Mianowicie, działo się to jakieś 9 lat temu, wraz z moim kuzynem i wujkiem leśniczym, który nie wiedząc czemu zawszę nosił ze sobą dwururkę powieszoną na ramieniu. A w skórzanej pięknie oprawionej torbie, ze trzy garście patron. Może do odstraszania kłusowników, którzy byli w tamtych czasach straszną plagą, a dziczyzna się ceniła, no do dziś jest to smakowite mięsko.
Wybraliśmy się wtedy, jak to wujek mawiał „ w las „ na przechadzkę.
A że wyruszyliśmy wczesnym rankiem rosa nas zastała, wujek mądry człek przewidział tą sytuację i wyposażył nas w gumiaki.
Po przejściu sporej odległości zrobiliśmy sobie przerwę, leśniczy wyjął ze skórzanej sakwy parę oprawionych w papier śniadaniowy kanapek, pamiętam do dziś ich fantastyczny smak. Bowiem wujek lubił sobie przyrządzać różnej maści sosy czosnkowe, musztarda mu bardzo fajnie wychodziła.
Wujka nagle zmogła potrzeba pójścia w krzaki, zakazał nam oddalać się od miejsca spoczynku. Po kilku chwilach ujrzałem wujka wychodzącego z boru dopinającego rozporek, z twarzą zamyśloną spojrzał na nas i powiedział, że znalazł ciekawe ślady, a miał nosa do tropienia zwierza.
Po krótkim namyślę kuzyn oznajmił z wielkim zapałem iż chce sprawdzić i sam wytropić owego zwierza. Staremu leśniczemu nie za bardzo spodobał się ten pomysł, ponieważ nie raz widział taki trop, ni to dzik ni jeleń dodał po chwili.
Z lekkim przerażeniem i niepokojem, które rysowały mu się na twarzy zgodził się pójść tym tropem. Szliśmy bardzo długo, po drodze wujek opowiadał nam swoje przygody w lesie z kłusownikami, jak to za młodu gonił ich całymi dniami.
Tak się zagadaliśmy że trop zwierzęcia przestał nas interesować i dawno go już zgubiliśmy. Wujek spojrzał na zegarek, była już osiemnasta- czas wracać do domu powiedział stanowczym głosem, kuzynowi się to nie bardzo podobało i zaczął głośno protestować z tego powodu.
Nagle z oddalonych o kilkadziesiąt metrów krzaków wyskoczyło tajemnicze zwierzę, którego nie dostrzegliśmy ponieważ staliśmy pod świerkami, a że stary wujek był wysoki - dostrzegł owego zwierza. Twarz mu pobladła niczym kreda ( pamiętam ten wyraz twarzy do dziś ) zalał się potem, który spływał mu po zmarszczonym od strachu czole.
I mocno pochwycił mojego kuzyna za rękę który był młodszy.
A mnie popychając kazał szybko wracać. Ciarki obleciały mnie, zrobiło się nieprzyjemnie gorąco oglądając się raz za razem przez ramie, czy zwierze ( myślałem że to jakaś rozzłoszczona locha szarżuje na nas ) nie leci za nami.
Ale po dotarci do auta, wujek powiedział nam że w czasie letnim widział kilkakrotnie nienaturalnych kształtów zwierze, z dziwnie wyglądającymi śladami.
Miałem zaledwie 13 lat, niczego nie widziałem, ale po minie wujka wnioskuje do dziś że to nie byle dzik.

Sorki za długą relację, ale pamiętam ją bardzo dobrze.
Przepraszać to możesz za używanie wyrażeń, których nie umiesz zastosować i całe mnóstwo błędów. Staraj się na przyszłość nie udziwniać, tylko pisz prostym językiem.
Uczyniłem ten tekst troszkę czytelniejszym.