Piszę na podstawie własnych doświadczeń.
Były czasy, kiedy jeździłem tylko z plecaczkiem typu „harcerska grucha”, śpiworem i dwoma foliami – jedna pod śpiwór, druga w razie deszczu. Ale to było dość dawno temu, kiedy i o sprzęt było trudno, a i ja byłem sporo młodszy...
- - Najwięcej zaoszczędzić można na ciuchach. Lumpeksy, demobil, plus własne przeróbki i można za grosze skompletować niemal wszystko, odpowiednio do potrzeb, a nawet gustu. Nie radzę natomiast kupować używanych rzeczy przez internet, zwłaszcza na Allegro i podobnych – bo po otwarciu przesyłki może się okazać, że nadają się tylko na szmaty.
- Namiot – o ile w ogóle potrzebny? Używam namiotu tylko wtedy, jeśli zatrzymuję się gdzieś na dłużej i służy mi jako „baza wypadowa”. Można oczywiście zbudować szałas, ale unikam tego, żeby nie niszczyć lasu. Jeżeli namiot, to jak najmniejszy i jak najlżejszy. Mam malutką „jedynkę” (kupioną w Lidlu, nie pamiętam już ceny, ale niewiele), do której rozbicia wystarczy 6 szpilek. Wprawdzie przemókłby pewnie na byle mżawce, ale używam plandeki – przydatna również w razie deszczu, kiedy nie rozbijam namiotu – a kosztuje ~10zł. Nie lubię „igloo” - niewygodnie rozkłada się te pałąki w gęstych krzakach, chociaż niewątpliwą zaleta jest łatwość przenoszenia bez składania. Wydawanie majątku na coś, czego używa się tylko sporadycznie, raczej nie ma sensu, ale na dłuższe wypady jakiś namiocik warto mieć.
- Śpiwór. O ile nie zamierzasz koczować w Arktyce czy w Himalajach, niepotrzebne jest wielkie i drogie „cudo” z extremum do -35! Mój niemal zmieściłby się w większą kieszeń, a i tak ma extremum do -2 (kupiony w Niemczech za 15euro). Przy naprawdę zimnych nocach zawsze można nadrobić ciuchami.
- Karimata. Ta sama zasada: jeśli nie planujesz spać na lodowcu, zbędne są jakieś wielowarstwowe, superdrogie „wynalazki”. Byle była! - w naszym klimacie jednak jakaś izolacja termiczna od ziemi jest potrzebna. Można kupić nawet za ~10 – 15 zł.
- Plecak. Tu nie warto oszczędzać! Kupić dziadostwo z hipermarketu, to nie dość, że przemoknie na byle mżawce, to zapewne rozleci się na pierwszym – drugim wypadzie... no i trzeba kupować następny. W ten sposób wyda się więcej, niż kupując raz, a porządny!
- Buty. To samo, co odnośnie plecaka. Porządne buty są niestety drogie, ale tu można sporo zaoszczędzić kupując z demobilu – (obecnie mam demobil z BW i bardzo je sobie chwalę). Trzeba tylko zwrócic uwagę na stopień zużycia.
Natomiast w ostateczności nadają się również buty robocze (skórzane)! Niezbyt wygodne, ale mocne i nie przemokną szybko. No i można je kupić za 30 – 40 zł.
- Nóż. Mój pierwszy nóż w drogę to był przerobiony kuchenniak. Obecnie noszę dwa: jeden dość duży, z piłką – a oprócz tego scyzoryk. Nie z najtańszych, ale też nie z najdroższych.
Mało użyteczne – i drogie – są typowe noże wojskowe. A także sprężynowce, które ciągle się psują.
Niektórzy uważają, że warto mieć saperkę. Może i przydatna, ale czy nie wystarczy solidny nóż? (kwestia nie tylko kosztów, ale i dźwigania zbędnego ciężaru!)
