MlKl pisze:Posadziłem w życiu więcej drzew, niż wyciąłem - wierzby,
Wierzby to naprawdę szlachetne, rzadkie i długo rosnące drzewo. Taki lżejszy odpowiednik wszechobecnej sosny.
Kiedyś spotkałem gościa wynoszącego ze szkółki świeżo wykopanego świerka. Zapewne w celu posadzenia w swoim ogródku. On też może być bohaterem w swoim domu.
MlKl pisze:Co więcej - ta zwierzyna zaczyna wchodzić do miast - można w nich spotkać łosia, sarnę, czy rodzinkę dziczą. Sroki niemal się na polu nie uświadczy - gremialnie przeniosły się do miast.
A może to tereny miejskie powoli się rozszerzają? Tu jedna obwodnica, tu druga. Nowe osiedle i biotop się kurczy. Do tego dochodzą nie koszone łąki i porzucone pola.
Odkąd pamiętam sroki zawsze trzymały się miast. Więc nie jest to jakiś wykładnik przemian. Co do dzików to można to nazwać "przystosowaniem ewolucyjnym". Zgodnie z przepisami myśliwy nie może strzelać w pobliżu zabudowań. Więc dziki mają w mieście żarcie i święty spokój a ludzie problem z ich usunięciem. Wbrew pozorom świnie takie głupie nie są.
MlKl pisze:Zwierzyna w tych lasach równie obojętnie traktuje nasz pobyt w nich, jak i popisy quadziarzy. Czy odgłosy strzelaniny ze strzelnicy w Rembertowie.
Błąd. Do strzelaniny jest przyzwyczajona. Odgłosy dochodzą z jednego kierunku. Nasza piesza ingerencja jest minimalna i rozłożona w czasie. Mechy to inna bajka. Poruszają się szybko i wysycają dźwiękiem znacznie większy obszar powodując przeganianie zwierzyny z jednego kwartału do drugiego. Zastanawiałeś jak będzie to wyglądać w przypadku ciężarnej sarny albo klempy? Ile razy widziałeś zimorodka?
MlKl pisze:Jak czytam o kopaniu pułapek, rozrzucaniu gwoździ etc, to się zastanawiam nad człowieczeństwem takich planistów.
wolfshadow pisze:Trochę mnie korci taka opcja.
Ja też. Bo źle pomyślane mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Dlatego nie proponowałem kopania dołów,
wykładania gwoździ na drogach czy rozciągania stalowych linek a z takimi kwiatkami można się spotkać w necie.
Od luźnego pomysłu do realizacji - długa droga.
MlKl pisze:Stado dzików zryje ściółkę dokładniej, niż kilku upalających na quadach.
Stado dzików żeruje. Ja zauważam różnice między jedzeniem z konieczności a bezmyślnym niszczeniem dla przyjemności. Nazywajmy może rzeczy po imieniu.
Tak już zupełnie OT - od zawsze podziwiam odwagę i bezkompromisowość, przejawiane za pośrednictwem monitora. Tu każdy jest niezłomnym hero. Ino w życiu bywa zupełnie inaczej - dlatego jestem przekonany, że quadziarze mogą sobie spokojnie jeździć po lasach, nie obawiając się interwencji bushcraftowców.
No to powiem poważnie: Masz rację. Ale nie w sensie, że należy ignorować problem. Są ludzie którzy potrafią się zachować w lesie i są tacy, którzy nie mają za grosz rozsądku. Oczywiście granica jest płynna.
Moje zdanie jest takie:
Nawiązanie kontaktu z nadleśnictwem - tak i owszem. Wiedzą kto im się po terenie kręci. Mają pomoc weekendowych "strażników", chętnych też do innych akcji proekologicznych. W połączeniu ze słowem "survival" takie coś może zrobić nadleśnictwu dobrą prasę. Przy czym trzeba się pokazać grupą. Jedna czy dwie osoby to jeszcze nie grupa.
Czy to coś zmieni w sprawie mechów? - tak, ale w niewielkim stopniu. Na tą "dziecinną" część mechamaniaków zadziałają prewencyjnie tablice i
sama obecność w lesie dziwnych typów w wojskowych szmatach. Przynajmniej do czasu gdy w poszukiwaniu nowych, bezpieczniejszych miejscówek nie skorzystają z dobrodziejstw Internetu. Wiadomości rozchodzą się szybko więc góra miesiąc, dwa i zostaniecie przez większość "wyedukowanych" olani ciepłym moczem. Tyle o "dzieciach". Cwaniaki nie przejmą się zupełnie. Pryskali z poligonu przed połączonymi patrolami zmotoryzowanymi SL i ŻW to nie mają się co przejmować "społecznymi patrolami" pieszymi. Cyknięta fotka i sprawca nie złapany na gorącym uczynku może się zakończyć skierowaniem sprawy do sądu. Jak działają sądy każdy wie. Będziecie ciągani jako świadkowie. W ostateczności spotkanie w lesie może się to zakończyć obiciem ryja przez jakiegoś frustrata, który zapłacił mandat tydzień temu i po rehabilitacji będziecie stroną skarżąca.
Nawiązanie kontaktu ze stowarzyszonymi mechmaniakami (forami też) - w ten sposób też można edukować. Chociaż bardziej będzie to przypominało trolowanie bo nie jesteśmy "z rodziny". Ktoś kto tam się wypowie, że nie ma gdzie jeździć jak tylko po lesie (choć nieużytków wokół sporo) będzie postrzegany jako ofiara wrednego systemu.
Czy takie działanie coś zmieni? - jak wyżej. Niewiele. Cwaniaki wykrzyczą dużymi literami, że olewają was ciepłym moczem. Reszta dalej będzie robiła swoje.
No chyba, że zaczną się organizować lokalnie wtedy mogą sobie usiąść z wojskowymi, leśnikami i/lub władzami lokalnymi przy stole celem wydzielenia obszaru do jazdy.
W takiej sytuacji my nie będziemy stroną bez względu na reprezentującą nas grupę.
Nie powiem, w maju tego roku sam próbowałem pogadać w tej kwestii z jednym radnym. Okazało się, że bardziej interesuje go zalegalizowanie (słuszne zresztą) dzikiego toru rowerowego w lesie otaczającym jedno z osiedli, niż rozmowy na temat wyznaczenia miejsca pod miejski tor dla mechów, celem wyprowadzenia ich z okolicznych lasów. Przy okazji zjechał na swoim blogu mojego znajomego, który posprzątał miejscówkę z tego wątku
viewtopic.php?t=1906 ale nie był w stanie zabrać wszystkich śmieci na raz. Jakoś nie głosowałem na tego radnego i jego ugrupowanie w niedzielnych wyborach.

Jemu samemu brakło 200 głosów.