A teraz jak to było od początku do końca...
Piątek 6:40 spotkaliśmy się na dworcu PKP w Katowicach i udaliśmy się na dworzec PKS w celu zakupienia biletów na autobus do Korbielowa. Po zakupie biletu musieliśmy jeszcze troszkę czekać bo autobus odjeżdżał o godz 7:36, w tym czasie jeszcze rozglądałem się za automatem z kawą. Jak go znalazłem to okazało się, że jest zepsuty. Potem jeszcze szybka wizyta w WC i pójście na przystanek. Gdy zobaczyliśmy ile osób ma zamiar jechać tym autobusem to nam szczęki opadły, podjechał autobus a my swoje wszystkie manatki zapakowaliśmy do bagażnika autokaru. Podróż szybko nam zleciała bo na przejściu granicznym w Korbielowie byliśmy już o godz 10:15. Nawet nie odczuliśmy kiedy to zleciało... w Korbielowie kolejny raz skorzystaliśmy z WC i poszliśmy do naszych Słowackich znajomych z nadzieją że mają otwarty sklep...ale nic z tego, wróciliśmy się na przejście graniczne. Jeszcze raz obejrzeliśmy mapę wraz z trasą jaką chcemy iść.
Ok 10:40 wyruszamy... pierwsze podejście na Student i ostatnie widoki na cywilizacje. Driver na drodze zauważył jakiegoś padalca albo innego zaskrońca i zrobił mu fotkę a ten podłużny kolega ładnie pozował.
Po dojściu na szczyt Student(935 m.n.p.m) zrobiliśmy sobie pierwszy postój i stwierdziliśmy że zapomnieliśmy zabrać z domu podstawowej rzeczy... KONDYCJI. Następnie udaliśmy się na Beskid Korbielowski (955 m.n.p.m) po drodze mijając dość wielkie skały i liczne stare drewniane domki. Nieco wyżej za Beskidem Korbielowskim było rozwidlenie szlaków ale My dalej szliśmy szlakiem czerwonym i tak szliśmy aż doszliśmy do Beskidu Krzyżowskiego(923 m.n.p.m) z tego miejsca udaliśmy się na Jaworzynę (1047 m.n.p.m) w połowie drogi robiąc dłuższą przerwę na przygotowanie obiadu.
Po dojściu na Jaworzynę podziwialiśmy piękne widoki no ale na widokach się nie skończyło bo trzeba było iść dalej przed siebie. Z Jaworzyny mieliśmy ostre zejście na Przełęcz Głuchaczki która znajdowała się na wysokości 830 m.n.p.m i na tej przełęczy znajdowało się pole namiotowe bez namiotów...na środku stała tylko taka wiata w której był dach ale dziury pomiędzy deskami na ścianie miały odstępy 10 cm... więc te miejsce odpadało z planowanego miejsca noclegu, ale nie tylko to zadecydowało o pójściu jeszcze wyżej. Musieliśmy wyjść jeszcze wyżej ponieważ w naszych manierkach słychać było echo chlupoczącej wody... w prawdzie na mapie były zaznaczone 2 strumienie ale ich nie znaleźliśmy. W wiacie na polu namiotowym, spotkaliśmy turystów którzy powiedzieli nam że niedaleko łączenia naszego szlaku z szlakiem żółtym płynie mały potok. Więc bez zastanowienia ruszyliśmy na poszukiwanie życiodajnej wody. Po znalezieniu wody od razu poprawiły nam się morale bo to oznaczało że możemy się spokojnie rozbijać i spędzić noc... po napełnieniu wodą wszystkiego co się dało wróciliśmy do miejsca w którym było łącznie szlaków bo widzieliśmy tam ławkę i miejsce na ognisko oraz jakieś resztki po obozowisku.
W tym miejscu założyliśmy obóz wykorzystując to co zastaliśmy. Zawiesiliśmy jedną płachtę na dach i uzupełniliśmy braki w ścianach bocznych wypełniając je gałęziami igliwia które leżało jakieś 10 metrów od naszej miejscówki. Po wykonaniu dachu i ścian Driver postanowił sobie również łoże wyścielać igliwiem. Ja w tym czasie zbierałem drewno na opał i rozpaliłem ognisko. Po rozpaleniu ogniska Driver namówił mnie żebym ja też sobie wyścielił igliwiami łoże. Początkowo miałem małe opory ale jednak dałem się namówić i też zrobiłem sobie iglastą wyściółkę. Następnie na te igły rozłożyłem sobie pałatkę WP a na to karimatę oraz śpiwór. No to spanie mamy już gotowe, więc spokojnie mogliśmy zacząć robić nasze kulinarne wybryki no i się zaczęło pichcenie


Wiedziałem że, już nie zasnę kolejny raz, więc wstałem porozciągałem kości i zacząłem zbierać drewno i rozpaliłem ogień aby jak Driver wstał to było już wszystko tip top. Potem szybko zacząłem rozbierać naszą wille w której spał nie świadomy niczego Driver


Po zejściu do cywilizacji udaliśmy się do sklepu w celu zakupienia 2 litrów ziółek chmielowych i ruszeniem w poszukiwaniu transportu do Suchej Beskidzkiej. Po dość długiej wędrówce po asfalcie dotarliśmy do przystanku PKS z którego odjechaliśmy do Suchej Beskidzkiej. Z Suchej Beskidzkiej udaliśmy się do Bielska Białej. W tym mieście mieliśmy 40 min do pociągu na Tychy więc korzystając z okazji...wstąpiliśmy do baru i zjedliśmy szybkie jedzonko (pies pomielony razem z budą z jakimiś dodatkami) i dalszym uzupełnieniem płynów. Oczywiście nie mogliśmy zapomnieć że, do Tychów daleka droga więc zabraliśmy napoje na drogę. W Tychach byliśmy o godz 20. Ja autobus do domu miałem o 20:35 a Driver nieco wcześniej, więc trochę ze mną posiedział obmawiając cały wypad. Na koniec podaliśmy sobie ręce i udaliśmy się w swoje strony... THE END
Wnioski:
1: Góry to nie rurki z kremem
2: Dobre przygotowanie fizyczne to podstawa
3: Zawrócić z szlaku to żaden wstyd
4: Pogoda zmienia się z godziny na godzinę
5: Tachanie 20 i 25 kg plecaków nie jest łatwe w górach
6: Oznaczenia czasu przebywania drogi na szlakach jest mierzona na motocyklach albo przed wytrawnych traperów z plecakiem ważącym do 5 kg
a tu kilka fotek z wyjazdu
http://picasaweb.google.pl/Driver197882/PrawieBabiaGora#