Chciałbym się zapytać, czy na podróżowaniu albo innej formie realizacji swoich pasji można zarobić albo chociaż odzyskać część przeznaczonych na nią środków. Czy ktokolwiek z was sprzedaje fotografie, czerpie zyski z reklam na swoim blogu albo w inny sposób łączy hobby z przyziemną materialnością naszej rzeczywistości? Albo uskutecznia znany z PRLu patent polegający na zakupie za granicą fantów na sprzedaż w kraju? Albo jeszcze coś innego wymyślił? Z góry uprzedzam, że prowadzenie sklepu nie wpisuje się w temat, sklep można prowadzić nie wychodząc z domu.Ciek pisze:abyss, takie przedsięwzięcia chyba nie są realizowane dla zysku. Chyba, że się mylę. Myślę, że dobie upowszechnienia się podróży tego typu przedsięwzięcia przestały robić jakiekolwiek wrażenie na kimkolwiek. Są fajne, ciekawe itp. itd. ale przed tobą to samo zrobiło XXXX osób więc nie ma co się dziwić, że zainteresowanie sponsorów jest minimalne albo żadne ze względu na minimalną medialność tego typu imprez.abyss pisze:A co tam, macie
Czytałem kiedyś relację ze zbliżonej trasy autem - dojechać się dało, ale wymowa była w sumie smutna. "Odkrywca" poza frajdą (niewątpliwą) - nic na tym nie zyskał - kosztowało go to sporo pieniędzy i wysiłku. O sponsorach można zapomnieć - no chyba, że się za TYDZIEŃ dojeżdża do mety (warto mieć dodatkowo jakiegoś bardzo rozgarniętego impresario który zadba o potencjalnych sponsorów TUŻ PRZED SAMĄ METĄ!!!!). Bo wtedy ryzyko dla firm jest już małe, a "chwała" rozgłos całkiem spora...
Podróże to zabawa dla ludzi, którzy dysponują już jakimiś środkami. Osób, które są w stanie wykreować swój własny wizerunek do tego stopnia, że ktokolwiek może być zainteresowany sponsoringiem jest bardzo bardzo bardzo mało. Nawet w przypadku „medialnych tytanów” pokroju J. Pałkiewicza, realizujących faktycznie unikalne projekty jak np. poszukiwanie źródeł Amazonki o sponsorów jest niezwykle trudno i potrzebne są własne środki pochodzące z innej działalności jak np. działalność wydawnicza, sprzedawanie zdjęć czy choćby prowadzenie szkoły surwiwalu. Żeby było jeszcze śmieszniej to dzieciarnia, której największym dokonaniem w życiu jest wyjazd z mamą i tatą pod namiot, w Internecie takiego Pałkiewicza zmiesza z g…em bo ćwok, że nosi koszulkę z własnym nazwiskiem i się obwiesza metkami producenta dżinsów.
Może to brutalnie zabrzmi, ale uważam, że jak ktoś się spodziewał, ze po przejechaniem samochodem z punktu X do punktu Y spłynie na niego deszcz pieniędzy i chwały to był, ni mniej ni więcej tylko zwykłym frajeremŻeby cokolwiek zaczęło się zwracać to trzeba umieć robić zdjęcia, które ktoś będzie chciał kupić, napisać przynajmniej artykuł do prasy, który ktoś będzie chciał wydać, a jeszcze lepiej książkę, którą ktoś zechce kupić. Może założyć bloga albo stronkę, na której komuś się będzie chciało wstawić reklamę. Jak dla mnie prawdopodobieństwo czegoś takiego jest niskie.
Dałem swój głos, jak laseczka wygra, to mam nadzieję, że nam rzuci kilka fotek ale ja bym stawiał raczej na gmeranie przy IP niż szeptaną reklamę po forach sieciowych. Szczęściu trzeba pomagać
Osobiście jedyną formą „kompensacji”, z której osobiście korzystam jest okazjonalne zjadanie złapanych rybek ale jakby podliczyć ile kasy wrzuciłem w sprzęt i ile mnie to kosztuje rocznie w porównaniu z ilością zjedzonego mięcha to wychodzi mi chyba drożej niż za szynkę parmeńską
