Wyjazd miał się odbyć na Ukrainie, ale w ostatniej chwili prognozy pogody przekierowały nas na północ. Cóż - Ukraina będzie musiała tydzień-dwa na nas poczekać. Operowaliśmy na Warmii pomiędzy Bisztynkiem a granicą z Obwodem Kaliningradzkim. Jeździliśmy głównie polnymi drogami więc dzieci miały bardzo dużo swobody. Dopiero w niedzielę po zmroku wskoczyliśmy na asfalt, żeby jak najszybciej dotrzeć do zaparkowanych w Bisztynku samochodów.
Pogoda z letniej w sobotę, zmieniła się w jesienną w niedzielę. Trochę nas zmoczyło, a przy okazji potaplaliśmy się w błocie.
Spaliśmy "na dziko" - niektórzy w namiotach, niektórzy pod tarpem lub po prostu "pod drzewem". Wieczór i poranek spędziliśmy przy ognisku.
Ostatecznie ekipa była w składzie 8 dorosłych i 9 dzieci (3 dziewczynki i 6 chłopców). Byłoby nas jeszcze więcej, ale jedna rodzina wycofała się przed samym wyjazdem. Po pierwszym dniu wycofał się też w trakcie jeden tata, ale ... zostawił nam dzieci, więc niewiele to zaburzyło w składzie

Przy tak dużej ekipie trudno było podelektować się terenem. Ale za to dzieci w grupie świetnie się bawiły, zapominając przy tym o "całym bożym świecie" (i o tym, że "trzeba jechać"). W sumie przejechaliśmy niecałe 140 km i wdrapaliśmy się na ok. 1000 m (niby te pagórki takie małe, a wyszło z tego po 500 m podjazdów każdego dnia) co jak na tak liczną ekipę uważam za spore osiągnięcie.
Duże słowa uznania należą się zarówno dzieciom jak i dorosłym!
Parę fot:
https://picasaweb.google.com/klubik.karpacki/WujkuOimy
PABLO