Przedwczoraj wróciłem z 6- dniowego wyjazdu tzw. „survivalowego”. Wędrowaliśmy po Powidzkim Parku Krajobrazowym, a większość wyjazdu zajęła nam wędrówka wokół Jeziora Powidzkiego. Trasa w sumie ok. 100km.
Ja, Redneck i Pap00t wyruszyliśmy z dworca w Jarocinie o 8.35 rano. Po przesiadce we Wrześni, już o 10.30 byliśmy w Słupcy. Stamtąd ruszyliśmy do Marcewa- miejsca 1. noclegu. Okazało się, że15kg plecaki ciążą dość mocno, a nasze „zwiedzanie Słupcy” zamieniło sie w lekkie błądzenie, więc z 11km zrobiło się 15. Skatowani, nieprzyzwyczajeni do plecaków, po 5 godzinach doszliśmy na działkę naszego kumpla, Z., która była dla nas udostępniona. Na miejscu okazało się jednak, że nie ma baniaków na wodę więc nie ma jak pójść po nią do sąsiadów. Do domku (który oczywiście wody i prądu nie ma) kluczy nie chcieliśmy. No więc ruszyliśmy nad Mesznę i filtrowaliśmy, gotowaliśmy...
Spanko miało być pod ponchami. No i było- po raz pierwszy i ostatni. W nocy 15 stopni, a my zapięci pod szyję, kaptury i koszulki na twarzach. Czemu? Przez komary. Wieczne komary...
Następny dzień miał mieć tylko 10km. Okazało się jednak, że wszystkie „łąki” po zach. stronie Jeziora to posesje, a lasy- to bagna. Ja dostałem nawet gorączki od upału i niedoleczonej choroby, ale szybkie leki ją zniszczyły. Wykąpaliśmy się na prywatnym dojściu do Jeziora- litościwa kobieta...

Nocleg był na starej, zarośniętej drodze między polami, niedaleko Polanowa. Ognia brak, zimne podpłomyki i kiełbasa to nie szczyt szczęścia. Komary były, więc „awaryjny” namiocik 2- osobowy stał się nazym normalnym lokum.
Po pobudce o 6.00 ruszyliśmy do Powidza. Zaczęliśmy się już przyzwyczajać do plecaków, stamina nam rosła:D We wsi Msza, głosowanko, bułka z jabłkiem i woda. No i „Dzika Plaża” z tłumem turystów, ale umyć się musieliśmy. A później tylko rush do wielkiego lasu na północ od Jeziora, tam nocleg. Szczekanie saren blisko, ale i leśny dukt, a na nim czasem- samochody! Ognisko było więc doskonale osłonięte i zabezpieczone- sucho! Na nim tradycyjnie- plaki(podpłomyki w naszym slangu), kasza/ryż i dzika zupa z zielska.
W poniedziałek było chyba najbardziej leśnie. Piękne okolice Ostrowa, następnie okrążanie zalesionej zatoki Jeziora, której końcówka nie mieściła się już w mapie. No i to był problem. Poza mapą trochę się pogubiliśmy, ale w sumie i tak o 17.00 myliśmy się już w ustronnym miejscu po południowej stronie zatoki. Nocleg w dzikim lesie nad jeziorem- sosna- uff... nie ma bagien!

Wtorek upłynął w deszczu- od 12 do wieczora siąpiło. Tempo mieliśmy niezłe, przyzwyczajeni byliśmy do plecaka już na maksa. Nocleg znów w Marcewie- z krową sąsiadów

Środa to dzień powrotu z Marcewa do Słupcy. Trasa taka jak 1. dnia, tyle że zrobiona w 3, a nie 5 godzin! Powrót do domu przez Poznań na 18.00.
W skrócie:
Nawigacja: kompas i mapa 1:50000
Żywność: na plecach: 1kg mąki, kasza/ryż na każdy dzień, oliwa, 0,5lkg suchej kiełbasy, sosy w proszku. dokupiliśmy kilo mąki i raz bułkę z jabłkiem. No i oczywiście zielsko!
Woda: rzeczka Meszna i studnie gospodarzy
Obozowanie: poncha BW i namiot 2- osobowy
Ubiór: jak widać- długie rękawy i spodnie, pełne buty, kapelusze, chusty, słowem- jak na pustyni- oszczędzanie potu, a zarazem ochrona przed komarami.
Pogoda: pierwsze 4 dni upał >30 stopni, ostatnie 2- deszcz/ chmury i 20 stopni
Zdjęcia:
http://picasaweb.google.pl/113880530413 ... pk27072010#