Postaram się pokazać, jak ja uzyskuję korę z wiatrołomów brzozy. Może Dębu doda jeszcze parę słów od siebie, ponieważ udaje mu się też ściąganie kory ze świeżych wiatrołomów. Mnie próby ściągnięcia kory ze świeżego wiatrołomu, lub zrywki, przyprawiają o apopleksje i głęboka frustrację:
1. Znajdujemy wiatrołom brzozy.
Jeśli drzewo będzie zbyt przegniłe, pozyskanie kory będzie łatwe, ale będzie ona cienka, i rozpadająca się. Jak dla mnie najlepszym wyborem są wiatrołomy 2-3 letnie. Wszystko też zależy od otoczenia, i stanu drzewa. Ważne aby miękisz pod korą, był już lekko zbutwiały., Wtedy kora łatwo odchodzi. Jeśli miękisz będzie brązowy, dajmy sobie spokój.
2. Jeśli drzewo będzie zbyt młode, ewentualnie interesująca nasz gałąź zbyt cienka, kora nie będzie miała odpowiedniej grubości.
3. Wyszukujemy kawałek bez zdrewnień, szczelin, i odrostów.
4. Na takim kawałku wykreślamy sobie interesujący nas fragment kory i przecinamy korę aż do twardej części drzewa.
5. Następnie, zaczynamy od jednej ze stron. Ważne, aby to była strona lewa, lub prawa, patrząc wzdłuż osi drzewa. Nie zabierajmy się do tego od strony górnej, bądź dolnej. Krzywizna pnia uniemożliwi udane ściągnięcie kory.
6. Korę podcinamy ostrzem noża ustawionym, jak do skrawania i lekko odginając odcięty kawałek. Ostrożnie! Jeśli czubek noża przebije korę, cała praca na nic.
Proste. Prawda?
Poniżej zdjęcia z dzisiejszego wypadu do lasów Rembertowskich i fajny kawałek kory, z którego zrobię klimatyczną okładkę na mojego Moleskina
