Bo to się zwykle tak zaczyna:


Leśny ruczaj zasilający jez. Czarne

A może któryś z kolejnych Zlotów będzie tutaj ?




To jest sobotni wieczór - zero ludzi, kompletna pustka. Na tym brzegu jeziora tylko kilku wędkarzy i to pół kilometra dalej.

Jest jeszcze jedna, ogromna zaleta zaleta tej miejscówki: bywam tam praktycznie od dzieciaka, przynajmniej raz na kilka lat a ostatnimi laty nawet kilka razy w roku. Jest to fenomen - w pasie kilkunastu metrów polanek między jeziorem a drogą, która przebiega wzdlóż jego brzegów nigdy nie było i nadal nie ma komarów...


I poranek, ze zwijaniem biwaku
Tak to wygląda po wygrzebaniu się:

Karimata "wafel" BW, złożony już śpiworek "Mad" Outhorna (chyba ze 30 zł), bivybag z kompletu czeskiego śpiwora, obok standardowa plandeka, bowiem w nocy padało. Przykryłem się tylko, żeby mi na łeb deszcz nie kropił. Ponieważ nie było wiatru, plandeki nie mocowałem nawet szpilkami - obudziły mnie krople deszczu, rozłożyłem, naciągnąłem na siebie i usnąłem.
Tu już graty nieco złożone. Pod głowę trafił goreteksowy komplet BW w pokrowcu.

A tu widok ogólny biwaku:

A tak spał rower:


Nie wiem, jaka była temperatura w nocy. Spałem jedynie w majtkach, w tanim, "półprzezroczystym" śpiworku i zapietym bivybagu. Nawet przez moment nie było mi chłodno a co dopiero zimno. Ale mnie naprawdę niewiele wystarcza, żeby było mi ciepło. Może sadło mnie grzeje ? Nie namawiam do zakupu ww. śpiworka, ani do spania w nim w majteczkach, bo nie chcę nikogo wpędzić w suchoty...

Powłóczyłem się jeszcze po okolicy i tyle... Pedał i do domu...
