Spotkanie chyba się nie odbyło, w każdym razie ja nie spotkałem w grotnickim lesie nikogo, kto wyglądałby na uczestnika reconneta.

Kilka osób, owszem, szwendało się po lesie, ale były to osoby w wieku matuzalemowym (nawet dla mnie) i blisko miejscowości a na tzw. "grądzie", który polecił Yoshi łaził tylko jeden facet w kufajce i niebieskich kaloszach, więc raczej też z innej bajki.
Generalnie, nie jechałem pociągiem do samych Grotnik, tylko do Chociszewa, gdzie byłem umówiony ze znajomym. Okazało się, że ponieważ pada, jemu chęć na łażenie po lesie przeszła. Tym niemniej podrzucił mnie samochodem do stacji, gdzie dla porządku sprawdziłem, że nie ma żywego ducha, więc poszedłem sobie do lasu, trasą proponowaną przez Yoshi'ego. Fakt, padało, mżyło, pogoda nieciekawa, las spływał wodą - z tym, że mnie to raczej nie przeszkadza, a czasem lubię tak. Ponieważ były mrozy i nastąpiła odwilż, postanowiłem poszukać zimówki aksamitnotrzonowej. Niestety, w grotnickim lesie ani zimówki, ani boczniaka, ani ucha bzowego. Być może słabo się starałem... Wróciłem, idąc od "grądu" w kierunku Chociszewa, bo obiecałem, że zajrzę do znajomych jeszcze. W sumie miło, acz bez atrakcji... Przypuszczam, że da się tam wykroić kilka ładnych miejscówek, trzeba tylko dobrze zbadać teren. Najlepiej, jak spadnie trochę śniegu, bo wówczas łatwo zobaczyć, którędy wiodą najbardziej przez miejscowych "uczęszczane szlaki".
Szkoda, że żadne spotkanie nie doszło do skutku...
A propos zimówki - następnego dnia udało mi się znaleźć jedno stanowisko w rodzimym "sherwood":
A tu resztki pięknej zimy:

która jeszcze trzy tygodnie temu wyglądała tak:
a tu pewna piękna Pani Lasu:
