Dzissiaj, wyskoczyłem do SP na parę godzinek po śniadaniu, aby przede wszystkim odwiedzić bivery, i połazić po śniegach w rakietach.
Czarna Struga oczywiście jak zawsze piękna i czarująca:
U biverów wszystko OK. Nikt ich tam nie kłopocze (poza moimi śladami, i zwierzyny leśnej, nikt tam nie właził). Generalnie, zauważyłem w PS, wiele obgryźonych drzew, jednak brak było śladów biverów w pobliżu. A poza ww. bobrowiskiem, nie udało mi się znaleźć nowego.
Zamiast podążać szlakiem, który teraz został już ubity przez koła terenowców myśliwych (wszystkie ślady prowadziły oczywiście do pobliskich ambon, obsypanych starym chlebem i ziemniakami), odbiłem ma wschód, i szedłem podmokłym skrajem Puszczy.
Teren bardzo ciekawy. Cały czas szedłem po lodzie pokrytym grubą warstwą śniegu. Rakiety rozkładały mój ciężar, i trzeszczący lód nie był mi straszny.
Dookoła pełno wiatrołomów. Śladów zwierzyny jak ludzi na Marszałkowskiej.
Parokrotnie napotkałem ciekawy fenomen. Były to niezamarzające oczka wodne w lodzie.
Z jakiegoś powodu (wydzielający się gaz błotny?) w pewnych miejscach woda nie zamarzała.
Po śladach zwierząt, widziałem, że omijają te kleksy szerokim łukiem.
Po dotarciu do północnego skraju Puszczy, odbiłem na zachód, mając w planie powrót na szlak. Po drodze, przechodząc przez dużą połać otwartego terenu, napotkałem na ślady tragedii. Możliwe że to zdjęcie dokumentuje, bużliwe zakończenie jakiegoś związku, a może tutaj rozpadła się wieloletnia przyjaźń, faktem jest, że napięcie wisiało w powietrzu:
Później już było trywialnie. Powrót na szlak, i szybkim krokiem do samochodu.
Na szlaku, zobaczyłem ślady sań, i to:
Najwyraźniej Św. Mikołaj tak wiał przed rozkapryszonymi bachorami, (które niekontente z prezentów, jakie im przywiózł, pogoniły staruszka) że zgubił kluczyk do alkowy Śnieżynki....
Na koniec, znalazłem jeszcze inspiracje, na nowego awatara dla Przeszczepa: