: 05 cze 2012, 16:36
Ale nierogacizna jakowaś. (Qrde, coś mi chyba nie wyszło :533: )Apo pisze:Krowopodobne coś?orety pisze:Ty się nie śmiej, tylko powiedz, co to było, jak jeszcze żyłoApo pisze:orety pisze: Ponieważ zbliżał się wieczór, ruszyłem na poszukiwanie miejsca na nocleg. Po drodze znalazłem coś dla Apo:
http://imageshack.us/phot...1102011257.jpg/
![]()
![]()
jakiś roślinożerny przeżuwacz
Nie każdyQ_x pisze:Łatwo może umknąć fakt, że każdy Twój post to tydzień parcia do przodu, może więcej.

Szczerze? Poczytałem ze trzy polskie fora dotyczące Camino - okazało się, że ludzie mają bardzo poważne problemy typu: "jakie kijki: trekingowe czy nordyckie" (nie wiem, czy czegoś nie pomieszałem, nie znam się na kijkach :p ), lub "jaki polar: 100 czy 200", doczytałem się, że szlak przeszła kobieta z synem w wieku poniżej 10 lat, trafiłem też na coś takiego: http://www.przystanekpraga.pl/artykul.php3?i=855 . Wyczytałem także, że ludzie robią tą trasę w ok. 100 dni - wykupiwszy ubezpieczenie na pół roku miałem duży zapas czasu. Choć to może nie najtrafniejsze porównanie, w czasach wojen ludzie musieli radzić sobie w znacznie gorszych (zarówno mentalnie jak i materialnie czy pogodowo) warunkach. Dokupiłem lżejszy śpiwór, spakowałem plecaki, wypisałem sobie na kartce kilka/naście miast po drodze, Żonka zrobiła mi kanapki, pożegnałem się z Rodziną i... poszedłem. Generalnie jestem włóczęgą i życie przygotowało mnie do radzenia sobie w różnych magicznych sytuacjach, poza tym Europa to nie puszcza amazońska ani afrykańskie sawanny - mając tego świadomość można porwać się na więcej. W sumie moim zdaniem najważniejsze jest to, co w głowie - reszta jest już jakby pochodną.Q_x pisze:Chciałem zapytać o Twoje przygotowania przed wyprawą
Jak mawiał mój dawny kolega January J. (Jasiu, pozdrawiam): "Każdy ma swój rytm" , poza tym w międzyczasie spędziłem prawie półtora miesiąca w szpitalu.Q_x pisze:sprawozdajesz już prawie pół roku!
Rano ruszyłem dalej. Już jakiś czas temu patrząc na mapę zorientowałem się, że nie będę musiał nadkładać zbyt dużo drogi, aby zahaczyć o Lourdes, co postanowiłem uczynić.
Na drodze leżały szczątki dzikiego zwierzęcia:
http://imageshack.us/photo/my-images/40 ... 11271.jpg/
a pogoda nie wróżyła niczego dobrego:
http://imageshack.us/photo/my-images/37 ... 11272.jpg/
Tradycyjnie na drugie śniadanie zajrzałem do śmietnika:
http://imageshack.us/photo/my-images/71 ... 11273.jpg/
od lewej: wędzony łosoś, to małe coś już nie pamiętam, 3 kartoniki mleka sojowego (średnio smaczne, ale cóż, liczą się kalorie), napój o smaku owoców tropikalnych, galaretka mandarynkowa z bitą śmietaną i dwa kilogramowe homogenizowane serki z malinami mniamm.
Chmury przerodziły się w deszcz, schroniłem się więc chwilowo pod zadaszeniem przy garażach należących do jakiegoś wielorodzinnego budynku. Ponieważ nie przestawało padać a czas mijał, ruszyłem na poszukiwanie jakiegoś dachu nad głową - graty zostały pod okapem. Gdy wróciłem czekało na mnie dwóch poddenerwowanych Francuzów - jakim prawem trzymam tu swoje manele


http://maps.google.pl/maps?q=Auch,+Fran ... ancja&z=18

http://imageshack.us/photo/my-images/83 ... 11276.jpg/
tu "widok z okna":
http://imageshack.us/photo/my-images/83 ... 11275.jpg/
(foty robione następnego dnia rano), jednak niesmak pozostał.
Podczas takiej podróży, chcąc osiągnąć cel, należy wykorzystywać wszelkie dostępne możliwości i bacznie wypatrywać okazji. Przy drodze często znajdowałem ketchupy, musztardy (cukier) i majonezy (tłuszcz) dodawane w fast-foodach do posiłków. Głupio byłoby nie skorzystać z szansy, mijając więc tego typu przybytki wzmagałem czujność (tutaj ketchupy z francuskiej sieciówki oraz banany, czosnek i pieczywo pozyskane w śmietniku pobliskiego marche):

Jeżeli chodzi o jedzenie (wciąż jeszcze miałem sery i szynkę z Cahors), to gdyby okazało się, że zaczynam przymierać głodem (mało prawdopodobne), mógłbym ratować się jadalnymi kasztanami:
http://imageshack.us/photo/my-images/54 ... 11280.jpg/
znajdowanymi w ogromnych ilościach.
Słoneczna pogoda utrzymała się do wieczora z perspektywą na dłużej, postanowiłem więc spędzić nockę w pięknych okolicznościach przyrody:
http://maps.google.pl/maps?q=Auch,+Fran ... ancja&z=17 (centralnie)

http://imageshack.us/photo/my-images/71 ... 11282.jpg/
W oddali widać wyższe góry:
http://imageshack.us/photo/my-images/57 ... 11283.jpg/
a tu mój "dach":
http://imageshack.us/photo/my-images/28 ... 11284.jpg/
Po przypadłości z Clermont-Ferrand zostało już tylko wspomnienie i blizna:
http://imageshack.us/photo/my-images/44 ... 11285.jpg/
dla przypomnienia:
W nocy sporo strachu napędził mi prawdopodobnie muflon, obudziwszy mnie niesamowicie brzmiącym i głośnym pobekiwaniem :651: (nigdy wcześniej czegoś podobnego nie słyszałem), na pocieszenie myślę, że też się przestraszył i dlatego tak hałasował icon_twisted , a rano, gdy doszedłem do:od paru(nastu) dni borykam się z taką przypadłością:
http://imageshack.us/photo/my-images/88 ... 11014.jpg/
najpierw stopa spuchła mi w stawie, była też zaczerwieniona i bolała przy chodzeniu, potem ból minął, a w miejscu opuchlizny pojawił się bąbel z bezbarwnym płynem ustrojowym, który po kolejnych paru dniach pękł mi podczas marszu (wyraźnie czułem kiedy to się stało) i zrobiło się to co widać
nie mam bladego pojęcia co mogło być tego przyczyną (nieśmiało podejrzewam pająka)

poczułem się bardzo swojsko:

(miasto partnerskie - Częstochowa)
Pozdrawiam
Maciek