na wstępie, jako żem świeżak na forum, chciałem się przywitać (choć przeglądam forum już od jakiegoś czasu) a więc "cześć wszystkim jestem Igor"
Chciałem się podzielić z Wami moją ehm historią wczorajszej wyprawy, tzn mam nadzieje że może szereg błędów które popełniłem a które wynikają głównie z tego że mam tendencje do porywania się z motyką na słońce, będą dla kogoś przykładem jak nie zaczynać przygody z "koczowaniem w lesie"

Pare dni temu postanowiłem że w końcu wybiorę się sam na noc do lasu, tzn może las to za dużo powiedziane, jest taka skała - Biakło - nieopodal zamku olsztyńskiego (bardzo blisko ludzkich osad


Po godzinie 20stej byłem na miejscu, znalazłem miejsce na "obóz" pomiędzy sosenkami no i zaczeły sie problemy. Nie mogłem znaleść materiału na jakiś szałasik, ale niezrażony tym postanowiłem zrobić ognisko.. znalazłem jakas brzoze od której pożyczyłem troche kory, uschnietą sosne z której pozyskałem troche badyli , jakiejś tam drobnicy i heja... zmrok zapadał coraz szybcie, w końcu po omacku juz prawie walczyłem o ogień prawie godzinie, ale zawilgotnienie materiału+brak umiejętności dały taki skutek że więcej dymu poszło z fajek które wypaliłem niż z "ogniska"
Nie ostudziło to jednak mojego entuzjamzu, bez ognia też przeżyje, nie jest w końcu zimno...
Brak ognia i zmasowany atak komarów skłonił mnie do zmiany miejsca, zabrałem klamoty i polazłem na pobliskie skałki, pomiedzy którymi jest taki wąwozik w którym kiedyś nocowałem ze znajomymi, połozyłem się, nakryłem kocem i zasnałem. O 1 w nocy obudziło mnie dwóch ludków którzy stali pare metrów odemnie i byli nie mniej zdziwieni moją obecnością jak ja ich, poszli.. Leże... obserwuje niebo, "hmm coś juz gwiazd nie widać"... zaczeło grzmieć troche i wiatr sie zrywał. Coś mi podpowiedziało że trzeba się ewakuować w niższe partie. Schowałem się pod sosnami na dole i sie zaczeło, ściana deszczu i taka kanonada że momentami byłem naprawde przestraszony. Po 20-30 minutach siedzenia zwnięty w kulke , przemoczony do samych majtek, gdy burza sie oddaliła skaptiolowalem, deszcz dalej padał. Na piechote wracał 10 km do domu, przemoczony do suchej nitki, w kiepskich butach i troche zawiedziony... tą bitwe przegrałem

Wnioski, "mame oszukasz, kolege oszukasz, matki natury nie oszukasz", w teorii wszystko wydaje się łatwiejsze o ile nawet nie łatwe, rzeczywistośc weryfikuje jednak nasze wyobrażenia

Mam nadzieje że takim początkującym zapaleńcom jak ja, którzy naogladali się programów z cyklu "i ty możesz pić wode z kałuży spiąc pod liściem paproci, da to do myślenia i nie popełnią takich błędów :]
ps. wybaczcie długość, zapewne jest to oczywista oczywistośc co napisałem powyżej, ale może "włąsne doswiadczenie" trafi lepiej do kogoś tam po coś tam gdzieś tam

pozdrawiam