No to czas wrzuci coś ze spaceru.
[center]

[/center]
W jakiś niewyjaśniony dla mnie sposób twórcy (obywatelska inicjatywa '39) szlaku Polskich Umocnień Polowych z 1939r. obliczają jego długość na 75 km. Zgodził bym się na taką liczbę gdyby prowadził on co najmniej do Widawy i kończył na miejscowości Ligota. Według moich obliczań szlak liczy około 40 km. Ja przeszedłem około 30 km. Ale po kolei.
Z bełchatowa do najbliższego bunkru w prostej linii prowadzi asfaltowa droga. Chcąc uniknąć takiego kilkukilometrowego marszu poprosiłem kolegę o podwózkę. Zgodził się i potowarzyszył mi razem ze swoją dziołchą. Wspólnie zwiedziliśmy również pozostałe dwa bunkry stanowiące wspólnie linię Oleśnik.
Pierwszy z bunkrów znajdujący się na wjeździe do wsi Księży Młyn nie posiada wylanego stropu. Jak donoszą źródła budowę linii umocnień Armi Łódź rozpoczęto 24. sierpnia 1939 więc jak widać czasu było nie wiele. Mimo wzmożonych prac trwających po 18 godzin na dobę i przy użyciu szybkoschnących mieszanek wiele z bunkrów nie wybudowano a części nie ukończono.
[center]

[/center]
Drugi bunkier mieści się przy samej szosie prowadzącej do elektrowni i kopalni. Z boku widać również ciepłociąg. Ta nieciekawa miejscówka pozwoliła jednak by bunkier po zagospodarowaniu przez Grupę Rekonstrukcji Historycznych 84 Pułku Strzelców Poleskich nie został w bezmyślny sposób zdewastowany.
[center]

[/center]
Większość bunkrów na szlaku to bunkry tradytorowe jednostronne budowane w taki sposób by kryć ogniem przedpole sąsiedniego obiektu lub obiektów oraz międzypole, a tym samym zabezpieczać wzajemnie sąsiednie obiekty grupy. Jak jednak pisałem budowę rozpoczęto późno i istnieją martwe pola. Poniżej bunkier nr. 3.
[center]

[/center]
Z założenia szlak miał być przebyty nocą. Farba którą jest oznaczony podobno jest odblaskowa i czyni ten szlak pierwszym w Polsce dostosowanym do przebycia nocą. Sądzę jedna, że odblask niczym się nie różni od odblasku białej farby z oznaczenia szlaku konnego, który również przebiega w tamtych rejonach. Generalnie odradzam nocne przejście jako pierwsze tym szlakiem.
Na bunkrze nr 3 poczekałem do zmroku i ruszyłem w dalszą drogę. Nocne zdjęcia wyszły mi nie specjalnie dlatego proszę Was o odrobinę wyobraźni.
Lasy w tej okolicy są młode i gęste dodatkowo potęgując odczucie mroku.
[center]

[/center]
Szlak przecina kilka rzędów linii wysokiego napięcia łączące elektrownie z zakładem energetycznym.
[center]

[/center]
Idąc tak przy świetle latarki nagle kątem oka zobaczyłem kontury budynków. Przypomniałem sobie, że jest to opuszczone gospodarstwo z nieistniejącej już wsi Wyr. Kiedyś podobno znajdował się tu młyn. Mrok i ruiny pięknego (sądząc po tym co zostało) domu robią piorunujące wrażenie. W rzeczywistości rzecz jasna. Na zdjęciach różnie to wyszło.
[center]

[/center]
[center]

[/center]
[center]

[/center]
Upał i komary uprzykrzały życie. Po krótkim postoju i opłukaniu twarzy w rzece Rakówce ruszyłem dalej. Minąłem tory, którymi niegdyś dowożono górników do kopalni. Teraz tędy już tylko pociągi towarowe kursują. Niewielką kopalnie piasku. Dalej drogą asfaltową skierowałem się na południe do wsi Słupia. Trzeba uważać. Drogi przy kopalni potrafią być równe jak snookerowy stół. Szerokie i zadbane. A do tego ruch mały. Kierowcy więc dają ile fabryka dała. Aha. Przy okazji. Po raz kolejny przy ściąganiu na chwilę plecaka odczepił mi się pas piersiowy przy plecaku GoLite Jam 2. Przestrzegam użytkowników. Szukanie tego kawałka paska zwłaszcza przy świetle latarki to nic przyjemnego.
Początkowo planowałem spokojny marsz. Jednak błyski na zachodnim niebie coraz to śmielej sobie poczyniały. Powziąłem więc plan by przed ewentualna burzą dojść do kolejnego bunkra. Przed mną było w tym momencie około 10km.
Około północy dotarłem do Słupi i dalej pomiędzy stawami na zachód. Długo od południa towarzyszył mi widok księżyca na pochmurnym niebie oraz rozświetlone kominy i chłodnie elektrowni. Zdjęcia jednak nie wyszły zupełnie.
Szlak meandrował w gęstym lesie by po wyprowadzeniu mnie na szeroką piaszczystą drogę zupełnie zniknąć. Szukałem kolejnego znaku dość długo. Jednak nie znalazłem. Postanowiłem kolejny odcinek iść według własnej mapy. I tu przypomniałem sobie o mapkach z dokładnym umiejscowieniem pozycji bunkrów na szlaku, które zostawiłem w domu. Miało się to zemścić w późniejszym etapie wędrówki.
Ruszyłem dalej. Idąc zygzakiem na pn-zach dotarłem do szutrowej szosy a nią do wsi Bożydar. Przypominacie sobie kadry z filmu „Forest Gump” kiedy bohater opowiadał jakie piękne widoki widział w życiu. Coś takie mi się trafiło. Domy we wsi Bożydar oddalone są o kilkadziesiąt metrów od drogi. Wyłączyłem latarkę. Przestały poszczekiwać psy. Słychać było jedynie szur szutru pod moimi stopami. Przede mną jakiś kilometr otwartej przestrzeni. A nad lasem po przeciwnej stronie pioruny łupią gdzieś daleko aż miło. Do moich uszu dobiegał jedynie pomrók tej siły. Piękna chwila.
Niedaleko za granicą lasu natknąłem się na znajomy znaczek. Droga zrobiła się piaszczysta aż ciężko było iść. Na tym odcinku oznaczenie szlaku jest fatalne długo idzie się w niepewności czy aby na pewno tędy.
Dotarłem do asfaltowej drogi. I pomyliłem kierunek. Gdy się wreszcie zorientowałem i postanowiłem zawrócić przeszedłem już ładny kawałek wsią Żar. Wracając usłyszałem zbliżający się prosto na mnie „rumor”. Szybko zaświeciłem latarki. Mało mnie nie rozjechał rowerzysta. Druga w nocy. Ciemno jak diabli a ten bez odblasku nawet. Niezły radar ma

. Adrenalina sporo mi skoczyła. Odnalazłem szlak i rozpoczęłam rozglądać się za bunkrem nr 4. Jednym z sześciu stanowiącym linię Magdalenów. Wreszcie znalazłem.
[center]

[/center]
Krótka sesja zdjęciowa. Oświetliłem obiekt latarkami

. Posiłek i odpoczynek. Byłem mokry od potu i zmęczony. Powoli zbliżała się pełna doba bez snu.
Ruszyłem dalej. Po kilkuset metrach odnalazłem bunkier nr 5. W środku woda po kostki. Na szczęście w porę się zorientowałem.
[center]

[/center].
Maszerując przed siebie pomyślałem, że minąłem gdzieś bunkier nr 6. Wyszedł właśnie brak mapek szczegółowych. Po blisko godzinnych poszukiwaniach zrezygnowałem. W ogóle w tym etapie wędrówki popełniłem kilka nielogicznych decyzji. Brzask (około 3:30). Zamiast zostać jak planowałem w tym miejscu i poszukać za dnia nr 6 ruszyłem dalej. Nie znalazłem również nr 7. Chyba zmęczenie było silniejsze niż myślałem.
O świcie zwiedziłem jeszcze bunkier nr 8
[center]

[/center]
Przekraczając trasę krajową nr 8 na zachód od miasteczka Kluki doszedłem do bunkru nr 9. Ostatniego z linii Magdalenów.
[center]

[/center].
Zaszyłem się w pobliskim podszycie, rozłożyłem duszka i położyłem się spać. Na nic nie miałem sił. Około godziny 9:00 zrobiło się pochmurno i moje przepocone ubranie oziębiało organizł. Przebrałem się w świeże i otarłem chusteczkami nawilżonymi. Spałem tak do godziny 14tej. Nie dało się dłużej. Upał skutecznie to uprzykrzał. Po wyjściu z namiotu okazło, że nie opatrznie rozbiłem się kilka metrów od dużego mrowiska. Pakowanie więc było pośpieszne

.
[center]

[/center]
Wróciłem do ostatniego bunkra i przygotowałem sobie posiłek „na dykcie”. Nad ranem mury były gorące. Po południu w przejściu przelotni dawały miły chłodek. Naprawdę wyczuwalne obniżenie temperatury. Przeczekałem tak do późnych godzin popołudniowych. Myślałem też, że już nigdzie się stąd nie ruszę. Nadeszły granatowe chmury i pogroziły. Popadło jednak delikatnie około kwadransa i znów słoneczko mrugnęło okiem.
W drogę.
Poniżej widać dobrze zachowane okopy. W tych rejonach znaleźć można okopy z obu wojen.
[center]

[/center]
Na obrzeżach wsi Magdalenów spotkałem się z
Grigorem, którego oddelegowała cała rodzina. Bali się czy co. W sumie jak mnie zobaczyli zatyranego i śmierdzącego od potu zmieszanego z zapachem preparatu na insekty to nie byli chyba spokojni z kim zostawiają syna i brata.
Niedługo po powitaniu odnaleźliśmy teraz już wspólnie kolejny bunkier. Nr 11, pierwszy z linii Lubiec. Tym razem obserwacyjny 180º.
[center]

[/center]
[center]

[/center]
Komary nie dały posiedzieć i odpocząć. Szlak poprowadził nas do bunkru nr 10 (nie wiem dlaczego tak dziwnie je oznaczono).
[center]

[/center]
Zrobiło się miło. Zrobiliśmy sobie postój z posiłkiem „na dykcie” i delektowaliśmy się widokiem zapadającego zmroku.
[center]

[/center]
Latarki odpalone więc w drogę. Bunkier nr 12.
[center]

[/center]
Z linii Lubiec pozostał nam już tylko jeden. Jednak znów od zachodu zaczęło sobie pogrzmiewać. Bunkier nr 13 to też bunkier tradytorowy jednak dwustronny. Dobrze zachowany i czysty z betonową podłogą.
[center]

[/center]
Podczas tego krótkiego postoju zaczęło już solidnie wiać.
Grigor stwierdził, że jeżeli mamy iść dalej powinniśmy już ruszać by zdążyć dojść przed burzą na kolejny bunkier. Gdy tylko wypowiedział swoje myśli dmuchło tak, że mało nam głów nie pourywało. Pioruny zaczęły pięknie rozpruwać nieboskłon. Stwierdziliśmy, że nigdzie już nie idziemy. Rozłożyliśmy się w bunkrze i przy odgłosach burzy spijaliśmy wodę ognistą z nakrętek po napojach

.
[center]

[/center]
Burza jednak nas tylko zahaczyła. Postanowiliśmy jednak już zostać na tej miejscówce.
I znów komary. O nie. Rozłożyłem duszka

.
[center]

[/center]
Nad ranem
Grigor miał już dość rozmów z insektami i kręcił się nie dając spać. Po szybkim pakowaniu ruszyliśmy w kierunku naszych ługów. Tu popełniłem fopa. Pomyliłem drogę co skończyło się brnięciem przez gano. Co się okazało trzeba było jeszcze przez nie wracać do nie byo przejścia. PRZEPRASZAM
Grigor. Po wejściu do lasu zaatakowała nas chmara bąków. Ale to ogromna, ogromna, ogromna CHMARA. Uciekaliśmy przez gęsty las a do szerokiej drogi leśnej gdzie nastąpiło ostateczne rozwiązanie. Albo my albo oni. Piętnaście minut chlastania i uspokoiło się. Chwilę później mrówki się złaziły po truchło.
W tym momencie zakończyłem swój marsz. Bunkry z linii Faustynów na Uroczysku Święte Ługi znam już bardzo dobrze. Pożegnałem
Grigora.
Takie oto mnie spotkały przygody w miniony weekend. Kolejny taki marsz zaplanuję w „cywilizowanych” temperaturach i mam nadzieję, że tym razem ktoś mi dłużej potowarzyszy. Zapraszam.
Pozdrowienia z bunkrów na linii Widawki.
[center]

[/center]
Jak mawia
Morg najlepsza w surwiwalu jest kąpiel po powrocie do domu

.
Wie co mówi
