temu, ale jakoś najbardziej zapadła w pamięć, no i zawsze miło powspominać:)
Tak więc pewnego letniego dnia zrodził się pomysł wyjścia na Babią Górę.
Jedyny problem w tym że nie lubimy z kolegą (zwanym dalej U2k) tłoku, a Babia jak wiadomo to bardzo popularny cel wycieczek.
Stwierdziliśmy zatem by ominąć wszystkie standardowe rozwiązania, typu wyjście z przełęczy Krowiarki itd.
i zaplanowaliśmy trasę zupełnie od "dupy strony" tj. z okolic wsi Lipnica Wielka, do tego by napewno zapewnić
sobie cisze i spokój, zdecydowaliśmy iść w dużej mierze na przełaj, unikając znakowanego szlaku:)
Z naszych wcześniejszych doświadczeń wynikało że przejście tego typu dość ciężko oszacować czasowo
(w bardzo ciężkim terenie zdażało nam się poruszać poniżej 0,5 km/h), także zaplanowaliśmy wyjście z
noclegiem gdzieś w lesie.
Przełęcz Krowiarki - zgodnie z przewidywaniami, miliony ludzi:
My zgodnie z planem, zostawiamy za sobą tłumy i jedziemy dalej,
przejeżdzamy Lipnicę Wielką i parkujemy na leśnej dróżce.
Ahh home, sweet home

Jeszcze kawka na wzmocnienie, i ruszamy
Idziemy kawałek zielonym szlakiem, a kiedy ten skręca na zachód, my kierujemy się na północ wzdłuż "wyłamanego potoku"
prosto w głąb lasu, pozostawiając za sobą wyznaczone ścieżki.
Nasz strumień
Kierunek północ:)
Zagłębiamy się w coraz dzikszy las, coraz dalej od szlaku.
Stary słupek graniczny??
Zaczyna się bardzo strome podejście przez stary las
Dalszy ciąg podejścia, stary las ustępuje niskiej gęstej roślinności i połamanym drzewom.
Nabraliśmy już sporej wysokości, decydujemy się na skręt w kierunku szlaku i kontynuowanie wyjscia szlakiem.
Chcieliśmy uniknąć sytuacji wyjścia na otwarty teren pod samym szczytem Babiej z "nikąd", i widoku zdziwionych turystów
wskazujących nas z daleka palcami, i zastanawiających się co ci idioci tam robią?:)
Przy ruinach schroniska Beskidenverein, zdjęcie zatytułowane "Wanderer"

Docieramy do celu późno, później niż zakładaliśmy, mimo że mieliśmy spoory zapas czasu.
Ale za to załapujemy się na bajkowy zachód słońca na Babiej Górze:)
Zaczynamy zejście na stronę słowacką w poszukiwaniu dogodnego miejsca na nocleg.
Doszliśmy do lini do drzew przy ostatnich promieniach słonecznego światła, odbiliśmy w las i rozbijaliśmy obóz
już w zasadzie po ciemku, korzystając z czołówek. U2k nocował pod "namiotem" z dwóch pałatek BW, mi przypadło
spanie pod poncho BW. Miejsce na którym się rozłożyłem wydawało się płaskie, niestety takie nie było, w nocy
wyjechałem ze swojego schronienia, przy okazji wyrywając linki itd, no cóż człowiek uczy się na błędach:)
Noc była sucha, także uszło mi to płazem:)
Potem okazało się że rozbiliśmy się niedaleko miejsca o przyjemnej nazwie "Diabli Kamień"
Także kolejne zdjęcie to świt pod Diablim Kamieniem:)
Poranek przywitał nas ładną pogodą. Złożyliśmy obóz, posililiśmy się, sprzątneliśmy wszelkie pozostałości
po nas (jesteśmy ekofreakmi pod tym względem - wszystkie śmieci do plecaka z powrotem). Miejsce
pozostawiliśmy takie jak zastaliśmy - jak nie tknięte ludzką reką, i ruszyliśmy w dół.
Potok Bystry - uzupełniamy wodę.
Braciom Słowakom się nie spieszy, brak informacji o czasie przejścia:)
Babia góra za nami, slovensko przed nami. Jak to mawiał znajomy słowak - Ahhh, slovensko..... to je pekne

Super taktyczny plecak polsport, wygrzebany u dziadka w szafie, polska kostka rozpadła
mi się kilka tygodni wcześniej. Plecak stary ale jak widać daję radę:)
Dochodzimy do granicy słowacko-polskiej, lub raczej jej pozostałości.
Kawałek w okolicach granicy był bardzo przyjemny, natomiast później trasa wiedzie szeroką drogą szutrową,
która niezmiernie nam się nudzi, coraz częściej spoglądamy w bok na zapraszający nas las, i zastanawiamy się
czy nie ściąć trasy i znów nie iść w jego głab pozbawiony ludzkich ścieżek.
Długo się nie opieraliśmy - idziemy w głąb lasu, obieramy azymut na pozostawiony na ścieżce samochód.
Znajdujemy strumień który pasuje nam pod względem kierunku, więc kontynujemy marsz wzdłuż niego.
Strumień zaczyna być coraz bardziej zarośnięty, ale wychodzimy praktycznie idealnie na smochód, wyłaniając się
z lasu na ścieżkę na której go wczoraj zostawiliśmy.

I cóź - the end:)
Track z gps'a

Cel został zrealizowany w 100%. W tłoczny sierpniowy weekend udało nam się oderwać od cywilizacji i nie
spotkać hord turystów. Ludzi których spotkaliśmy po drodze można by policzyć na palcach jednej ręki.
Borem Lasem
xGh0st