Dragonfly pisze:Rzez - mam małe doświadczenie z nartami, ale skądinąd wiem, że jeżeli narty, to pulki z miękką uprzężą, na linkach, bez dyszla. Być może jednak się mylę - spróbuj sam poszukać opinii... A nuż trafisz na coś ciekawego ?
Dyszel - większa waga, kosztem o wiele lepszej stabilności oraz wygody ciągnięcia. To jest jeszcze do przemyślenia oczywiscie. Dyszla jeszcze nie mam, za to w przypadku używania linki i karaboli zestaw staje się idiotoodporny i prosty w naprawie.
Dragonfly pisze:A po co Ci termos na żarcie ? I ta butelka pet ? Ja - to moje osobiste doświadczenie - wybrałbym raczej termos na ciepłe picie. A jeżeli już pojemnik na wodę - to ani kruchego, w sumie, peta, ani "kultowej" Nalgenki, ale zwykły jeden, czy dwa bidony rowerowe. Tanie, z szeroką szyjką, elastyczne, więc jeżeli woda zamarznie, nie ulegają zniszczeniu...
Termos na żarcie - jedzenie z rana śniadania, przewożenie herbaty/napoju ciepłego w ciagu dnia/jedzenie kolacji. Przewaga nad zwykłym termosem - szeroki wlew. Zwykłe butelki - raczej woda w nich zamarznie po powiedzmy 6-8h przy temperaturze -20 st C.
Dragonfly pisze:Po co Ci plecak, jak masz zamiar ciągnąć pulki ? Nie wystarczą torby ?
Plecak biorę lekki - mają tam być głównie rzeczy, które chcę mieć pod ręką. Jeszcze rozpatrzę, czy nie wziąc zamiast Jama plecaka 20 litrowego. Chce w nim schować aparat, termos z napojem, trochę ciepłych ubrań. Wszystko wiadomo - wejdzie i tak w pulki. Znajomy polecał żeby część rzeczy mieć w plecaku, ponieważ jest to jednak wygodniejsze niż ciągnięcie pulek, ale jeszcze pomyślę.
Dragonfly pisze:Osobiście namiot w zimowe, subarktyczne warunki wziąłem raz i była to pomyłka. Z tym, że mówię o warunkach naprawdę zimowych, kiedy na pewno nie spadnie deszcz.
Dla mnie nie tyle jest to kwestia ciężaru, ale głównie nakładu czasu i sił na rozkładanie i składanie - z usuwaniem śniegu, lodu z pary itd, itp...
Rozkładanie mojej piramidki to chwila. Wiadomo, można kopać jamy etc. jednak jest to czasochłonne. Gdybym miał odpowiednie doświadczenie (jak np. Mike Clelland) to pewnie brałbym tylko szpadel, ale takiego doświadczenia nie posiadam. A namiot przyda się żeby troche odgrodzić swoje wypoczywanie od
takich warunków

Co zatem proponujesz?
Dragonfly pisze:To samo mógłbym powiedzieć o wybranej przez Ciebie kuchence - nie lepiej jakąś zintegrowaną ? Moim zdaniem: im mniej bezsensownej roboty i kręcenia się za wszystkim, tym lepiej. Przykręcanie tych wężyków to piekna zabawa i daje mnóstwo satysfakcji. Ale nie zimą, wieczorem, kiedy jesteś głodny, zziębniety i niewiele co już możesz w palcach utrzymać. Dawno już całkowicie zdałem się na kuchenki z przebijanym kartuszem (latem), bo nie muszę niczego montować ani rozmontowywać - wyjmuję i odpalam. Tanie, sprawne i wygodne. Osobiście zimą używam Szmiela - bezkonkurencyjny pod względem niezawodności i prostoty (jeżeli rozumie się zasadę działania). Trochę waży, fakt, ale mam poczucie bezpieczeństwa - wiem, to subiektywne wrażenie lecz napatrzyłem się już na bezsilnych ludzi z pozatykanymi Colemanami czy Primusami. O MSR nawet nie wspominając.
Używałem już dosyć sporo tej spawareczki i dla mnie jest świetnym urządzeniem. Nic nie muszę łączyć - przewożę cały zestaw zlączony, jedynie wystarczy lekko dopompować, rozłozyć nóżki, postawić podstawkę aluminiową od spodu i po sprawie. Oprocz tego, sądzę, że przygotuje taki zestaw oparty o kawałek sklejki, gdzie wszystko jest od razu poprzyczepiane drutami - stary patent wypraw arktycznych i antarktycznych, ktory znalazłem w kilku relacjach.
Druga sprawa - bynajmniej, to nie jest tak że przebieram w sprzecie ile wlezie. Mam XGK, zawsze mi się sprawdzał, wiem że jedyną ideą tego urządzenia jest topienie śniegu i dlatego tez go biorę.
Dragonfly pisze:Z rzeczy ważnych, które wynikają z pewnego mojego doświadczenia:
Można bawić się w krzesiwo, ja jednak bez kilku paczek dobrych i dobrze zabezpieczonych zapałek bym się nie ruszył. Wiązka z kilku zapałek zapala skutecznie wszystko, na każdym mrozie i niemal w każdych warunkach - jest bezkonkurencyjna pod względem skuteczności, szybkości i prostoty użycia.
Ok. Zdaję sobie z tego sprawę i prawdopodobnie wezmę także zapałki. Krzesiwo ma taką zaletę, że działa zawsze, jest wytrzymałe i nie trzeba z nim sie za bardzo cackać.
Dragonfly pisze:Mam nieodparte wrażenie, że Twój bilans wodny jest mocno niedoszacowany. Ująłbym to jeszcze inaczej - wodno-paliwowy. Z mojego doświadczenia wynika, że zapotrzebowanie na wodę osyluje wokół co najmniej 2.5 l dziennie. Albo będziesz tę wodę skądś czerpał i niósł (wiózł - co lepsze) jeśli temp. utrzymywać będzie się powyżej 0, albo wytapiał. Wytapianie, to w najbardziej skrajnej sytuacji (mróz i wiatr) - 0.5 l benzyny na 1 l wody, lub jeszcze gorzej. Wbrew pozorom i obiegowym opiniom - wytapianie śniegu jest skrajnie mało sprawnym procesem. Co gorsza - im wyższej mocy kuchenka, tym więcej energii się marnuje a wcale nie idzie to szybciej.
Dragonfly - spójrz na
statystyki z yr.no i podobnież dla innych punktow na trasie. W górach będzie zimniej. Temp. wyższe niż zero to raczej tylko przez przypadek mogą się pojawić.
Z wodą zimą zawsze jest problem. Będe starał się pić dużo (m.in. po to aby mieć odpowiednio rzadką krew, wspomagajac to połową tabletki aspiryny). Możliwę, że wezmę peta, aby przez pierwsze 2-3 godziny mieć jednak dodatkowe źrodlo wody. Podobnie z benzyną, raczej jest to wartośc minimalna (aczkolwiek kubek primusa jest diablo wydajny - zamiana ze śniegu na 1 litr wrzatku przy temperaturach oscylujacych ok. -7/-10 trwała 15-18 minut, na minimalym ustawieniu kuchenki).
Dragonfly pisze:Ponieważ GPS szalenie żre baterie, ja włączam go tylko sporadycznie, zasadniczo posługując się kompasem magnetycznym. Ale im bliżej koła podbiegunowego, tym większe zmyłki (deklinacja magnetyczna i inne takie) - zanim więc wyruszy się na szlak, trzeba troszeczkę popracować nad wiedzą, jak skorygować odchyłki konkretnego kompasu, którym się posługujemy. Wprawdzie Ty wędrować będziesz szlakiem, który raczej trudno zgubić, ale wiedza zawsze może się przydać.
I tu się trochę mylisz
Część trasy będzie przebiegała szlakiem, część nie (swoja drogą - nie wiem skąd wziąłeś takie założenie, że poruszam sie szlakiem?).
Podstawowym narzędziem nawigacyjnym był, jest i będzie kompas. Umiejętnośc nawigowania jest przeze mnie opanowana (na odbyte wyjazdy wystarczyło, podobnie na zawody w biegach na orientacje). GPS ma pomóc w sytuacji awaryjnej - dupówa lub whiteout.
W tamtejszym rejonie już nawigowałem, deklinacja jest całkiem znośna. Po drugie - nawet przy średniej pogodzie wystarczy mapa zeby sie zorientować - zazwyczaj widzisz na kilka km wprzód, więc kwestia ustawienia sobie mebli i jedziesz
Swoją drogą - na Islandii deklinacja wynosiła ok. 15 stopni i też dało się żyć
[ Dodano: 2011-01-23, 01:17 ]
adrian1006 pisze:Ja powiem tak duuuużo tłuszczu zwierzęcego najlepiej jest korzystać z kuchni miejscowej choć czasem wydaje się niejadalna.Wiem jestem leniwy i niechce mi się samemu sprawdzić

Jaki teraz jest koszt takiego wypadu dawno na północy niebyłem żona puścić mnie niechce bo boi się że niewróce cóż jej obawy są słuszne

"A joke" z ta kuchnią miejscową?:) Za reniferami nie będę przecież ganiał...