
No dobra. Długi łykend to już historia, zakwasy po tatrzańskich wędrówkach też są historią, szkoda tylko, że trauma po odwiedzeniu Krupówek nie stała się historią…
Plan wyjazdu do Zakopca powstał na bazie moich i mojej Żony miłych wspomnień z młodości, i wczesnych lat naszego poznania. Bywaliśmy regularnymi gośćmi u naszych znajomych mieszkających przy Strążyskiej. Ostatni raz byłem w Zakopcu 2lata temu (nie liczę zimowego wypadu w styczniu rok temu, wtedy jednak w Zakopcu nie nocowałem).
Rzeczywistość jednak okazała się bolesna. Szybkość, z jaką ten „kurort” się degraduje jest przerażająca. Teraz jest to zakorkowane, zatłoczone, zaśmiecone, miasto, w którym oryginalną architekturę, kulturę i tradycje przesłoniła wszechobecna drożyzna, kiczowate pamiątki, disco polo rozbrzmiewające w drogich knajpach, festynowe rozrywki w stylu gokarty, trampolina, czy „castingi do zdjęć reklamowych”. Jak ktoś chce zobaczyć jak to kiedyś było, musi jechać na Podhale, tam to jeszcze żyje to, co umarło w Zakopanem. Nasze szczęście, że mieszkamy zawsze na peryferiach, pod Giewontem, z dala od tego syfu.
Ale nie o tym mi pisać, w końcu to nie to forum.
Wyruszyłem raczej późno, bo około 08:30 z Doliny Strążyskiej. W planie miąłem przejście z Kuźnic do Doliny Gąsienicowej, krótki popas pod Murowańcem, i hajda w wysokie góry. Chciałem przekroczyć grań Orlej Perci, jednak nie wiedziałem jeszcze, w którym miejscu. Nie miałem ochoty powtarzać już pokonanych tras. Stąd Krzyżne pojawiło się w mojej głowie. Szczególnie, że ta trasa obejmuje przejście przez Pańszczycę, o której słyszałem, że magiczną jest. Na Krzyżne, miałem zdecydować, co dalej robię.
Początek trasy: Ulica Strążyska, do Ścieżki pod Reglami, dalej w stronę Kuźnic.
Później Kuźnice, Doliną Jaworzynki do Hali Gąsienicowej. Odpoczynek pod Murowańcem.
Ta część wędrówki przebiegała zatłoczonym szlakiem. Cała masa różnej maści turystów1), pseudoturystów, „wafli”, „reklamówek”, i „ klapek”. Kiedy szedłem Doliną Jaworzynki, wiele „śmiechów chichów” słyszałem na temat mojego tempa, i stukających kijków trekingowych (patrz no jak się śpieszy! Narty mu „siem „ pogubiły, ha, ha ha). Kiedy zaczęły się podejścia, podobnych im, wyprzedzałem na pełnym gazie (w końcu z kijkami ja mam cztery nogi, oni tylko dwie), a oni puchli od wypitego piwa, słabej kondycji czy pękających płuc…
Na zbiegu szlaków Żółtego i Niebieskiego po prostu tłumy! W stronę Murowańca ciągnie kawalkada ww. typów, a kosówka powoli zapełnia się zasmarkanymi chusteczkami, puszkami, papierkami po roztopionych wafelkach, i petami Na kamieniach zalegają martwe z uduszenia tusze wołowe.
Szybko dochodzę do Murowańca, i robię sobie 30 min odpoczynek. Wraz z trzema dziarskimi paniami emerytkami i dwiema studentkami medycyny (po obuwiu, odzieży i plecakach można poznać, że zarówno studentki, jak i panie to weteranki gór) przycupnęliśmy sobie na skraju polanki pod Murowańcem. Stołówka, jak i wszystkie ławki oblepione były ciżbą ludzką. Do tego momentu myślałem, że ta wycieczka to był błąd. Że nie uwolnię się od tej zgraji, że szlaki powyżej linii schronisk będą pękały w szwach, a helikoptery TOPRU będą kursowały regularnie…
Na szczęście myliłem się. Po zjedzeniu kawałka suchej kiełbasy, i chałwy ruszam Żółtym Szlakiem przez Pańszczycę, do Przełączy Krzyżne. Tutaj bajka… Nikogo! Po drodze spotykam tylko pojedynczych turystów, którzy tak jak ja zdecydowali się wybrać tą długą (3h do Krzyżne), ale podobno przepiękną trasę. Tak tez było aż do wejścia na Przełęcz. Chociaż po drodze spotykam już pierwsze fale "wafelków", które rano dotarły do 5xStawów), i skuszone tabliczkami 1h45’ do Krzyżne, zaczęły podchodzić od tej strony. Widziałem rodzinę z małymi dziećmi (5-6 lat), która wpakowała się na Krzyżne od tamtej strony i później panikowała na zejściu w stronę Pańszczycy… Biedne dzieci miały jeszcze ze 3h do Murowańca, a potem jeszcze 1.5h do Kuźnic.
Krzyżne = bajka. Po marsjańskich widokach z Doliny Pańszczycy i wspinaczce na Krzyżne, nagle przed naszymi oczami rozciąga się bajeczny widok na Tatry. Dla tych z Was, którzy planują wycieczkę z Doliny Gąsienicowej na drugą stronę Orlej Perci, zachęcam nadłożenie drogi, i zamiast przekraczanie od Zawratu, wdrapanie się na skrajną przełęcz Orlej Perci.
Przed Wami rozciągnie się przepiękny widok na Dolinę 5xStawów, Siklawę, Rysy i Orlą Perć. Za Wami górować będzie masyw Wołoszyna - nie można tam wchodzić. Szlak Orlej Perci kończy się (teoretycznie) na Krzyżnem.
Po odpoczynku, medytacji, podziwianiu okoliczności przyrody, i ciepłym posiłku zabrałem swoje klamoty i zacząłem schodzić w kierunku Siklawy. Potem już było tylko coraz gorzej. Znowu te same tłumy, śmieci w kosówce, barwne towarzystwo pytające turystów schodzących z grani: przepraszam, czy jak pójdę tam pod górę, to tam jest jakieś schronisko?
A nad Siklawą to już po prostu odpust! Szybko parę zdjęć, i Doliną Roztoki (Szlak Zielony) zasuwam do Wodogrzmotów. Dalej lawirując wśród tłumów i furmanek wypełnionych brzuchaczami szybkim krokiem docieram do parkingu na Polanicy Białczańskiej. W biegu wskakuję do busika i za dyszkę jadę do centrum zatłoczonego Zakopca, skąd znowu na piechotę na ulicę Strążyską z daleka od tego zgiełku.
Podsumowanie. Tatry są takie jak widać. Mają w sobie magnes. Ale Zakopane w wakacje to bagno (przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony, to jest moja osobista, nieobiektywna opinia). Lepiej tu przyjechać we wrześniu, lub poza sezonem. A przede wszystkim jeśli tylko można, należy unikać tego „kurortu”. I uciekać w góry. Wkrótce tam wracam. We wrześniu planuję wycieczkę ma Szpiglasową, albo Kozi Wierch.
Reszta zdjęć znajduje się tutaj:
https://picasaweb.google.com/1158936345 ... ne14082011#










