Oj, tam zaraz szacun:). Po prostu chodziła mi ta wyprawa od dwóch lat po głowie. Dwa lata temu figla spłatała mi pogoda. Pojechałem w listopadzie, a pogoda była jak w lato. Rok temu jakoś nie było czasu, a w tym wreszcie wyszło. I super, bo wreszcie wiem, że rzeka w zime płynie, a nocleg w mrozie też jest możliwy. I super.
Mam też kilka praktycznych spostrzeżeń.
1. Kartusz Coleman nie działa przy -15C - po prostu nie mogłem zapalić gazu.
Na szczęście miałem drugi kartusz Optimusa i ta mieszanka jak najbardziej się w tej temperaturze paliła.
2. Chusteczki nawilżane, kompletnie sie nie sprawdziły jako sposób na uniknięcie mycia w zimnej wodzie - po prostu zamarzły.
3. Śnieg zdecydowanie ułatwia transport kajaka

- przenoski, które latem są dość upierdliwe, w zimę na śniegu są zdecydowanie łatwiejsze - kajak zachowuje się jak sanki.
4. Lód przy brzegu utrudnia, a czasami uniemożliwia wydostanie się na brzeg. Dość dobrym rozwiązaniem okazała się kotwiczka saperska, która pozwalała wyciągnąć się po lodzie na brzeg.
5. Rozbicie obozowiska zajmuje zdecydowanie więcej czasu, niż w lecie. Tu niestety nic nie przyśpieszysz, bo nic gorszego jak się spocić piłując drzewo na ognisko, przy -20c.
6. Ogrzewacze chemiczne to takie same rozwiązanie jak próbować się nakarmić alkoholem. Niby ma dużo kalorii, ale niestety pustych..
7. Generalnie alkohol w tej temperaturze, to kiepski pomysł. Przy drugim piwku zaczęło mi się robić zimno i sobie darowałem. A szkoda, bo nie ma to jak wieczorny relaks przy ognisku z piwkiem w ręku.
8. Co do ogniska, to jakimś dziwnym trafem daje ono zdecydowanie mniej ciepła. Nastawiłem się na rozpalenie ogniska drobnym drewnem, a później bazowanie już na grubszych kawałkach sosny. Niestety nie dawały one zbyt dużo ciepła i byłem zmuszony do poszukiwań po nocy cieńszych kawałków drewna, które paliły się zdecydowanie bardziej "żywym" ogniem.
Tyle na szybko, ale mam jeszcze trochę innych przemyśleń.
BTW. Czy ktoś z Was by się pisał na kajakową wyprawę pod koniec kwietnia? Tak na 4-5 dni, z noclegami na dziko, wg. moich obecnych planów na rzece Marycha k/Sejn, ale to nie jest jeszcze pewne, bo również San chodzi mi po głowie i to już od trzech lat

.