

Zjeżdżam pierwszy, po kilkunastu metrach są ładne batinoxy, przepinka i można zagłębiać się dalej w czeluście, początek jaskini jest dziadowsko sypki, co rusz coś leci w dół, starczy nogą ruszyć, widać też sieciarze jaskiniowe.


Dalej jaskinia przechodzi w szczelinę pokrytą charakterystycznym kaczawskim błotem jaskiniowym, po kolejnych 15m znowu kotwy i przepinka i po chwili osiągamy to co kiedyś było uważane za dno jaskini.

Symq w tym czasie atakuje odnogę lucyny a ja w wspinam się zapieraczką przekopaną rurą, z planu to nie wynikało, spodziewałem się zacisku i zjazdu do kolejnej szczeliny a nie wspinaczki do niej.

Na górze znowu wklejone ładnie 2 batinoxy, stanowisko i zjazd ładną mytą rurą przechodzącą po chwili w szczelinę, o wiele węższą od poprzedniej


Stąd na dno jaskini prowadzą 2 drogi, najpierw próbujemy tej od wschodu, jest tam zostawiona poręczówka ,za zaciskiem należy zejść zapieraczką w dół ale wracamy i postanawiamy tą drogą wrócić


Droga od zachodu jest zdecydowanie łatwiejsza, wystarczy zjechać jakieś 4m i przeczołgać się do najgłębszych partii jaskini

I będąc już na dnie jaskini możemy pooglądać nacieki i nacieszyć się obecnością 60m pod ziemią


No a z powrotem to czego nikt nie lubi czyli małpowanie pod kątem 45 stopni i deporęczowanie obiektu



Ogólnie bardzo fajna dziura, kto nie był temu polecam. Od strony technicznej my mielismy linę 50 i 20m co wystarczyło z zapasem, zakładając że zapieraczkę rurą się przeżywcuje można wziąć 30 i 20m, stanowisko wygodnie założyć na górze o kratę, w środku jest bardzo dużo zdublowanych punktów do przepinek, minimum żeby lina zbytnio nie tarła to 1 przepinka na każdy zjazd czyli wystarczy razem z stanami mieć 4 karabole, oczywiście im więcej tym szybciej idzie poruszanie się na linach
