzeba się znać, żeby wyzyskać jego zalety. A już na pewno trzeba go z raz w zyciu rozebrać na drobne...

Moja opinia w kwestii kuchenek jest taka: im bardziej kompaktowa, tym wygodniejsza. Jeżeli chodzi o kuchenki gazowe - istnieją nakręcane i na kartusz przebijany. Jedyną zaletą tych pierwszych jest możliwość odłączenia kuchenki od kartusza. Ale po co ? Żeby kilka razy dziennie sobie podokręcać i poodkręcać ? Ja i tak nosiłem w plecaku dokręcone. Kilka razy wyrwał mi się gwint (m. in. przy upadku), zacząłem się więc rozglądać - i stąd Bleuet 206. Przy okazji - zdecydowanie tańszy w eksploatacji.
Dla mnie - same zalety: tani, stosunkowo lekki, sztywny, kompaktowy. Wady - mało kultowy... Ale "kultowość" to mam tam, gdzie nawet najbardziej doświadczony proktolog nie zajrzy.

Jeśli idzie o kuchenki na paliwo płynne - nie widzę żadnej zalety modnych obecnie "sprzętów" z palnikiem, butelką i pompką z wężykiem... No, oprócz jednej - "zaawansowanego", "kosmicznego" wyglądu.

Jak z kuchenką gazową - kompaktową benzynówkę wyjmuję, odpalam i grzeję co trzeba. Nie bawię się w mało sensowne skręcanie i rozkręcanie.
A dlaczego Szmiel a nie Coleman np. ? Niezawodność - objawiająca się m. in. odpornością na zanieczyszczone paliwo - i prostota. Każdą uszczelkę można zastąpić natłuszczonym sznurkiem, czy kawałkiem płótna, za wyjątkiem tej w tłoczku pompki, ale Szmiela można odpalić równie łatwo pompki nie używając w ogóle.
Thrackan - bawi mnie pływanie kajakiem, bawią mnie wędrówki tam, gdzie niewielu dociera. Lubię być, wyciszyć się w takich magicznych miejscach... Dlatego nie jeżdżę na wycieczki z biurami podróży, samolotami, autobusami czy statkami. Ale - jak już napisałem - po wiosłowaniu, przedzieraniu się, wspinaniu - lubię komfort. Ognisko owszem - mogę sobie rozpalić (i na wiślanych łachach czyniłem to często), ale wówczas kiedy podstawowe potrzeby mam zaspokojone, a nie po to aby móc je zaspokoić.
I myślę że na tym - protokole rozbieżności - możemy ten wątek zakończyć ?
[ Dodano: 2011-02-12, 00:50 ]
Zirkau - to nie jest kwestia, czy rozumiesz, czy nie...

Z dwojga opcji - gotowania na przygodnie zebranym paliwie, czy gotowania za pomocą nowoczesnych środków - wybieram kuchenkę, bowiem jest to rozwiązanie pewne, łatwe i skuteczne w każdym miejscu i warunkach.
Żeby pozostać przy przykładzie spływu Wisłą - planowanie:
Mam trzy tygodnie urlopu - ile km dziennie muszę przepłynąć ? Jak długo trwa dzień ? Jaką średnią prędkość powinienem zachować ? To są pewne stałe, których nie da się przeskoczyć - jest ich znacznie więcej, ale nie będę się teraz zagłębiał w szczegóły.
Te - powiedzmy - 10 h wiosłowania dziennie to wynik istnienia owych stałych. Pływałeś tyle godzin dziennie kiedyś ? I jak pupcia się czuła ?
Rzeczywistość - Wisła, z punktu widzenia kajakarza, jest akwenem trudnym nawigacyjnie. Wyszukanie miejsca do lądowania, manewrowanie, żeby do tego miejsca dotrzeć a potem powrót w nurt rzeki, niestety, niekiedy zabiera sporo czasu - od kilkunastu, do czasem kilkudziesięciu minut. Czasem do upatrzonego miejsca nie da się dotrzeć w ogóle.
W mojej rzeczywistości - 7 rano na wodę, dwie krótkie, kilkunastominutowe przerwy podczas dnia i od godziny do zmierzchu wypatrywanie miejsca odpowiedniego na lądowanie i biwak (Wisła np. na znacznej długości ujęta jest w kamienne opaski

).
Być może, gdybym nastawiał się na gotowanie na ognisku - szukałbym miejsc, gdzie przy okazji "siusiu" i małego papu mógłbym coś nazbierać. Ale, tak, czy siak, należałoby, planując wyprawę - uwzględnić czas na codzienne gromadzenie opału, rozpalanie ogniska np. podczas deszczu, etc... Czyli zaplanować wyprawę zupełnie inaczej - pod katem palenia ognisk, prawda ?

Czy o to chodzi ?

Aha... Benzynę uzupełni się bez trudności - miast po drodze jest sporo. O ile dobrze rozwiąże się kwestię - jak pozostawić kajak ze sprzętem przy brzegu i iść do miasta... Ale to przy innej okazji...
Zirkau pisze:nawet w ostatniej godzinie rozglądając się za miejscem na nocleg da się wytyczyć miejsca z paliwem ups. tj. drewnem.
- jesteś w błędzie... Np. akurat, lądując na wysepce pod Tarnobrzegiem miałem zamiar podpiec sobie kiełbaskę na patyku. Rosły na niej pokaźne krzaki, więc wydawało się, że nie będzie problemu... Niestety... A powrót na nurt, wyszukiwanie innego miejsca (za kilometr miasto, a spływa się raczej z prądem...) nie miało już żadnego sensu. Spróbuj sam - przekonasz się, że się mylisz.
Oczywiście, pływając po Wiśle, często sporo drzewa spotykałem i wielokrotnie grzałem się przy ognisku, np. w listopadzie...
Zirkau - to przykład samotnego spływu Wisłą. Są różne inne formy wędrowania - o miejscach nie wspominając nawet - gdzie próby gotowania na ognisku rodziłyby same problemy. Ale jeżeli ma to być celem samym w sobie... Co kto lubi !

A Ty - gdybyś wybierał się na samotną, np. dwutygodniową, pieszą wyprawę - ile czasu dziennie zaplanowałbyś na przygotowanie, rozpalenie i gotowanie na ognisku, powiedzmy dwóch posiłków dziennie ? Tak, średnio na jeża, rozpatrując wędrówkę po środkowej Polsce ?
Zirkau pisze:A jesli ktoś jeszcze uzywa samowarka, KellyKetlle, czy KNG itp to może starczy mu opalu czasem nawet na dni kilka.
- kiedyś, na rumuńskiej hali widziałem, jak pasterze używali dziwnego urządzenia: był to taki kocioł, wielkości wiadra, o konstrukcji podobnej do garnka do gotowania mleka - miał podwójne ścianki. W górnej krawędzi tych ścianek był wlew, na dole, na ściance był kranik, w przestrzeni między ściankami - jak w garnku do gotowania mleka - woda. Palili zbieranymi, wysuszonymi odchodami, we wnętrzu tego kotła. Taka odwrócona zasada Kelly Kettle. Kocioł był produkcji radzieckiej - pisało coś na nim cyrylicą, nie pamiętam co, ale pamiętam litery CCCP. Oni na tym kotle mieli jeszcze druciany ruszt i coś tam smażyli, czy piekli, nawet mnie chcieli częstować, ale sam dym mi "pachniał" nie tak, więc podziękowałem. Dogadać się z nimi nie szło i zaraz się rozstaliśmy... Ale patent pamiętam, bo ciekawy był...
Zirkau - dlaczego lepiej nosić Kelly Kettle, KNG, czy "samowarek", zamiast lekkiej, wydajnej, nowoczesnej kuchenki ? Jaką istotną przewagę mają tamte urządzenia ?