Gałęzi leżących na ziemi (bo po co dodatkowo kaleczyć drzewa?)
Młodych, ściętych Lip, których "skóry" używałem do wiązania
Trawy zajumanej z pola za lasem ^^
Na dobry początek znalazłem sobie idealne miejsce na szałas. Niewielka polanka o średnicy dosłownie dziesięciu metrów wydała mi się odpowiednia, toteż zacząłem szukać jakichś oznak życia leśnego. Nie chciałem aby mi się jakieś dziki szwędały pod szałasem, albo co gorsza w nim. Znalazłem jedynie króliczą norę oraz kilka śladów saren. Maszerowałem w czasie deszczu, który przerodził się w burzę, więc byłem calutki mokry. Rozpaliłem ognisko rozwieszając ubrania do wyschnięcia i w samych gaciach i Glanach wyruszyłem w las

Rozstawiłem cztery słupki wiążąc je na samej górze świeżą "skórą". Poprzeplatałem po całej długości, dookoła cienkimi witkami lipy, z której zerwałem korę do wiązania. Dla stabilności szczebelków, przywiązałem je resztką "sznurków".
Więc, szkielet był już gotowy, należy poszukać okrycia dla namiotu. Sprytna konstrukcja wierzchołka pozwoliła mi na umieszczenie tam mchu, który miałby zatrzymywać wodę w razie opadów. Na samym początku pościnałem świeże gałęzie lipy i prowizorycznie ale dokładnie pokładłem je na szałas. Trzymały się. Kolejno użyłem trawy zajumanej z pola za lasem. Rolnikom nie ubędzie a mi się przyda ;P. Okryłem cały szałas warstwą około 10 cm dla większej nieprzepuszczalności.
Do środka poukładałem sporo gałęzi sosnowych z igłami, świeżo ściętych.
Oto zdjęcie mojego dzieła. Okazało się, że szałas nie przeciekał pomimo sporych opadów. Burza była, ale przeszła bokiem ledwie zahaczając o miejsce noclegu

